Witajcie w Krzemowej Dolinie - recenzja Watch_Dogs 2

Piotr Nowacki
2016/11/14 13:40

Watch_Dogs 2 skutecznie zhakowało moje serduszko.

Nie będzie przesadą nazwać Watch_Dogs jednym z największych growych rozczarowań ostatnich lat. Po niesamowitym zwiastunie z E3 oczekiwania były gigantyczne. Po premierze okazało się jednak, że tytuł Ubisoftu jest co najwyżej przeciętniakiem. Z największą krytyką spotkały się nieczyste zagrania marketingowe francuskiej korporacji - gotowy produkt wizualnie nie dorastał do pięt temu, co zaprezentowano na targach w Los Angeles dwa lata wcześniej. Na dodatek sama gra nie rekompensowała graficznych niedostatków. Aiden Pearce, główny bohater Watch_Dogs to postać przeraźliwie nudna, a fabuła była pełen dziur i klisz. Nie zachwycała również rozgrywka. Przed premierą obiecywano nam, że wcielimy się w hakera, okazało się jednak, że sama gra to jedynie strzelanko-skradanka przyprószona hakerskim pudrem. Witajcie w Krzemowej Dolinie - recenzja Watch_Dogs 2

Byłem w stanie dużo wybaczyć grom z otwartym światem od Ubisoftu, ale po niesławnym Assassin’s Creed: Unity, nijakim Watch_Dogs i wtórnym względem poprzednika Far Cry 4 miarka się przebrała. Dlatego też do Watch_Dogs 2 podchodziłem z w zasadzie zerowym entuzjazmem. Oczywiście, Ubisoft opowiadał o tym, że cenią zdanie graczy i nie popełnią błędów poprzedniczki.

Trzeba przyznać, już pod względem samego umiejscowienia akcji twórcy odcięli się od pierwowzoru. Podczas gdy jedynka rozgrywała się w Chicago, które znajduje na północnym wschodzie USA, dwójka przenosi nas na południowy zachód, do Kalifornii, gdzie zwiedzimy Oakland, Krzemową Dolinę i oczywiście San Francisco. Główni bohaterowie również nie mogliby się bardziej od siebie różnić - teraz białego smutasa w okolicach kryzysu wieku średniego zastępuje Marcus Holloway, czarnoskóry dwudziestoczterolatek, który, w przeciwieństwie do Aidena, nie jest pozbawioną osobowości kłodą.

Jedyna rzecz, która łączy Aidena i Marcusa to konflikt z korporacją Blume, odpowiedzialną za CtOS, system operacyjny, który służy do zarządzania wszystkimi procesami w mieście - od sterowania kamerami ulicznymi i ruchem samochodów po koordynację działań policji. Marcus ma z nimi na pieńku, gdyż w wyniku monitorowania jego działań został sprofilowany jako potencjalny przestępca. By się temu przeciwstawić przyłączył się do DedSec, hakerskiego kolektywu, który również jest na ścieżce wojennej z Blume.

Podstawowym narzędziem, którym hakerzy zamierzają walczyć z korporacja jest aplikacja DedSec, która wykorzystuje wolne zasoby komputera do obliczeń w chmurze. Działania hakerów mają na celu przekonanie coraz to większej ilości osób do zainstalowania tego programu, aby w ten sposób uzyskać moc przerobową pozwalającą na zaatakowanie CtOS. Każda wykonywana w grze akcje skutkuje wzrostem zainteresowania naszymi poczynaniami, a co za tym idzie, nowymi instalacjami.

Ta mechanika pozwala na większą integrację zadań pobocznych z wątkiem głównym. Nowych fanów zdobywamy zarówno spektakularnymi akcjami hakerskimi, ale też na przykład zarządzając swoim profilem w mediach społecznościowych - nagradzani jesteśmy za robienie i zamieszczanie zdjęć ciekawych miejsc na mapie San Francisco, czy też biorąc udział w wyścigach gokartów. Sama fabuła również sprzyja takim mniej zobowiązującym zadaniom - przez większość czasu wątek główny nie jest przesadnie poważny, nie ratujemy bezbronnych sierot z paszczy krokodyli, więc nie mamy wyrzutów sumienia przez to, że spędzamy czas ścigając się na torze. Rozwiązuje to problem aż zbyt dobrze znany z innych gier Ubisoftu - w Assassin’s Creed walka z reżimem Borgiów musiała poczekać, bo na dachach były piórka do zebrania, w Far Cry 4 robiliśmy sobie przerwy od uczestniczenia w krwawej wojnie domowej po to, by polować na zagrożone gatunki zwierząt i kręcić filmy kaskaderskie, a w pierwszym Watch Dogs olewaliśmy ratowanie porwanej siostry na czas rozgrywek pokerowych i szachowych oraz popijaw w knajpie.

