Czy piękni, bogaci i sławni mogą sobie pozwolić na bycie nieszczęśliwym? Wszytko jest względne czy może raczej wszystko jest fałszywe i na pokaz?
Czy piękni, bogaci i sławni mogą sobie pozwolić na bycie nieszczęśliwym? Wszytko jest względne czy może raczej wszystko jest fałszywe i na pokaz?
Zastanawialiście się kiedyś jak to możliwe, że portale plotkarskie tak często dostarczają nam szokujących informacji z tak zwanego „high-society”? Ktoś popełnia samobójstwo, znany aktor rozstaje w atmosferze skandalu z żoną, sławna piosenkarka ze łzami w oczach skarży się na przemoc w rodzinie, a problemy z alkoholem czy narkotykami to rzecz już w gruncie rzeczy normalna (a pamiętajcie, że mówimy tylko tym co wypłynęło, w tajemnicy trzymane jest zapewne dużo więcej brudu). Dlaczego ludzie, którym obce są wszystkie problemy tak mocno trapiące nas, szaraczków, sprawiają często wrażenie tak nieszczęśliwych i pogubionych? Mają pieniądze, sławę, dostęp do szeregu chętnych kobiet/mężczyzn (w zależności od upodobań), mogą podróżować w egzotyczne miejsca, pracują sporadycznie… czego chcieć więcej? Z czego tutaj do diabła być niezadowolonym? Jak oni w ogóle mogą w taki sposób marnować sobie życie? Przecież miliardy ludzi na całym świecie oddałoby wszystko, byle osiągnąć ten stan posiadania, gwarantujący komfort i spokój ducha, niezmącony takimi problemami jak kredyty we frankach, opłaty, dojazdy do pracy, upierdliwy szef czy cieknący kran.
Tutaj znajduje się miejsce na ciekawostkę, która pozwoli lepiej zrozumieć nam recenzowany film. Reżyserem Zwierząt Nocy jest Tom Ford, który swego czasu był dyrektorem kreatywnym dla domu mody Gucci. Obraca się więc w kręgach, których życie przychodzi mu opisywać. Od początku praktycznie widzimy fałsz, smutek i nieszczęście, które jest udziałem tych sfer, swoje zdanie na ten temat reżyser zresztą wkłada w usta jednego z przyjaciół głównej bohaterki, który pocieszając ją wypowiada znamienne słowa „Nasz świat jest znacznie mniej bolesny od prawdziwego”. Antytezę prezentuje chwilę wcześniej przyjaciółka Susan, która twierdzi wręcz odwrotnie, przekonując ją że ma prawo do nieszczęścia mówiąc „wszystko jest względne”. Obydwoje mają rację – jednak żadna z rad nie potrafi pomóc rozczarowanej swoim życiem burżujce, która ku swojemu przerażeniu stała się tym, kim za młodu gardziła - zblazowaną, nieszczęśliwą snobką w średnim wieku, rozpaczliwie szukającej czegoś prawdziwego. Ostatnia nadzieja Susan Morrow to były mąż Edward, który niespodziewanie przysyła jej kopię swojej książki, notabene dedykowanej właśnie jej.
Od tego momentu zaczyna się akcja właściwa filmu. Porzucony kochanek napisał bowiem świetną powieść, przesiąkniętą jednak przemocą, strachem, smutkiem i zagubieniem. Widz razem z Susan odkrywa kolejne nawiązania zawarte w powieści, które odnoszą się do ich wspólnego życia, do przeżyć Edwarda po rozstaniu, wreszcie do jego stanu emocjonalnego dziś. Oczywiście to wszystko nie jest oczywiste, aż do ostatniej sceny, której wydźwięk przypieczętowuje całą interpretację. Ostatnie ujęcie to zresztą drugi najlepszy moment w filmie, zaraz po absolutnie przerażająco realistycznym zajściu, które ma miejsce na drodze ekspresowej gdzieś w zachodnim Teksasie. Brakuje tutaj elementów horroru czy nawet thrillera we właściwym znaczeniu tego słowa, ale gdzieś w powietrzu unosi się cały czas napięcie, smutek, aż w końcu gniew i rozpacz. Historia w ukazana Zwierzętach Nocy to gorzka pigułka.
Z wydźwiękiem fabularnym przepięknie koresponduje techniczne wykonanie filmu. Aktorzy spisali się świetnie, bezbłędnie zresztą dobrano ich do przypisanych ról. Amy Adams jako melancholijna współczesna burżujka, nigdy nienauczona, że wybory mają swoje konsekwencje gra bardzo dobrze, nawet jeżeli jej postać nie budzi zbyt wielkiej sympatii. Jake Gyllenhaal w podwójnej roli wrażliwego Edwarda i Tony’ego Hastingsa, swojego alter-ego z kart własnej książki) odnajduje się bez problemu. Wisienką na torcie są postaci poboczne – Bobby Andes jako stróż prawa z Teksasu czy Hutton Morrow jako przystojny mąż Susan, biznesmen będący uosobieniem żartobliwego zwrotu „high-snobiety”. Swoje robi też montaż, zdjęcia i reżyseria, w swojej zwyczajności w pewien sposób hipnotyzujące.
Film jest niczym innym jak manifestem bezradności wobec życia. Zaczyna się pokazem zorganizowanym przez główną bohaterkę, która obnaża sztukę współczesną – starającą się poprzez szok odwrócić uwagę od przytłaczających wątpliwości i powiedzieć coś prawdziwego. Niestety, jedyne co prawdziwego Susan ma do powiedzenia, to że nic nie wie, że jest zagubiona, nieszczęśliwa i odrobinę przerażona. Pozwalając sobie na niewielki spojler zdradzę tylko, że gorzki wydźwięk filmu przypieczętowuje los Zwierząt Nocy jako drugiego najbardziej depresyjnego filmu tego roku, zaraz po Wołyniu. Jednocześnie to bardzo dobre, warte Waszego czasu kino.