Byli pracownicy kultowego Rare + duchowy następca równie kultowego Banjo-Kazooie. Co mogło tutaj nie wypalić?
Byli pracownicy kultowego Rare + duchowy następca równie kultowego Banjo-Kazooie. Co mogło tutaj nie wypalić?
Klasyczny projekt z Kickstartera. Takie tam cieszą się największą popularnością. Byli twórcy jakiejś bardzo popularnej przed laty marki postanawiają ją wskrzesić, ale z racji braku praw do IP tworzą tzw. duchowego następcę. Gracze oczywiście muszą się na to zrzucić, bo żaden poważny wydawca nie chce tego sfinansować. Fani jednak rzucają pieniędzmi w monitory i swoimi kartami płatniczymi pomagają w sfinansowaniu projektu. Przecież to kiedyś było świetne i teraz takich gier brakuje. Czasami powrót do klasyki faktycznie przynosi genialne efekty. Najlepszym przykładem może być przecież XCOM, na którym dobry interes zrobiło 2K Games. Ale czy podobnie będzie z Yooka-Laylee? Aby zbędnie nie przedłużać od razu podam odpowiedź – nie, nie będzie. Poniżej wyjaśnienie.
Pierwsza produkcja ekipy Playtonic Games, ekipy założonej przez weteranów z Rare, to duchowy następca Banjo-Kazooie. Dzięki temu gra jest praktycznie idealną kopią oryginału. Wystarczyłoby podmienić tytuł, imiona bohaterów oraz ich wygląd i mielibyśmy prawdziwą kontynuację. Rozgrywkę zaczynamy od scenki przerywnikowej, w której rozmawia dwójka antagonistów. Troszkę to trwa, ale za jakiś czas wreszcie poznajemy głównych bohaterów. Uprzejma wymiana zdań między nimi kończy się wydaniem nowego polecenia – ruszamy w świat szukać książek, które ci źli wykorzystują do swoich niecnych celów. Wreszcie mam kontrolę nad bohaterami. Kilka kroków dalej spotykam węża przedsiębiorcę. Miło sobie gawędzimy i ostatecznie przechodzimy do konkretów – wiem co mam zrobić, aby przejść dalej. Wykonanie zdania zajmuje mi maksymalnie dwie minuty. Wracam do węża i znowu gawędzimy o niczym. Przechodzę dalej. 5 minut skakania połączonego z samouczkiem, dialog z kaczką i jestem w miejscu, które pełni w grze rolę bazy wypadowej. Warto się rozgościć, bo razem z Yooka i Laylee spędzę tam sporo czasu.
Przerwę ten szczegółowy opis i skrócę dalszą część – podobnie gameplay wygląda jeszcze jakiś czas, po czym wreszcie trafiam na pierwszą z lokacji. Czy nie zauważyłeś w tym niczego dziwnego? Domyślam się, że powyższego akapitu nie czytało ci się z niezwykłą przyjemnością. Zrobiłem to, abyś poczuł się jak ja zaczynający przygodę z Yooka-Laylee. Początek brzmi ciekawie – w końcu to duchowy następca kultowej platformówki, a ja przecież całkiem lubię ten gatunek. Pierwsze pół godziny rozgrywki to jednak bardziej story driven, a nie platformer. Myślałem, że poskaczę sobie po platformach, a zamiast tego czytałem dialogi. Zdecydowana większość czasu przez pierwsze pół, a nawet całą godzinę to rozmowy z postaciami. Widzę to i nie mam pojęcia gdzie się znalazłem. To jakiś żart? A może Yooka-Laylee to przygodówka?
Co gorsze dialogi wcale nie są specjalnie ciekawe. Twórcy próbowali rozbawić mnie żartami, ale może raz czy dwa im się to udało. Yooka-Laylee bardzo chce, ale niestety nie jest śmieszne. Dziwaczne, karykaturalne postacie tego nie zmieniają. Wyprani z charyzmy protagoniści tylko pogarszają sytuację. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekuję głębokiej historii stojącej za jaszczurką i nietoperzem. Mimo wszystko bohaterowie z takich platformówek jak Rayman, Little Big Planet czy Splosion Man są ciekawi pod względem designu czy zachowania. Yooka i Laylee tego nie mają. Są po prostu nudni. Sytuację mógłby uratować ciekawy voice-acting, ale tego w ogóle nie ma. Dialogi to dymki z napisami, nic więcej.
Wróćmy do rozgrywki. Gameplay to nie liniowe poziomy, a kilka otwartych plansz. Chodząc po nich spotykamy różne postaci, z którymi możemy wejść w nudny i przydługi dialog. Zazwyczaj kończy się to nowym zadaniem czy zagadką. W ten sposób zbieramy fragmenty magicznej książki, a jej skompletowanie to główny cel w grze. Yooka-Laylee jest więc czymś w rodzaju sandboksa, w którym masz do wykonania szereg zadań czy sekretów do zebrania. Brzmi to całkiem sensownie i nie ukrywam, że czasami sprawiało mi to nieco frajdy. W większości przypadku było jednak zupełnie odwrotnie i zamiast cieszyć się mechaniką chodziłem po planszy i zastanawiałem się gdzie mogę coś zrobić. Więcej czasu poświęciłem na szukanie rozgrywki niż faktyczną zabawę. Sytuację mogłaby poprawić mapka z zaznaczonymi ważnymi miejscami, ale jej nie ma i nie sądzę, aby kiedykolwiek to się zmieniło.