Zadania poboczne wyróżniają się także tym, że każde z nich jest na swój sposób unikalne. Nie ma już kolejnych zleceń robionych metodą kopiuj-wklej, które różnią się tylko ilością wrogów do wybicia i lokacją, a opisane są tylko dwoma zdaniami tekstu. Wszystkie misje poboczne posiadają również swoją własną fabułę. Dużej części z nich w zasadzie nie dałoby się odróżnić od zadań głównych, gdyby nie były opisane w menu jako “side mission”. Jest to wielkim progres względem pierwszej części, gdzie do wykonania były dziesiątki nudnych zadań ograniczających się do zabicia konkretnej osoby czy dojechania z punktu A do punktu B. W Watch_Dogs 2 nawet każde z zadań taksówkarskich ma unikalne (i całkiem niezłe, swoją drogą) dialogi z pasażerami, dzięki którym nie ma szans na popadnięcie w rutynę. Otoczki fabularnej pozbawione są jedynie misje przeznaczone do kooperacji, jednak jest to zupełnie zrozumiałe - w grze przez sieć historia zwykle bardziej przeszkadza.

Misje - zarówno te główne, jak i poboczne - urozmaicają nowe gadżety w hakerskim arsenale. Najważniejszymi są jumper - dwukołowy robot, który może na przykład wjechać do zamkniętego pokoju szybem wentylacyjnym i otworzyć Marcusowi drzwi od środka oraz latający dron, który ma ograniczone funkcje względem robota, co jednak rekompensuje większą mobilnością. Do tego dochodzą nowe sztuczki hakerskie, takie jak możliwość przejęcia zdalnie kontroli nad samochodem przeciwnika lub nasłania na wybranego przez nas delikwenta patrolu policji. Dzięki hakerskim sztuczkom możemy się poczuć jak władca marionetek, który z oddali manipuluje ludźmi jak pionkami na szachownicy. Wspaniałe uczuce, którego mi zdecydowanie brakowało w pierwszej części.

Dzięki rozszerzeniu zasobu gadżetów i umiejętności względem części pierwszej rzadziej jesteśmy zmuszeni do użycia siły. Prawie każdy problem można co prawda rozwiązać z pomocą pistoletu czy karabinu, ale zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące jest wykonanie misji tylko z pomocą naszych gadżetów, bez konieczności brudzenia rąk i bez wywoływania alarmu. Jednak nawet jeśli dojdzie do konfrontacji, to nie musimy zabijać wrogów. Do walki wręcz mamy specjalną kulę na sznurku zwaną thunderball - kulką nabijamy nieszczęśnikom guzy na głowie, a sznurkiem możemy poddusić bandziora. Jeśli zaś chcemy uciszyć wroga na odległość, to możemy to zrobić paralizatorem. W żadnym momencie gry nie jesteśmy zmuszeni do zabijania wrogów, za co twórcy mają u mnie gigantyczny plus. Gdyby Marcus obowiązkowo zabijał strażników, którzy przyłapią go na gorącym uczynku, to ze szlachetnego hakera zmieniłby się w socjopatę.

GramTV przedstawia:

Oprócz broni i gadżetów nasz haker może liczyć także na swoje mięśnie. Marcus całkiem nieźle opanował le parkour - być może nie dorównuje kolegom asasynom, jednak jest w tym na tyle dobry, że wszyscy miłośnicy biegania po dachach powinni być zadowoleni. Umiejętności Marcusa świetnie się sprawdzają w nastawionej na skradanie rozgrywce. Niestety, ta mechanika nie działa idealnie - czasami Marcus odmawia przeskakiwania przez murki i płoty, które teoretycznie nie powinny mu sprawić żadnego problemu, a przy zeskakiwaniu czasami robi zupełnie niepotrzebne salto, które zaburza dynamikę rozgrywki. Na szczęście nie są to duże niedogodności.

Marcus w swojej krucjacie nie jest jednak zdany jedynie na swoje umiejętności i hakerskie zabawki. Wspierają go inni członkowie DedSec - Sitara, z pochodzenia Hinduska, która oprócz hakowania zajmuje się street artem, Wrench, z lekka szalony inżynier wiecznie skrywający twarz za maską, Josh - genialny koder z zespołem Aspergera oraz twardo stąpający po ziemi Horatio, który łączy hacktywizm z pracą w korporacji.

Na zwiastunach inni członkowie DedSec nie prezentowali się zbyt interesująco. Sprawiali wrażenie, jakby żywcem wzięto ich z filmu jakiegoś niedorzecznego filmu o hakerach z lat 90. i przepuszczono ich przez filtr opacznie rozumianego hipsterstwa. Na szczęście w samej grze prezentują się dużo lepiej - mają naprawdę porządnie napisane dialogi, czuć między nimi chemię, która nadaje im autentyczności. Plusem też jest to, że w samej grze większość rozmów odbywa się drogą radiową, więc absurdalne stylizacje nie psują dobrego wrażenia.

