A mówili, żeby Nintendo nie wchodziło do świata smartfonów...
A mówili, żeby Nintendo nie wchodziło do świata smartfonów...
Po 24 godzinach od wrzucenia Fire Emblem Heroes do cyfrowej dystrybucji na iOS/Android flagowa strategia Nintendo została pobrana 2 miliony razy i zarobiła blisko 3 miliony dolarów. W porównaniu z innymi sukcesami firmy na polu gier mobilnych (Pokemon GO, Super Mario Run) nie jest to może ogromne osiągnięcie, jednak zwróćmy uwagę, że mówimy o relatywnie niszowym tytule, kojarzonym głównie przez użytkowników Game Boyów i DS-ów.
Tytuł Fire Emblem jest doskonale znany fanom Nintendo, którzy zagrywają się w kolejne części serii od blisko 27 lat. Ilu jednak zwykłych zjadaczy chleba postawiłoby tę markę w jednym szeregu z Mario, Pokemonami czy Zeldą - najważniejszymi produkcjami kojarzonymi z konsolami japońskiego producenta? Obstawiam, że niewielu, co zbytnio mnie nie dziwi. Fire Emblem zasłużyło sobie na miano kultowej strategii, ale gatunkowa przynależność siłą rzeczy nie wrzuca jej do głównego nurtu. Stąd też premierowy sukces Fire Emblem Heroes jest nie tylko zaskakujący, ale przede wszystkim godny podziwu.
Fire Emblem Heroes w bardzo przemyślany sposób wykorzystuje wieloletnią tradycję i dorobek serii, tworząc grę przyjazną dla nowicjuszy, przyjemną dla fanów i dostosowaną do warunków grania na komórce. Opis fabuły można śmiało pominąć, gdyż główny wątek jest pretekstowy i pozwala scenarzystom wrzucić do jednej przygody całą gromadę tytułowych bohaterów z wcześniejszych gier Fire Emblem. Takie pomieszanie z poplątaniem może być uznane przez purystów za bluźnierstwo, jednak w moim przekonaniu nie dało się tego zrobić inaczej, a poza tym trzeba pamiętać, że w Fire Emblem Heroes raczej nie będziemy grali dla fabuły. Solą tej produkcji są walki, rozwój postaci, kolekcjonowanie bohaterów, czyli wszystko to, co idealnie sprawdza się w smartfonowych warunkach.
Walki w Fire Emblem Heroes odbywają się zawsze na mapach o wymiarach 8 na 6 kwadratów. Niektóre pola są nieaktywne (dziury, lawa, na której nie można stawać), inne stanowią urozmaicenie, wpływające na przebieg rozgrywki (góry, lasy, mosty), więc jest trochę kombinowania i taktycznego podejścia. Ograniczona mapa nie pozwala na wymyślanie złożonych strategii, więc sprowadza się to do obowiązkowego minimum, które na konsolach wygląda znacznie lepiej. Tym niemniej minimalistyczna (smartfonowa) formuła Fire Emblem Heroes bardzo przypadła mi do gustu i po kilku pojedynkach odgoniłem myśli, że „na 3DS-ie było fajniej”. Było po prostu inaczej i z nastawieniem na dłuższą i bardziej wymagającą rozgrywkę.
Mechanika pojedynków jest doskonale znana fanom serii i opiera się na założeniu, że jeden typ broni jest potężniejszy od innego, więc większa liczba punktów HP czy siły nie zawsze jest kluczem do sukcesu. W dolnym prawym rogu widnieje podpowiedź do tego systemu a la papier-nożyce-kamień, dlatego nowicjusze nie powinni mieć problemu z ogarnięciem podstaw.
Bo trzeba przyznać, że Fire Emblem Heroes to relatywnie prosta i przyjemna strategia. Poruszanie po mapie i zadawanie ciosów to nauka na kilka minut, co nie znaczy, że po kwadransie będziemy o tej grze wiedzieć wszystko. Poza głównym trybem fabularnym mamy tu szereg aktywności pobocznych (Training Tower, Special Maps, Arena Duels), które pozwalają zdobywać doświadczenie i nowe umiejętności. Jest rozbudowa zamku, rozwijanie statystyk i uzależniający motyw kolekcjonowania bohaterów.
Z tym ostatnim wiąże się znienawidzony przez jednych, rozumiany przez drugich system mikropłatności. Opcja Summon Heroes, czyli swoistego losowania bohaterów, których możemy wykorzystać w rozgrywce, wymaga wpłacenia pięciu Orbów (im więcej losujemy, tym cena jest niższa). Wynik losowania jest zawsze wielką niewiadomą, więc czasem, by otrzymać wymarzoną postać z Fire Emblem Fates, Awakening itp. musimy uzbroić się w cierpliwość i wydać sporo waluty. Orby pozyskujemy w trakcie gry (story mission, przechodzenie etapów na wyższym poziomie trudności, czasowe wyzwania itp.), ale o wiele szybszym sposobem na ich zgromadzenie jest wizyta w cyfrowym sklepie i wydanie prawdziwych pieniędzy. Koszty Orbów (w zależności od ich ilości) wahają się od 9 do 337,5 złotych. Przy okazji zaznaczę, że wylosowani bohaterowie, na których wyłożyliśmy kupę kasy, nie przepadają po przyjęciu śmiertelnego ciosu. Fire Emblem jest znane z opcji permadeath (poległy wojownik umiera na zawsze), ale w przypadku Heroes nie zdecydowano się na tę opcję.
Drugim przejawem obecności mikrotransakcji jest system staminy, która odpowiada za możliwość brania udziału w kolejnych walkach. Krótko mówiąc, kiedy pasek staminy wskaże zero, musimy poczekać na regenerację lub wykupić Orby potrzebne do natychmiastowego odnowienia tego wskaźnika. Fire Emblem Heroes nie jest więc w żadnym wypadku grą pay-to-win, a rasowym free-to-play, z wszystkimi ograniczeniami i pokusami zainwestowania w ten tytuł prawdziwych pieniędzy. Pytanie tylko, czy w przypadku takiej gry nie lepiej sprawdziłaby się jednorazowa opłata, pobierana za zniesienie wszelkich ograniczeń związanych ze staminą? Bo nie da się ukryć, że ten motyw boli najbardziej, gdy chcemy pograć w 100 procentach za darmo.
Niezależnie od tego, czy zamierzamy płacić, czy jesteśmy oszczędni i cierpliwi, w Fire Emblem Heroes po prostu warto zagrać. Dla fanów serii to pozycja obowiązkowa, gdyż uśmiech nie schodzi z twarzy na widok znajomych postaci i ślicznych artworków, a także licznych nawiązań i mechanizmów wyciągniętych z „dużych” Fire Emblemów. Od podstawowych założeń, po takie drobiazgi jak dźwięki w menu itp. Nowicjusze nie znający tego cyklu również znajdą tu wiele atrakcji, gdyż Fire Emblem Heroes nie wrzuca od razu na głęboką wodę. To bardzo przystępna i odpowiednio złożona strategia, która nie obroniłaby się na konsoli przenośnej, ale jej uproszczona formuła sprawdza się idealnie w kilkuminutowych walkach w komunikacji miejskiej czy kolejce do lekarza. Idealny przerywnik dla fanów gatunku.