Prawdopodobnie jeszcze nigdy w tak krótkim czasie na rynek nie trafiły aż trzy wysokobudżetowe produkcje. Którą z gier warto wybrać?
Prawdopodobnie jeszcze nigdy w tak krótkim czasie na rynek nie trafiły aż trzy wysokobudżetowe produkcje. Którą z gier warto wybrać?
Współczuję tym, którzy muszą dokonać wyboru jednej z tych produkcji. Przez ostatnie 4 tygodnie praktycznie grałem tylko w trzy gry – Battlefield 1, Titanfall 2 i Call of Duty: Infinite Warfare. Ktoś pewnie powie – masz chłopie zdrowie do tych shooterów, ileż można strzelać? Sporo w tym racji, ale z drugiej strony gdyby dzisiaj trafiła mi się czwarta gra z tego gatunku, chętnie bym po nią sięgnął. Po takim maratonie nie czuję przesytu. To tylko udowadnia, że spotkała nas wielka przyjemność - nie tylko na rynek weszły trzy wysokobudżetowe produkcje z jednego gatunku, ale każda z nich trzyma bardzo wysoki poziom.
Aby nieco lepiej opowiedzieć o podobieństwach i różnicach między wszystkimi trzema grami postanowiłem podzielić ten artykuł na kilka sekcji, bo tak będzie najłatwiej i... najlepiej. Treści jest sporo, a więc aby zbędnie nie przedłużać przejdę do sedna.
Zacznę chronologicznie, czyli od Battlefielda 1. EA DICE nigdy nie posądziłbym o przygotowanie bardzo dobrej kampanii. A jednak, tym razem się udało. Kluczem do sukcesu okazało się podzielenie fabuły na kilka oddzielnych rozdziałów. Każdy ma innego bohatera, prezentuje nam inne miejsce czy różni się pod względem rozgrywki. To ciekawy zabieg, świetnie pasujący do I wojny światowej. Bardziej realistyczne przedstawienie konfliktu nie pozwalałoby na ograniczenie się tylko do jednego bohatera skaczącego od bitwy do bitwy po całej Europie. Podoba mi się również klimatyczny początek, który świetnie pokazuje że żołnierze w czasie tego krwawego konfliktu ginęli praktycznie jeden za drugim. To robi wrażenie, chociaż i tak najdłużej będę pamiętać kampanię pilota samolotu, zwłaszcza jej zakończenie. Tutaj scenarzystom EA DICE udało się mnie nieźle zaskoczyć.
Titanfall 2 to z kolei bardzo klasyczna kampania. Kiedy Battlefield 1 na początku wprowadza nas w klimat genialną pierwsza misja, ekipa Respawn Entertainment serwuje klasyczny samouczek, a później oferuje równie staroszkolne walki z bossami. Kampania w Titanfall 2 nadrabia samą mechaniką znaną z pierwszej części. Tradycyjne walki przeplatają się z potyczkami między tytanami oraz sekwencjami zręcznościowymi, które zdecydowanie wyróżniają grę Respawn Entertainment na tle konkurencji. Brakuje za to czegoś spektakularnego. Pod koniec tempo i skala konfliktu znacząco przyspieszają, ale nadal bardziej emocjonujące rzeczy dzieją się u konkurencji. To nie tylko widowiskowe akcje, ale i lokacje, które zachwycają swoim rozmachem i oryginalnością. Pod tym względem Titanfall 2 prezentuje się najsłabiej z całej trójki.
Kampanię w obu grach porównałbym do wizyty w restauracji (tak, lubię barwne porównania). Battlefield 1 to eleganckie miejsce, na pewno ma gwiazdkę Michelin. Tryb single player to przystawka. Wygląda wspaniale, nie wiadomo czy jeść czy patrzeć. Aż prosi się o założenie konta na Instagramie, aby tylko wrzucić zdjęcie. Niekiedy trudno uwierzyć, że taka gra może działać na konsolach i nie powoduje ich przegrzania po kilku minutach gry. Tej przystawki jest jednak tyle, aby broń Bożę się nią najeść. Chce się więcej i nie wiadomo czy to dlatego, że wstęp był krótki czy tak dobry. Titanfall 2 to z kolei pizzeria. Danie w ani jednym aspekcie nie zaskakuje, jest dokładnie tym samym co zawsze, ale jak to pizza, zawsze smakuje. Można tym się najeść i wyjść z uśmiechem na twarzy. Respawn Entertainment tak duży nacisk położyło na kampanię, że w grze znajdują się tylko trzy banalnie proste osiągnięcia za multiplayer. Po singlu w Battlefieldzie 1 chce się więcej, Titanfall 2 jest za to pod tym względem bardzo sycący.
A co na to Call of Duty? Znowu to samo? Nie, nie będę powtarzać tego wyświechtanego sloganu, który w dodatku niewiele ma wspólnego z prawdą. Infinite Warfare to nieco inna produkcja, znacznie mniej liniowa niż cała resztą. Zawiało kontrowersjami.
