Kosmiczny uroboros - recenzja filmu Nowy początek

Joanna Kułakowska
2016/11/14 17:00
4
0

Nowy początek to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy nie szukają w SF kosmicznych wybuchów i laserowej broni, lecz inteligentnego przekazu.

Nowy początek stanowi filmową adaptację opowiadania Historia twojego życia (zamieszczonego w zbiorze o tym samym tytule) autorstwa Teda Chianga i choć oddanie ducha oryginału wydaje się w tym przypadku rzeczą nad wyraz trudną, Denisowi Villeneuve’owi udaje się ta sztuka. To obraz oparty na intrygującym pomyśle, którego fabularna konstrukcja złożona jest z płynnie przenikających się fragmentów życia głównej bohaterki, gdzie każdy, nawet najdrobniejszy element ma znaczenie… Ma też pewne zadanie – zwodzić widza. I trzeba od razu powiedzieć, iż owo zwodzenie wyszło bardzo zręcznie – po stronie twórców znajdują się założenia, które odbiorca czyni odruchowo. Są tak oczywiste, że nawet ich sobie nie uświadamiamy, bo wynikają z codziennych doświadczeń i linearnej percepcji tychże. Twórcy, bawiąc się nimi, sprawiają odbiorcy niespodziankę. W odbiorze tej historii i chłonięciu jej klimatu na pewno przydatne okaże się przypomnienie sobie takich pojęć jak kot Schrödingera, Czas Snu czy hipoteza Sapira-Whorfa (choć w samym filmie pada tylko to ostatnie).Kosmiczny uroboros - recenzja filmu Nowy początek

Centralnym tematem opowieści snutej przez Villeneuve’a jest rzecz niby oklepana, którą w literaturze i kinematografii brano na warsztat wiele razy i zapewne jeszcze wiele razy tam trafi – kontakt z Obcymi i konflikt naukowcy versus wojskowi. Relacje z pozaziemską cywilizacją to wizja niezwykle nośna, często służąca za metaforę do zobrazowania konfliktów międzyludzkich. Celna, gdy chodzi o pokazanie różnic pozornych, i fascynująca, gdy myślimy o różnicach fundamentalnych. Do tego interesująca w sensie czysto teoretycznym, bo skoro biali kolonizatorzy tak bardzo różnili się od australijskich aborygenów, że nie mogli przeniknąć ich sposobu pojmowania świata, a w rezultacie przejrzeć ich intencji – i vice versa – dlaczego ktoś z naszej planety miałby zrozumieć istoty z zupełnie innego świata? I kto tu okaże się aborygenem? Pytanie o tyle zasadne, że dobrze wiemy, co spotkało aborygenów… O tyle ważne, że czymś złym i nierozważnym jest strzelać do turystów, a tym bardziej dobroczyńców, ale jeszcze gorzej pozwolić na zagładę/kolonizację swego gatunku. Co więc zrobią ludzie, gdy zawitają kosmici? Gdy tamci okażą się zupełnie inni?

Nowy początek z jednej strony nie pozostawia złudzeń. Kiedy ludziom zagrozi wyłączenie dobrodziejstw cywilizacji, wielu z nich od razu zachowa się jak bydlęta. Wizja końca świata zawsze stymuluje sekty żądne wniebowstąpienia. Nieznane rodzi strach, ten zaś nienawiść i głupie decyzje. Stres powoduje nieufność nawet wobec sojuszników i zwierzchników. Wszystkie te socjologiczne mechanizmy są tu pokazane. Jednakże głównie w tle, bo choć pada sakramentalna kwestia o konieczności współpracy i dzielenia się informacjami, główni bohaterowie dwoją się i troją, żeby okiełznać krótkowzroczność przełożonych (przywarę większej części ludzkości), a widzowie mają świadomość, że bez tego wszystko trafi szlag – i jest to jedno z przesłań filmu Villeneuve’a – to nie na tych mechanizmach koncentruje się owa produkcja. Adaptacja utworu Chianga uwypukla problem prawidłowego zrozumienia drugiej istoty, nieważne, czy to człowiek, czy Obcy (choć oczywiście w tym drugim przypadku sprawa jest trudniejsza). Jak ważny jest przekaz i punkt odniesienia, to, co leży u jego podstaw i wpływa na jego kształt. Dlatego punktem wyjścia staje się lingwistyka, która otwiera drogę psychologii i fizyce. Dlatego ludzkość zawdzięcza nowy początek upartej i genialnej lingwistce, dr Louise Banks (Amy Adams).

