Po ostatnim wysypie premier gier AAA trudno znaleźć produkcję, której sprzedaż nie rozczarowała wydawcy. Czekają nas konsekwencje?
Po ostatnim wysypie premier gier AAA trudno znaleźć produkcję, której sprzedaż nie rozczarowała wydawcy. Czekają nas konsekwencje?
W momencie pisania tego tekstu za nami całkiem sporo dużych premier. Jesień stała pod znakiem takich tytułów jak:
Na tym w zasadzie nie koniec, ale The Last Guardian i Dead Rising 4 na razie sobie odpuśćmy, bo to nie są aż tak ważne dla branży marki. Final Fantasy XV z kolei miało swoję premiere chwilę przed napisaniem tego tekstu, a więc nie uwzględniam tej produkcji w swoich rozważaniach. Z tych 8 wyżej wymienionych gier tylko w dwóch przypadkach nie mówiło się o sprzedaży niższej niż oczekiwano. Każda z produkcji to ogromna marka z wieloma fanami na świecie. Dlaczego więc nie szturmowali oni sklepów? Dlaczego świat obiegają newsy o rozczarowujących wynikach sprzedaży i przede wszystkim jak odbije się to na branży? Argumentów za chociaż niewielką paniką jest kilka. Mimo wszystko znajdą się też tacy, którzy ostudzą emocje i będą mieli w swoich argumentach sporo racji.
Przejdźmy do konkretów. Sprawdźmy jeszcze raz powyższą listę i porównajmy wyniki sprzedaży tych gier z poprzednimi częściami.
O Forzie Horizon 3 nie znalazłem żadnych informacji, ale na listach sprzedaży w USA czy Wielkiej Brytanii gra potrafi pojawiać się wyżej niż Gears of War 4 (które wyszło nieco później), a więc byłbym raczej spokojny o popularność tej genialnej ścigałki. Battlefield 1 oczywiście pozamiatał i sprzedaje się rewelacyjnie. Mafia III to z kolei piękne słowa 2K, ale jeden z niedawnych donosów anonimowego pracownika firmy mówi, że koszty produkcji były ogromne i przy takiej jakości nie ma szans, aby Mafia III zarobiła na siebie. Cała reszta to już tytuły, które ewidentnie sprzedają się poniżej oczekiwań. Powyższe dane w większości pochodzą z Wielkiej Brytanii, ale to akurat rynek, który dobrze odzwierciedla nastroje w całej branży. Coś ewidentnie jest na rzeczy. Aby dokładnie ugryźć temat postanowiłem resztę tekstu podzielić na cztery części. Pierwsza to próba poszukania powodów takiej sytuacji.
Bo przejadły nam się gry AAA? Nie sądzę. Po prostu zmienił się nieco rynek i być może dopiero teraz zaczynamy odczuwać tego konsekwencje. Steam (jak i cały obszar PC-ów) sprawił, że do sprzedaży trafia całe mnóstwo mniejszych gier. One zabierają część budżetów i czasu jaki przeznaczamy na granie. Oczywiście eksplozja liczby gier na PC to nie wydarzenie z tego roku. To miało miejsce już wcześniej, ale na pewne efekty trzeba poczekać. Przykładowo, ile gier na ostatnich wyprzedażach kupiłeś? Ja ani jednej, mimo iż niektóre przeceny były bardzo atrakcyjne. Ostatnio wielokrotnie spotkałem się z głosami, że ktoś wyjątkowo nic nie kupił. Po prostu jesteśmy zapchani grami, w które nie mamy czasu zagrać.
Czyli popularna teoria, że "gier jest za dużo" sprawdza się? Tak i nie. Cofnijmy się do 2011 roku. Przypomnę wam jakie produkcje wtedy trafiały na rynek w ostatnich miesiącach roku.
Długa lista, prawda? Z tych wszystkich gier tylko jedna była sprzedażowym rozczarowaniem – Resistance 3. Bardzo przyjemny shooter, ale w takim towarzystwie ta marka po prostu nie miała szans. Można jeszcze wspomnieć o The Old Republic, ale to zupełnie inna historia. Czyli w skrócie, gier było jeszcze więcej, przynajmniej w kwestii tytułów AAA. Prawie wszystkie sprzedawały się bardzo dobrze. Dlaczego więc teraz jest inaczej? Niemalże każda wymieniona marka była wtedy u szczytu swojej popularności. Niedawno pisałem o tym jaki wpływ na nas ma hype. Na które z ostatnio wydanych produkcji faktycznie czekali gracze? Mam na myśli prawdziwą ekscytację na widok kolejnych materiałów promocyjnych. Może tylko Battlefield 1 serio rozpalał wyobraźnię fanów elektronicznej rozrywki. Efekt widać po wynikach sprzedaży.