W nowej części ekipa Infinity Ward pozwala wcielić się w rolę kapitana ogromnego statku Retribution. Wprawdzie nie będziemy niczym Komandor Shepard rozwiązywać problemów członków załogi, ale niekiedy twórcy oddadzą nam nieco więcej swobody. Przykładowo misje nie rozpoczynają się jedna za drugą. Miedzy nimi możemy chodzić po statku (niestety liczba dostępnych miejsc jest bardzo ograniczona) i zajrzeć do kajuty kapitańskiej, w której czeka na nas komputer z materiałami przybliżającymi fabułę, świat i bohaterów oraz lista najważniejszych person w armii wroga, które są do wyeliminowania. Tych zabijamy w czasie misji fabularnych, ale i zadań pobocznych. Tak, w Infinite Warfare możemy spojrzeć na mapę galaktyki i wybrać sobie jedno z kilku dostępnych zadań (część nie jest obowiązkowa). Dzięki temu mi przejście kampanii zajęło nieco ponad 10 godzin. To rekordowo dużo jak na Call of Duty i największych konkurentów.
Powiew świeżości wprowadzają również bitwy kosmiczne. Wprawdzie latać możemy również w Battlefield 1, ale Infinite Warfare oferuje takie atrakcje częściej i na większą skalę. To zresztą cecha charakterystyczna serii – niesamowity rozmach, który można lubić lub nie. Nie zmienia to jednak faktu, że pod tym względem Call of Duty od lat nie ma konkurencji. W tegorocznej odsłonie solidnie wygląda również warstwa fabularna. Członkowie załogi Retribution są ciekawie zaprezentowani i co tylko potęgowało emocje związane z ostatnimi misjami.
Każdy z trzech trybów single player trzyma wysoki poziom, ale najwyżej oceniłbym Call of Duty: Infinite Warfare. Fabuła jest najdłuższa, bardzo efektowna i widowiskowa, jest również najbardziej zróżnicowana. Gdybym więc miał doradzać komuś, kto może zdecydować się tylko na jedną grę i najwyżej ceni sobie kampanię, poleciłbym produkcję zespołu Infinity Ward.
Multiplayer to dla wielu najważniejszy element pierwszoosobowych shooterów. Ponownie zaczniemy chronologicznie. Battlefield 1 to klasycznie ogromna skala - wielkie mapy, nawet 64 graczy na ekranie, a do tego spora destrukcja otoczenia. To nadal robi ogromne wrażenie i przyciąga do konsoli/komputera. W tej części EA DICE dodało bardzo ciekawy tryb Operacji, w którym bierzemy udział w historycznych bitwach. Przebrnięcie przez jedną sesję to czasami nawet godzina ciągłej walki. Dla najwierniejszych fanów będzie to wielka atrakcja. Pozostali pewnie wybiorą standardowe tryby. Dla każdego coś miłego. Gdybym miał się do czegoś przyczepić wskazałbym na ograniczenia związane z realiami historycznymi. Przyzwyczajenia z bardziej futurystycznych gier sprawiają, że potrzeba czasu aby przywyknąć do mniej zaawansowanego sprzętu. Battlefield 1 staje się więc nieco bardziej wymagającym tytułem, ale nadal pozwala świetnie bawić się nawet mniej wprawnym graczom.
Call of Duty to z kolei jeszcze szybsza walka. Tutaj dojście do miejsca akcji to kilka sekund, tyle również potrzeba na zaliczenie kolejnego zgonu. Miałem dłuższą przerwę od multi w tej serii, co odczułem aż zbyt szybko. Nie przypominam sobie kiedy ostatni raz dostawałem takie baty. Czasami wydawało mi się, że przeciwnicy zabijają mnie samym wzrokiem. Tryb wieloosobowy jest więc bardzo wymagający i przeznaczony głównie dla weteranów. Im nie będzie przeszkadzać mała liczba zmian i czasami aż zbyt szaleńcze tempo oraz mapy, na których nic się nie dzieje. Ja jednak dawno wyskoczyłem z tego pociągu i nie widzę szans, abym miał do niego ponownie wsiąść. Rozgrywka zdecydowanie tylko dla wiernych fanów.
Specjalnie na koniec zostawiłem Titanfall 2. To produkcja, która stoi gdzieś po środku. Jest szybka i widowiskowa, ale w przeciwieństwie do Infinite Warfare przyjazna nowym graczom. Bariery wejścia wbrew pozorom są niewielkie. Nie brakuje również rozmachu, chociaż nie tak dużego jak w Battlefieldzie 1. Tytany i większe mapy pozwalają jednak na odrobinę szaleństwa. To moim zdaniem decyduje o sukcesie tej gry. W niej zachowany jest balans, ma ona największą szansę przypaść do gustu wszystkim. Strzałem w dziesiątkę jest też dodanie do gry botów, które pozwalają poczuć się nieco lepszym. Co chwile można kogoś pokonać, nawet jeśli jest to niemalże bezbronny żołnierz sterowany przez SI.
