I nie chodzi o granie jako takie, ale o to, że niektóre gry przechodzimy wielokrotnie, podczas gdy inne po jednym ukończeniu odkładamy na półkę.
I nie chodzi o granie jako takie, ale o to, że niektóre gry przechodzimy wielokrotnie, podczas gdy inne po jednym ukończeniu odkładamy na półkę.
Co jest takiego w grach, które są nastawione głównie na zabawę w trybie solo, że potrafimy kończyć je wielokrotnie? Może nawet do znudzenia. Tak, że nic nie jest w stanie nas już zaskoczyć, a mimo to po raz kolejny wciskamy przycisk "nowa gra" i bawimy się niekiedy znacznie lepiej niż rozpoczynając zabawę z zupełnie nowym tytułem? Mogłoby się wydawać, że odpowiedzi jest wiele, ale w moim odczuciu przede wszystkim chodzi o klimat. To on jest głównym czynnikiem. Nie chcemy odkrywać świata, chcemy w nim po prostu być. Podziwiać niesamowicie wyglądający Novigrad, posłuchać zapadającego w pamięć głosu Markusa Fenixa czy też ponownie wkroczyć do zapierającego dech w piersiach Anor Londo.
Oczywiście takie przechodzenie gier, których nauczyliśmy się już na pamięć, to też pewnego rodzaju lenistwo. Zdarza się, że nie mamy czasu na poznawanie kolejnych schematów sterowania i uczenie się mechaniki zabawy, więc uruchamiamy jedną ze swoich ulubionych produkcji. Znacznie przyjemniej jest spędzić czas, poruszając się po doskonale znanych lokacjach niż uczyć się zasad rozgrywki w innych produkcjach. Jesteśmy wówczas przekonani, że nawet jeśli będzie to Dark Souls, to i tak zdołamy pokonać najtrudniejszych bossów, bo przecież ich ataki moglibyśmy recytować z zamkniętymi oczami o trzeciej nad ranem.
Ten punkt dotyczy głównie cRPG-ów (lub gier z elementami tego gatunku, jak np. popularne sandboksy), które oferują możliwość wyboru rozmaitych klas postaci, dzięki czemu każdy może zagrać w nie, dostosowując styl zabawy do własnych preferencji. Być opancerzonym wojownikiem, magiem, łotrzykiem czy kimkolwiek innym. Często jednak zdarza się tak, że po skończeniu gry, chcielibyśmy zobaczyć, jak zmienia się rozgrywka po stworzeniu zupełnie innego bohatera. Dobrym przykładem mogą tu być również gry akcji (jak np. Deus Ex: Bunt Ludzkości), które pozwalają nam likwidować wrogów z zaskoczenia albo też pokonywać ich za pomocą rozmaitych typów broni palnej.
W tym punkcie koniecznie trzeba wspomnieć o grze Wiedźmin 2: Zabójcy Królów, gdzie zależnie od podjętej decyzji, drugi akt może wyglądać zupełnie inaczej. Na tyle, że po prostu warto przejść tę grę więcej niż raz i zobaczyć, jakie atrakcje przygotowali twórcy w zależności od wyboru gracza na pewnym etapie rozgrywki. Ale chcąc zbadać inne ścieżki, nie musimy ograniczać się jedynie do cRPG-ów, bo nawet narracyjne przygodówki zachęcają do sprawdzenia, jak potoczy się akcja, gdy zdecydujemy się na inne wybory moralne niż w pierwszym przejściu.
Zwykle nie patrzę na to, jakie trofea mogę zdobyć podczas rozgrywki - te wpadają automatycznie, a ja po prostu gram dalej, ale są tacy, którzy wręcz polują na tzw. acziwki. Jednak po skończeniu niektórych tytułów zdarza mi się przejrzeć listę osiągnięć i wrócić do zabawy, by odblokować te, które najbardziej zachęcają mnie do pozostania w danym świecie. Bardzo rzadko dochodzi wtedy do zdobycia "platyny", bo w większości przypadków trofea jedynie sztucznie wydłużają czas zabawy, ale niektóre naprawdę zachęcają do spróbowania swoich sił (zdobyliście już Mile High Club w Call of Duty: Modern Warfare, które wymaga ukończenia tego etapu w mniej niż minutę na najwyższym poziomie trudności?).
Nie zawsze koniec gry jest równoznaczny z odstawianiem jej na półkę. Czasem, nawet długo po premierze, do akcji wkraczają fani, przygotowując niewielkie modyfikacje lub nawet dodatkowe kampanie, a my odkurzamy wybrany tytuł, ciesząc się dodatkową zawartością. Niekiedy jest to wyłącznie lepsza grafika (np. mody do czwartej i piątej części Grand Theft Auto), innym razem zupełnie nowe misje (aktualnie powstaje fanowski dodatek do Gothic 2 zatytułowany Dzieje Khorinis z profesjonalnym dubbingiem), a czasem po prostu coś, co kompletnie zmusza nas do zmiany przyzwyczajeń (co powiecie na Dark Souls w stylu Limbo?).
Czasem nawet jeśli niekoniecznie uwielbiamy dany tytuł, to wracamy do niego ze względu na znajomych, z którymi możemy porozmawiać w trakcie zabawy. Dotyczy to przede wszystkim szeroko pojętych gier sieciowych (jak na przykład Call of Duty, World of Tanks, Battlefield, Leauge of Legends, Path of Exile, World of Warcraft, The Division i wiele, wiele innych), gdzie często większe znaczenie ma towarzystwo na serwerze niż uruchomiona gra. Wspomniałem już, że niewiele grałem w PvP w Dark Souls, ale na pewnym etapie mojej przygody z tą serią dołączyłem do naprawdę zgranej ekipy, gdzie same wyniki pojedynków miały drugorzędne znaczenie, a tak naprawdę liczyła się dobra atmosfera.
Oczywiście powodów dla których wracamy do gier jest znacznie więcej, dlatego też zachęcamy Was, byście w komentarzach podali swoje typy. Dajcie znać, czy są tytuły, z którymi potraficie spędzić niezliczoną liczbę godzin, bawiąc się tak samo dobrze, jak za pierwszym razem, czy też raczej preferujecie przechodzenie kolejnych gier i raczej nie zdarza Wam się wracać do ukończonych wcześniej tytułów.Powyższy felieton wyraża osobiste poglądy autora i nie może być utożsamiany z całą redakcją portalu.