Gdyby przeanalizować nieco dłuższy okres, na pewno nie można pominąć No Man's Sky. To był jeden z tych tytułów, który rozpalał wyobraźnię. Gdyby tylko gra nie miała tylu problemów, jej wyniki finansowe byłyby jeszcze bardziej imponujące (chociaż teraz i tak robią ogromne wrażenie). Po części z przykładu tej gry wnioski powinni wyciągnąć deweloperzy. Nie chodzi tylko o niespełnione obietnice i prezentowanie materiałów promocyjnych, które nie oddają prawdziwego wyglądu gry. Potrzebujemy nowych marek, czegoś czym faktycznie będziemy się zachwycać. Przykładowo Gears of War 4, mimo iż jest fantastyczną produkcją (moim zdaniem mocny kandydat na GOTY), nie sprzedał się fantastycznie właśnie ze względu na stosunek do marki. Ona troszkę się przejadła, nie wzbudza już takiej sensacji jak wcześniej. Potrzeba czegoś nowego.
Błędem będzie generalizowanie i wrzucanie wszystkich do jednego worka. Dlatego należy moim zdaniem spojrzeć na każdy przypadek z osobna. Jak się zaraz przekonacie, powody słabej sprzedaży niektórych gier mogą być zupełnie inne.
Deus Ex: Rozłam Ludzkości - po robiącym ogromne wrażenie Buncie Ludzkości kontynuacja nie wyglądała jak gra na nową generację, również umieszczenie akcji w Pradze (z jej dosyć klasyczną architekturą) nie było najlepszym rozwiązaniem. To bardziej Bunt Ludzkości 1,5 niż prawdziwa kontynuacja. Branża idzie do przodu, a Eidos Montreal zatrzymało się na epoce PS3/X360. Internetowe źródła donoszą, że potrzeba 3 mln kopii sprzedanych po pełnej cenie, aby inwestycja się zwróciła.
Mafia III – obok informacji o zawaleniu sklepów kopiami gry mamy doniesienia o horrendalnych kosztach produkcji i inwestycji, która nigdy się nie zwróci. Sprzedaż pokazuje jak wielkie jest zapotrzebowanie na tego typu tytuły. Niestety jakość zniechęca do kupna.
Titanfall 2 – moja teoria jest taka, że EA (podobnie jak miało to miejsce z Battlefieldem 3 i Modern Warfare 3) chciało mocno uderzyć w Call of Duty zabierając dużą część rynku dwoma tytułami. Efekt jest tego taki, że Titanfall 2, mimo iż świetny, nie zawojował rynku. Podobnie jak w przypadku ReCore, ktoś wybrał bardzo niefortunny moment premiery. Do tego dochodzi jeszcze młody wiek marki, brak pierwszej części na PS4 i niekoniecznie najlepsza kampania promocyjna.
Call of Duty: Infinite Warfare – tutaj moim zdaniem kluczowy był PR. Znudzenie klimatami futurystycznymi (ta, po dwóch grach, zwłaszcza że każda zupełnie inaczej pokazuje świat przyszłości) oraz ogólna niechęć do serii zrobiły swoje. Z przerażenie czytałem opinie wydawać by się mogło rozsądnych osób, które z radością przyjmowały każdą negatywną opinię o Infinite Warfare.
Watch Dogs 2 – jak wyżej. Negatywne emocje związane z pierwszą częścią i "ziomalski" klimat wylewający się z wielu materiałów promocyjnych wywoływał podobny efekt jak w przypadku Infinite Warfare. Czasami donosiłem wrażenie jakby Ubisoft robił tę grę na siłę, bo nikt jej nie chce.
Dwa ostatnie przykłady są szczególnie ciekawe. Infinite Warfare i Watch Dogs 2 spotkały się z falą (moim zdaniem nieuzasadnionej) krytyki. To dwa tytuły, które gracze jakby znienawidzili i nie mogli zrozumieć, że skoro ich to nie interesuje to nie oznacza od razu, że muszą zniechęcać do zagrania innych. Dzisiaj mówienie, że gra się w te produkcje to dosyć odważna teza. Strasznie dużo jadu musiało się zebrać w niektórych osobach kiedy okazało się, że obie produkcje są dobrze oceniane. Źli recenzenci, na pewno są przekupieni pieniędzmi wielkich wydawców. Ewentualnie niektórych obecnie mniej interesuje cieszenie się grami, a bardziej szczere hejtowanie niektórych produkcji.