Centralna postać opowieści zostaje zwerbowana wraz z fizykiem, dr. Ianem Donnellym (Jeremy Renner), na szefów zespołów pracujących nad problemem kontaktu. Oczywiście pod kuratelą armii. W filmie ciekawie pokazano dynamikę tych relacji – wojskowi i agenci usiłujący trzymać fason, spoza którego wyziera niepewność, podjąć sensowne decyzje, choć mają świadomość, że stąpają po bardzo grząskim gruncie, a z drugiej strony naukowcy zachwyceni możliwością odkryć, oszołomieni wizją wiedzy i zetknięcia się z czymś absolutnie nowym, a przy tym przerażeni. Skrajnie sfrustrowani błędami i zestresowani aproksymowaniem skutków swej bezradności w danej sytuacji. Nie tylko dla nich, ale także dla całego świata. Denis Villeneuve sensownie pokazał istotę konfliktu priorytetów wojska i badaczy, asekuranctwo tych pierwszych (całkowicie zresztą zrozumiałe) kontra desperację uczonej, która pojęła pewne rzeczy, ale nie ma czasu (ani adekwatnych narzędzi komunikacyjnych), by to innym wytłumaczyć. Nieźle (choć siłą rzeczy trochę pobieżnie) przedstawiona została także metoda naukowa. Nowy początek tylko w jednym miejscu powiela bolączkę Interstellara Christophera Nolana – kiedy lingwistka tłumaczy pułkownikowi Weberowi (Forest Whitaker), o którym wiemy, że wcale nie jest ignorantem, rzecz oczywistą dla średnio rozgarniętego ucznia szkoły średniej. To ewidentna zagrywka „idiotoodporna”, którą można by sobie darować.

GramTV przedstawia:

Klimatycznie i wnikliwie ukazano tu za to relację matki i córki, rozważania o życiu i śmierci. Relację złożoną z porwanych fragmentów, które jednak spajają się w przejmującą całość. Stanowi ona drugi z motywów Nowego początku, nie mniej istotny niż kontakt z pozaziemską formą inteligencji. Te dwa motywy, splatając się, tworzą przekaz, że ważny jest każdy moment, a więc warto być świadomym i pielęgnować każdą chwilę. Wydawałoby się, ulotne chwile okazują się kluczowe, ważne jak kosmos, który nas otacza. Cały wszechświat może zależeć od tego, co wydarzy się w jednej, jedynej pozornie nieważnej sekundzie, bo wszystko jest powiązane siecią zdarzeń. Tak więc opowieść o próbie porozumienia z innymi staje się jednocześnie opowieścią o rozumieniu samego/samej siebie, poszerzaniu świadomości i spojrzeniu z szerszej perspektywy. Nowy początek to film piękny pięknem bardzo melancholijnym – i w sensie sposobu realizacji, i w sensie przesłania, które skłania do refleksji. Przecież każdy początek nierozerwalnie wiąże się z końcem czegoś innego.