Były momenty, w których chciałem się poddać. Myślałem, że już nic nie wymyślę i nie znajdę sposobu na wykonanie kolejnego zadania. Patrzę na planszę i widzę, że albo gdzieś już zrobiłem co powinienem, albo nie mam odpowiedniej umiejętności (i nie wiem jak ją teraz zdobyć). Wtedy jednak coś udało się znaleźć i jakoś robiłem postępy. W takich sytuacjach Yooka-Laylee nawet sprawia przyjemność. Koncepcja takiej piaskownicy pełnej zadań do wykonania ma swoje plusy. Mimo wszystko często po prostu nie wiedziałem co mam robić. Rozwiązaniem było jedynie chodzenie w kółko i próbowanie różnych rzeczy. Niekiedy udawało się znaleźć sposób, na rozpoczęcie jakiegoś zadania. Później było już z górki.
Z drugiej strony nawet jeśli już udało mi się wkręcić w rozwiązywanie jakichś zadań, nie czułem abym grał w platformówkę. Zdecydowanie za mało było mi klasycznych sekwencji charakterystycznych dla tego gatunku. Tym samym ciężko mi powiedzieć co stanowi podstawowy gameplay w tej grze. Jeżeli miałbym wskazać na co poświęciłem najwięcej czasu byłyby to dwie rzeczy – chodzenie po planszy w poszukiwaniu zadań albo dialogi. Jedno i drugie ma tyle wspólnego z dobrą zabawą co oglądanie schnącej farby na ścianie.
Ale co w takim razie ratuje tę grę? Na pewno wiele osób, które mają duży sentyment do Banjo-Kazooie znajdzie w Yooka-Laylee spore pokłady grywalności. Jeśli grałeś w klasyk Rare, wiesz o co w nim chodzi i podoba ci się taka forma rozgrywki, istnieje spore prawdopodobieństwo że znajdziesz w produkcji ekipy Playtonic Games dużo przyjemności. Dlatego właśnie gra zbiera wiele dobrych ocen w recenzjach. Sentyment i sympatia do klasyki może okazać się niezwykle istotna. Nie dziwię się osobom, które zagrywają się w Yooka-Laylee i piszę o tym, aby nikt nie poczuł się oszukany. To nie jest słaba gra. Ona jest po prostu bardzo mocno zakorzeniona w starych rozwiązaniach. One jednak dzisiaj się nie sprawdzają. Współczesne platformówki są inne, moim zdaniem znacznie lepsze. Dlatego w tytule recenzji napisałem o powrocie do czasów słusznie minionych.
W pierwszym akapicie nawiązałem XCOM-a. To przykład klasyku, który świetnie sprawdził się we współczesnych realiach. Ekipa Firaxis zrobiła jednak co innego niż Playtonic Games. Oni ubrali stare rozwiązania w nowe szaty, połączyli co to najlepsze w starociach z nowoczesnymi rozwiązaniami. Yooka-Laylee to jednak nieco bezczelna kopia gry sprzed dwóch generacji, w ogóle nie dostosowana do współczesnych realiów. Znajdą się amatorzy na to, ale jednocześnie większość fanów gatunku odbije się od gry jak od ściany. Dlatego też obok wielu pozytywnych recenzji znaleźć można dwa razy tyle negatywnych. Takich rzeczy już się dzisiaj nie robi. To troszkę jak z klasycznymi samochodami. Nadal wiele osób się nimi zachwyca, ale to ciągle nisza. Cała reszta korzysta z dobrodziejstw postępu technologicznego.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć kilka słów o oprawie wizualnej. Jeśli ktoś spodziewał się konkurencji dla najnowszej części Ratchet & Clank to niestety muszę go rozczarować. Yooka-Laylee wygląda jak stare Banjo-Kazooie z podciągniętą rozdzielczością i drobnym liftingiem tekstur (screeny nie do końca oddają rzeczywisty wygląd gry). Do tego dochodzi wspomniany wcześniej brak głosów postaci. Gra na Kickstarterze zebrała ponad 2 miliony funtów. Trudno powiedzieć na co poszły te pieniądze. Po gotowym produkcie ich na pewno nie widać. Trudno więc mówić o przeniesieniu idei klasyku studia Rare w nowe czasy. W Yooka-Laylee nawet grafika sprawia wrażenie jakby zatrzymała się minimum na poprzedniej generacji.
Największy problem w recenzowaniu tej gry polega na tym, że wielu wyrobi sobie zdanie po zobaczeniu samej, dosyć niskiej oceny końcowej. Yooka-Laylee to dla większości graczy produkcja kompletnie oderwana od współczesnych realiów. Widać, że dałoby się z niej wyciągnąć więcej, ponieważ kilka pomysłów nadal potrafi się obronić. Przede wszystkim idea piaskownicy pełnej zadań i sekretów ma jak najbardziej sens. Słowa kluczowe to jednak „dla większości graczy”. Część osób znajdzie w tej grze wszystko to, co nie pozwalało im się oderwać od Banjo-Kazooie. Oni Yooka-Laylee będą zapewne zachwyceni. Sam więc musisz sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie – czy aż tak tęsknisz za tamtymi czasami?
Na koniec drobna refleksja. Widząc popularność kampanii na Kickstarterze wielu pewnie mogło zadać sobie pytanie dlaczego Microsoft nadal nie zdecydował się na reaktywowanie marki Banjo-Kazooie. Po premierze Yooka-Laylee znamy odpowiedź. Każdy rozdział w historii, nawet najlepszy, trzeba kiedyś zamknąć i już do tego nie wracać.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!