Taki negatywny wizerunek musiał wpłynąć na sprzedaż. Należy jednak pamiętać, że przykładowo Ubisoft w przypadku Watch Dogs mocno sobie na to zapracował. To jest to, o czym pisałem w linkowanym nieco wyżej tekście. Dobrze zbudowany hype potrafi sprzedać nawet rozczarowującą produkcję, ale w przyszłości odwraca się to przeciwko deweloperowi/wydawcy. Na efekty trzeba więc czasami poczekać.
Mniejsza ilość pieniędzy to mniejsza liczba inwestycji. Mniejsze firmy statystycznie znacząco mniej inwestują (taka zależność występuje w wielu branżach, wątpię aby elektroniczna rozrywka była w tej kwestii wyjątkiem), a więc w przyszłości może być problem z postępem w niektórych tematach. Jeśli największe marki przynoszą coraz mniejsze dochody, duzi wydawcy będą ciąć koszty na ryzykowne projekty czy dopiero raczkujące technologie jak na przykład VR. To może znacząco zahamować rozwój wirtualnej rzeczywistości. Inna sprawa to liczba osób które stracą pracę czy studiów, które zostaną zamknięte.
Mogą jednak pojawić się konsekwencje pozytywne. Jeśli stara formuła się wyczerpuje, trzeba szukać nowej. To jest nadzieja, że na rynku gier AAA pojawią się zmiany, nowe marki i rozwiązania, które mogą ożywić ten rynek. Czasami wystarczy nawet drobne cofnięcie się jakim niewątpliwie jest powrót Battlefielda do realiów I wojny światowej. Wyobrażacie sobie te wszystkie słynne bitwy II wojny światowej w nowoczesnej technologii? Wygra ten, kto zrobi to pierwszy. Przykład serii Assassin's Creed pokazuje, że czasami potrzeba dużych zmian. Na razie jednak pozostają one w sferze obietnic Ubisoftu, ale optymistycznie zakładam, że jest na co czekać.
Statystyki to twarde dane, z którymi ciężko się kłócić. Niektórzy jednak mówią, że one kłamią. Zdecydowanie się z nimi nie zgadzam. Statystyki mówią prawdę, ale trzeba umieć je czytać, a to wymaga nieco więcej myślenia niż samo przeczytanie rzędu cyfr. Przede wszystkim rynek się zmienił, a to oznacza że tradycyjna pudełkowa sprzedaż powoli traci na znaczeniu. Mimo iż firmy jak NPD czy Chart-track robią co mogą, często nie uwzględniają w swoich analizach sprzedaży w cyfrowej dystrybucji, a ta to nie tylko kolejne kopie. Kiedy na rynek trafiał Wiedźmin 2 prezes CD Projektów mówił wprost – z każdej sztuki w pudełku otrzymujemy 20 dolarów, ze Steama 35 dolarów, z GOG-a 50 dolarów. Cyfrowa dystrybucja (dla firm, które nie mają własnych platform sprzedażowych) to niekiedy nawet 50% większe przychody! Jednocześnie gry coraz częściej posiadają mikrotransakcje i mniejsze lub większe dodatki, które pozwalają wyciągnąć więcej z obecnych klientów.
Nie oznacza to oczywiście, że problemu nie ma. Jest, ale należy pamiętać o wielu czynnikach. Część graczy rezygnuje z kupna gry w pudełku, bo nie interesuje ich produkt, inni robią to ponieważ wybrali wersję cyfrową. W jednym i drugim przypadku najczęściej cytowane statystyki lecą w dół, ale raz ze szkodą dla wydawcy/dewelopera, innym razem wręcz przeciwnie.
To w końcu jest się czego bać czy nie? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Faktem jest, że wiele niedawno wydanych hitów sprzedaje się poniżej oczekiwań. Powody nie zawsze są takie same i często wynikają nie z niekorzystnych zmian w branży, a złych decyzji samych deweloperów i wydawców. Może to przynieść dobre, jak i złe konsekwencje w przyszłości. W tym momencie lepiej wstrzymać się z osądami. Dopiero wyniki finansowe największych w tej branży pokażą czy sprzedaż wyżej wymienionych gier okazała się dużym problemem. Na razie możemy tylko gdybać.