Zdecydowanie stawiam na Titanfall 2. Żaden z trybów wieloosobowych nie przeszedł gruntownych zmian. Na najwięcej zdecydowało się EA DICE oraz Respawn Entertainment i to należy docenić. Przede wszystkim jednak są to bardzo dobre tryby, dające olbrzymią przyjemność z grania. Call of Duty robi się pod tym względem zbyt hermetyczne. Nadal sprawia ogrom przyjemności fanom, ale nowym osobom jest coraz trudniej. Titanfall 2 ma z kolei wszystko – jest szybki, efektowny, daje dużo emocji i przede wszystkim jest bardzo przystępny. Niech nikogo nie zmylą filmiki z multi, w których gracze śmigają po ścianach, latają dzięki lince i robią inne, niezwykłe akrobacje. To faktycznie jest w tej grze, ale zostało tak przygotowane, że nawet największy żółtodziób momentalnie opanuje mechanikę. Jeśli ktoś szuka jednak miejsca do masterowania, Titanfall 2 też będzie miał coś dla niego. To moim zdaniem najlepszy multiplayer, odrobinę bardziej udany niż w Battlefield 1 i zdecydowanie ciekawszy od Infinite Warfare.
Ktoś pewnie się doczepi, że kategoria ta istnieje tylko po to, aby wreszcie najlepszy był Battlefield 1. Może tak, ale poziom wykonania tej produkcji wręcz nie pozwala nie wspomnieć o tym. Wizualnie EA DICE przygotowało prawdziwe arcydzieło. Nie mam pojęcia jakim cudem to działa na konsolach, ale jednak, udało się. Titanfall 2 na tym tle prezentuje się bardzo nijako, nie zachwyca ani designem, aby jakością tekstur czy efektów. Call of Duty: Infinite Warfare z kolei umieściłbym mniej więcej po środku. To na pewno znacznie wyższy poziom niż Titanfall 2, jest na co popatrzeć, ale jednak Battlefield 1 to inna liga. Jeśli chciałbyś zaprosić znajomych i zrobić na nich wrażenie grą, nie znajdziesz lepszego rozwiązania. Nic dziwnego, że na trailerach to właśnie produkcja EA DICE prezentuje się najlepiej. W tym przypadku jakość oprawy faktycznie pozytywnie wpływa na poziom rozgrywki. Battlefield 1 to nie wydmuszka, która wygląda pięknie, ale jest pusta w środku.
Przed podsumowaniem warto sprawdzić jakie dodatkowe atrakcje, oprócz kampanii i multiplayera, oferują wszystkie trzy gry. Battlefield 1 i Titanfall 2... nie dostarczają niczego konkretnego. Jedynie Infinite Warfare zawiera tryb Zombie, w którym możemy razem z innymi graczami walczyć z zombiakami (a nawet kosmitami). Klimat Far Cry 3: Blood Dragon sprawia jednak, że czułem jakby to była część innej gry. Prosty i mało znaczący dodatek, chyba że masz ekipę znajomych do grania. Wtedy może być fajnie, jak w każdym "koopie".
W przypadku Infinite Warfare należy jeszcze wspomnieć o całkiem sporym dodatku jakim jest świetnie odświeżone pierwsze Modern Warfare. W tym jednak wypadku jest jeden haczyk – za taką przyjemność trzeba dołożyć dodatkowe około 100 zł i wybrać edycję Legacy Infinite Wareafe. Ciągle wierzę, że Activision pozwoli kupić tę grę osobno, tak byłoby najlepiej dla graczy.
Za nami bardzo duża ilość treści, którą trzeba wreszcie podsumować. Który shooter jest najlepszy? Fanom kampanii single player polecałbym Call of Duty: Infinite Warfare, do potyczek w sieci lepiej nadaje się Titanfall 2. Battlefield 1 oferuje za to największy "efekt wow", na który składa się nie tylko oprawa A/V, ale i tematyka oraz sposób jej zaprezentowania. Jeśli jednak kogoś interesuje wszystko i może pozwolić sobie tylko na jedną grę polecałbym... Shadow Warrior 2*. Serio, rekomenduję Titanfall 2. Jako całość (tj. multi + single) to moim zdaniem najlepsze rozwiązanie. Gdyby jednak ktoś przypadkowo wybrał Battlefielda 1, w zasadzie wiele by nie stracił. Podobnie może być z Infinite Warfare. Główne wnioski z tego tekstu są więc takie, że każdy z trzech shooterów jest na wysokim poziomie. Dla jednego lepszy będzie Battlefield, dla innego Call of Duty. Dużo zależy od prywatnych preferencji i jedyne co chciałbym zrobić to zasugerować jakieś rozwiązanie i wyrazić swoją opinię, a nie robić za wyrocznię której zdanie jest jedynym słusznym. Podsumowując, za nami świetny okres dla fanów pierwszoosobowych shooterów. Warto więc brać w tym udział.
*Shadow Warrior 2 oczywiście nie był omawiany w tym tekście, ale jeśli gracie na PC warto mieć ten tytuł na uwadze. 2016 rok jest zresztą świetny dla fanów shooterów, o czym pisałem jakiś czas temu.