Akcja Nowego początku sączy się powoli i spokojnie, obfitując jednak w niepokojące zdarzenia i odczucia jakby z pogranicza snu i jawy, które przenikają na wskroś realistyczną mordęgę w laboratoriach i przed ekranami komputerów. Niesamowicie klimatyczne, budujące gęstą atmosferę i duszny niepokój, przerywane nagłym dreszczem emocji są m.in. sceny kolejnych „sesji” z przybyszami, widok tajemniczych, zimnych i ponurych, wiszących martwo statków kosmicznych lub rysunki obrazujące kolejne zagadki związane z ich językiem. I wciąż nieodgadniona kwestia: po co tu przybyli? Klimat podkreśla ścieżka dźwiękowa, szczególnie zaś ostre, a zarazem przytłumione dźwięki, które, pojawiwszy się nagle, powodują gęsią skórkę. W połączeniu z wyblakłymi barwami daje to nieco nierealne wrażenie, budzące skojarzenie z przebywaniem pod wodą. Efekt jest kompatybilny z budzącym grozę, monumentalnym wyglądem Obcych i specyfiką atmosfery, w której przebywają. Kameralna realizacja tylko dodaje smaczku. Naprawdę świetna robota. Świetnie wypada również duet Adams – Renner. Jeremy Renner budzi zainteresowanie i pewną sympatię również w roli tak innej aniżeli Sokole Oko w MCU. Amy Adams, aktorka często zbyt „przezroczysta”, jakby pozbawiona charakteru, tutaj pokazała artystyczną klasę.

Nowy początek naprawdę warto zobaczyć. Nie tylko jako dzieło, które oryginalnie i specyficznie podchodzi do tematu spotkań z Obcymi, ale jako bardzo dobry, mądry film o ludziach i intrygujące kino SF (jak wcześniej Bliskie spotkania trzeciego stopnia Stevena Spielberga czy Kontakt Roberta Zemeckisa).

Komentarze
4
One_of_the_Many
Gramowicz
15/11/2016 00:54

Dzisiaj obejrzałem ten film i jakoś nie mogę znaleźć tego inteligentnego przekazu.Jeśli ktoś oglądał trailer to zna już pierwsze 3/4 filmu. Ostatnia 1/4 rujnuje niestety cały film i się okazuje, że nie oglądamy filmu SF tylko jakiś melancholijny dramat, dla którego kosmici byli jedynie wciśniętym na siłę tłem, które ma się nijak do niczego. Pierwsza część filmu stawia pytania (po co obcy przylecieli itd.), pobudza ciekawość i wciąga tylko po to by na koniec rzucić widzowi w twarz "lol, sorry, nie o to tu chodziło. Macie tu jakąś durnowatą historyjkę na odczepnego, a teraz patrzcie na tę miłość".edit: Mam wrażenie, że autor naoglądał się szóstego zmysłu i chciał stworzyć coś z podobnym "mykiem", tylko nie wiem po co wsadził tam kosmitów. Gdyby sobie ich odpuścił, a skoncentrował się bardziej na tym "myku" to byłoby z tego coś ciekawego. A tak - ni w tę, ni wewtę.

One_of_the_Many
Gramowicz
15/11/2016 00:54

Dzisiaj obejrzałem ten film i jakoś nie mogę znaleźć tego inteligentnego przekazu.Jeśli ktoś oglądał trailer to zna już pierwsze 3/4 filmu. Ostatnia 1/4 rujnuje niestety cały film i się okazuje, że nie oglądamy filmu SF tylko jakiś melancholijny dramat, dla którego kosmici byli jedynie wciśniętym na siłę tłem, które ma się nijak do niczego. Pierwsza część filmu stawia pytania (po co obcy przylecieli itd.), pobudza ciekawość i wciąga tylko po to by na koniec rzucić widzowi w twarz "lol, sorry, nie o to tu chodziło. Macie tu jakąś durnowatą historyjkę na odczepnego, a teraz patrzcie na tę miłość".edit: Mam wrażenie, że autor naoglądał się szóstego zmysłu i chciał stworzyć coś z podobnym "mykiem", tylko nie wiem po co wsadził tam kosmitów. Gdyby sobie ich odpuścił, a skoncentrował się bardziej na tym "myku" to byłoby z tego coś ciekawego. A tak - ni w tę, ni wewtę.

Fang
Gramowicz
14/11/2016 20:52

Po tej recenzji mam wrażenie że to jest podobne do Ślepowidzenia czyli że trzeba obejrzeć :)




Trwa Wczytywanie