Tutaj wszystko się chowa. Nawet Pikachu.
Tutaj wszystko się chowa. Nawet Pikachu.
Hidden Folks korzysta z rozwiązań, jakie były wprowadzane w Gdzie jest Wally? Zadaniem gracza nie jest jednak wyszukanie na obszernej planszy okularnika w pasiastej bluzie i czapeczce, ale masy elementów, które zostały poukrywane w różnych rejonach. Nie są to jednak statyczne plansze - wszystko jest interaktywne (niektóre obiekty można przesuwać) i animowane, co skutecznie utrudnia zabawę.
Jakby tego było mało plansze pozbawiono kolorów, tak więc gracz może bazować jedynie na czarno-białych elementach, od których mieni się przed oczami. W teorii wszystko wygląda tak samo, ale przypomnijcie sobie przygody Wally'ego – niemalże wszystko zlewało się w biało-czerwoną mozaikę. Elementy, które musimy odszukać z pomocą wprawnego wzroku mogą chować się w garażu, za samochodem, w basenie czy w zajęczej norze. Brak mi cierpliwości i po kilku minutach zaczęłam namiętnie pacać po ekranie w nadziei na odnalezienie czegoś na chybił-trafił - efekt był opłakany i musiałam wrócić do analizowania każdego fragmentu poziomu. Samo przejście gry nie stanowi jednak wyzwania i produkcja jest dość krótka. Nie trzeba też odnajdować wszystkich elementów podanych przez grę, by móc odwiedzić kolejny świat. Jeśli jednak zdecydujemy się na czyszczenie plansz na 100% ze wszystkich przedmiotów, zwierzaków i bohaterów to spędzimy przy grze długie godziny.
Na szczęście twórcy wprowadzili system podpowiedzi, które czasem trafnie, a czasem dość niejasno nakierowują użytkownika na cel. Są to po prostu krótkie opisy pod przedmiotami, które mniej więcej dają obraz sytuacji. Niekiedy opisują sam ubiór postaci, czasem sytuację czy dokładną lokacje przedmiotu czy bohatera. Nie łudźcie się jednak, że w jakiś specjalny sposób ułatwi to rozgrywkę. Jeśli łatwo się irytujecie i szukacie szybkich rozwiązań, Hidden Folks nie jest dla was. To gra dla cierpliwych i wytrwałych w poszukiwaniach najdrobniejszych elementów.
Jeśli już mowa o opisach, trzeba przyznać, że twórcy wykonali kawał dobrej roboty powierzając ją... społeczności graczy, a polscy „tłumacze” naprawdę świetnie poradzili sobie z tekstem. Sama gra jest utrzymana w humorystycznym tonie, a tłumaczenie dodatkowo poprawiło i tak świetny klimat gry. I tak na liście mamy znajdowanie Pikachu przy jedynej stacji, gdzie jest dobre połączenie Wi-Fi czy elektryka Lauro M., który bardzo cierpi z powodu ad-blokerów.
Graficznie Hidden Folks prezentuje się znakomicie. Pewnie powiecie, że przecież to jedynie czaro-biała mazia, ale twórcy całą oprawę stworzyli własnoręcznie. Oczywiście, postacie są podobne do siebie, ale takie jest założenie gry – diabeł tkwi w szczegółach. Rewelacyjnie wypada tu oprawa dźwiękowa. Twórcy osobiście nagrywali poszczególne dźwięki wykorzystując do tego celu jedynie... swoje usta - efekt jest komiczny. Zazwyczaj gram starając się wyciszać muzykę, jednak tutaj miałam głośność ustawioną na maksimum.
Podczas rozgrywki spokoju nie dawała mi tylko jedna persona – Natalia. Natalia, podobnie jak Wandelopa von Cuks z filmu Ralph Demolka, była (przynajmniej w moim przypadku) błędem w grze. Otóż dziewczyna ma talent w przebierankach i za każdym razem, kiedy otworzy się drzwi, Natalia ma na sobie inny strój. Niestety, pomimo mojego usilnego klepania w ekran, Natalia nie chciała dołączyć do grupy znalezionych.
Adriaan de Jongh i Sylvain Tegroeg wpadli na świetny pomysł rozruszania nieco zastygłych rozwiązań. Stworzyli ciekawą grę, pełną dobrego humoru podsyconego interesującą oprawą graficzną, ze świetnym tłumaczeniem i genialnymi dźwiękami. Byłaby 10, gdyby nie trochę zawyżona cena. I ta przeklęta Natalia.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!