Ma niewielki wzrost, żółte palto i zapalniczkę. Dzielnie stawia czoła mieszkańcom koszmarów, choć często z głuchym plaskiem ląduje na podłodze.
Ma niewielki wzrost, żółte palto i zapalniczkę. Dzielnie stawia czoła mieszkańcom koszmarów, choć często z głuchym plaskiem ląduje na podłodze.
I wielce straszne, choć Little Nightmares to bardziej "horrorek" niż horror pełną gębą - głównie ze względu na sposób budowania napięcia i straszenia graczy. Nie oznacza to jednak, że tytuł kierowany jest do dzieci. Dla większości spotkania z mieszkańcami poszczególnych lokacji byłyby zbyt straszne. Generalnie podczas zabawy nie ma czasu do stracenia – bierzemy nogi za pas, by dać dyla z przykrego miejsca i dzielnie brniemy przed siebie. Przeciskamy się ciasnymi kanałami przez stęchłe piwnice, pomieszczenia gospodarcze, a nawet przerażającą kuchnię, przyglądając się całości z perspektywy Calineczki. Z tej „wysokości” pewnie i zwykły człowiek byłby wystarczająco straszny, ale w Little Nightmares natrafimy na przedziwne bestie będące dość okrutną wariacją na temat naszego gatunku.
Oczywiście nie wdajemy się z nimi w walkę – przez 90 procent czasu rozgrywki naszym zadaniem jest ich sprytne unikanie, czasem lawirując im dosłownie pod nogami. Cały czas kombinujemy jak w jednym kawałku zwiać do następnej lokacji. Czasem wymaga to dostania się w konkretne miejsce, a czasem znalezienia klucza do kłódki. Kilkukrotnie zwiewamy w szaleńczym tempie przed wściekłą pogonią, ale niestety dość szybko okazuje się, że kolejne poziomy próbują zaskoczyć gracza korzystając z tego samego wachlarza zagrań, przez co mój entuzjazm względem Little Nightmares trochę malał wraz z pokonywaniem kolejnych sekcji.To samo w sobie nie zawsze było prostym zadaniem. Jednak paradoksalnie wcale nie mam tu na myśli poziomu złożoności łamigłówek przygotowanych przez Tarsier Studios. Jeżeli szukacie bowiem wysiłku dla swoich szarych komórek, powiedzmy sobie szczerze – nie jest to odpowiedni adres. Każdorazowo dłuższy przestój w danej sekwencji spowodowany był niejasnością tego, co tak właściwie mam teraz zrobić albo problemami z poprawnym wykonaniem tego. Widzicie, grze zdecydowanie najbliżej do Inside studia PlayDead. O ile jednak Duńczycy zadbali o dopięcie każdego elementu na ostatni guzik, o tyle Little Nightmares jest pod tym względem produkcją o klasę gorszą. W Inside podążaliśmy głównie w prawą stronę ekranu, w Little Nightmares wykorzystujemy całą powierzchnię pomieszczeń, ale powoduje to problemy z precyzyjnym określeniem naszej pozycji względem innych obiektów. A to w platformówce to po prostu nie pomaga. Stąd częste restarty i kolejne próby.
Bardzo ciekawie wypada za to warstwa technologiczna. Początkowo narzekałem na długie czasy wczytywania, ale premierowa łatka poprawiła sytuację do znośnego poziomu (mowa o wersji na Xbox One). Gdzieniegdzie zdarzają się mniejsze bugi czy przenikające przez siebie obiekty. Udało mi się także zablokować Szóstką w pozycji, z której uratował mnie jedynie restart gry do ostatniego checkpointu. Te na szczęście rozsiane są dość gęsto, choć systemu zapisy gry nie skumałem aż do końca zabawy. Każdorazowo wyłączenie konsoli powodowało cofnięcie znacznie dalej niż do ostatniego "szybkiego zapisu", przez co trochę musiałem nadrabiać.
Ale już warstwa dźwiękowa czy wizualna wypadają naprawdę dobrze. Szóstka jest świetnie animowana, porusza się w sposób charakterystyczny dla małych dzieci - jest szybka i zwinna, lekko niezdarna, ale z przyjemnością obserwuje się jej poczynania w znacznie większym od niej świecie. Ten natomiast bogaty jest w szczegóły i detale. Twórcy bawią się perspektywą, to przybliżając, to oddalając kamerę zabierając nas jednocześnie w podróż po całkiem urozmaiconych poziomach. Całości towarzyszy fajnie zrealizowana warstwa audio, z niepokojącymi odgłosami nadającymi tempu wydarzeń. Co ciekawe, prawie nie ma tu muzyki poza kluczowymi sekwencjami, jednak nie czuć jej braku - wszystkich innych dźwięków wydawanych przez świat i jego mieszkańców jest tyle, że warstwa dźwiękowa i tak jest bardzo bogata.Z całą pewnością twórcy Little Nightmares nie unikną porównań z genialnym Inside i niestety nie jest to dla dzieła Tarsier Studios dobra wiadomość. PlayDead pozostaje niepokonane w swoim gatunku, a przygody małej Szóstki wypadają słabiej od konkurencji praktycznie pod każdym względem. Przejście Little Nightmares zajmuje graczowi jakieś pięć godzin i w pewien sposób nie jest to za mało. Szczerze powiedziawszy, długość gry w moich oczach wypada idealnie, bo przy kolejnych poziomach zaczałbym się już raczej męczyć i nudzić. Produkcję oparto na fajnym pomyśle, ale jego realizacja pozostawia trochę do życzenia. Bo po drodze czasem zbyt mało podpowiedzi, postacią czasem skakać zdecydowanie zbyt "trudno", a poszczególne etapy w środku raczej oparte są na tych samych pomysłach. To wszystko sprawia, że nie czuję się szczególnie ujęty Little Nightmares. Nie tak jak Inside. Jeżeli czujecie głód nowych produkcji w tym gatunku - możecie spróbować, ale momentów, które zapamiętacie na długo będzie tu jedynie kilka.