W grach z otwartym światem miasto też jest tak naprawdę jednym z bohaterów gry. Na pierwszy rzut oka wybór San Francisco może jawić się jako plagiatowanie GTA V, w którym rozbijaliśmy się po fikcyjnym kalifornijskim mieście Los Santos. Na szczęście trudno tu mówić o zrzynaniu - miejsce akcji jest jak najbardziej uzasadnione ze względu na bliskość do Doliny Krzemowej. Na dodatek San Francisco ma swoją własną, niepowtarzalną tożsamość - podczas gdy Los Santos (i jego pierwowzór, Los Angeles) to przede wszystkim Hollywood, show-business i gangsta rap. San Francisco z kolei jest wyróżnia się na mapie Ameryki jako mekka kultury alternatywnej, stąd też na ulicach znajdziemy ogromną ilość street-artu - zarówno graffiti, jak i mniej konwencjonalne formy sztuki. Różne autentyczne atrakcje turystyczne zostały odwzorowane w grze, więc Watch_Dogs 2 może być gratką dla miłośników wirtualnych wojaży. Żałuję, że twórcy nie oddali w nasze ręce tryby fotograficznego z prawdziwego zdarzenia - co prawda z pomocą drona można spróbować zrobić całkie ciekawe ujęcia (co widać na niektórych zdjęciach w galerii pod tekstem), ale to jednak trochę za mało, bym był w pełni usatysfakcjonowany.

Na wirtualnym San Francisco mocno odcisnęła się również kultura LGBT+. Na porządku dziennym są tęczowe flagi czy murale, możemy odwiedzić bary gejowskie, a ważną rolę w grze pełni Miranda - transeksualna radna Oakland, która prywatnie sympatyzuje z DedSec. Zanim jednak pojawią się głosy, że poprawność polityczna znowu zaciska swoje macki, chciałbym zwrócić uwagę, że San Francisco jest nierozłącznie związana ze środowiskiem LGBT+ - w tym mieście jest największy odsetek osób homoseksualnych w całych Stanach Zjednoczonych, ta społeczność jest ważną częścią tożsamości miasta. Zignorowanie tego faktu przez twórców gry byłoby zwyczajnym zakłamywaniem rzeczywistości.

Na koniec wypadałoby wspomnieć o problemach technicznych. Wydawać by się mogło, że bugi to stały element gier Ubisoftu, ale Watch_Dogs 2 wypada pod tym względem zaskakująco dobrze, przynajmniej w trybie dla jednego gracza. Przez około 20 godzin zabawy napotkałem w sumie trzy błędy w grze, z czego dwa wymagały ponownego załadowania gry, zaś za trzecim razem jeden NPC zatopił się w ziemi, jedynie jego czubek głowy wystawał z chodnika. Przy tak rozległej grze jest to naprawdę niezły wynik.

Gorzej jest z trybem multiplayer. W teorii wygląda całkiem obiecująco - światy gry różnych graczy płynnie się przenikają, możesz zarówno napotkać potencjalnych sprzymierzeńców, czy też, podobnie jak w pierwszej części, da się zaatakować innych graczy w celu wykradzenia im danych. Niestety, na tę chwilę funkcja płynnego przenikania jest wyłączona, bo powodowała ona na tyle duże spadki płynności, że gra stawała się niegrywalna. Jak będzie to wyglądało po jutrzejszej premierze - czas pokaże. Na szczęście tryb dla samotników oferuje tyle atrakcji, że tymczasowa niedyspozycja trybu multiplayer nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu.

Grając w Watch_Dogs 2 doszedłem do wniosku, że mamy powtórkę z historii. Prawie dziesięć lat temu premierę miało pierwsze Assassin’s Creed - gra ze sporym potencjałem i wieloma ciekawymi pomysłami, która ostatecznie zawodziła ze względu na miałką historię i powtarzalną rozgrywkę. Potem jednak pojawiło się Assassin’s Creed 2 - produkcja przewyższająca poprzedniczkę w praktycznie każdym aspekcie. To samo można powiedzieć o serii Watch_Dogs. Po boleśnie przeciętnej jedynce otrzymaliśmy kontynuację, która jest lepsza od pierwowzoru w praktycznie każdym aspekcie. Oby to oznaczało koniec marazmu, jaki w ostatnich latach dotknął francuską korporację.

9,0
Marcus jest dla Aidena tym, kim Ezio dla Altaira.
Plusy
  • więcej możliwość hakowania
  • możliwość pacyfistycznego przejścia gry
  • charyzmatyczny bohater
  • świetne zadania poboczne
  • bogactwo świata
Minusy
  • drobne niedoskonałości w parkourze
Komentarze
16
DambialkoX
Gramowicz
14/11/2016 20:27

Pierwszą część kupiłem 2 miesiące temu, ale zaryzykuję i kupię WD2 w ciemno :D

DambialkoX
Gramowicz
14/11/2016 20:27

Pierwszą część kupiłem 2 miesiące temu, ale zaryzykuję i kupię WD2 w ciemno :D

pannowacki
Gramowicz
14/11/2016 19:36

Na tym screenie widać akurat paralizator, ale normalne bronie też można malować na najróżniejsze kolory.




Trwa Wczytywanie