Spin-offy rządzą się własnymi prawami, więc rozgrywka w Hey! Pikmin nie powinna dziwić fanów serii. Co nie znaczy, że będzie dla nich atrakcyjna.
Spin-offy rządzą się własnymi prawami, więc rozgrywka w Hey! Pikmin nie powinna dziwić fanów serii. Co nie znaczy, że będzie dla nich atrakcyjna.
Tego dnia Kapitan Olimar miał wyjątkowego pecha. Wracając do domu po ciężkim dniu pracy, jego statek kosmiczny wpadł w pole asteroidów i doznał na tyle poważnej awarii, że jedynym wyjściem z sytuacji było przymusowe lądowanie na odległej planecie. Dzielny i jak się wkrótce okazało charyzmatyczny astronauta wyszedł bez szwanku, czego niestety nie można powiedzieć o jego pojeździe. Sztuczna Inteligencja zarządzająca statkiem błyskawicznie zdiagnozowała usterkę i oświadczyła, że Olimar ma poważny problem.
Aby uruchomić rakietę i wrócić do rodziny, Kapitan musi zebrać 30 tysięcy jednostek Sparklium. Ku jego uciesze, planeta, na której się rozbił, jest bogata w tę substancję, jednak zebranie odpowiedniej ilości nie należy do najłatwiejszych zadań. Krótko mówiąc, Olimar nie poradzi sobie bez pomocy okolicznych stworzeń, czyli tytułowych Pikminów.
Fabuła Hey! Pikmin nie jest zaskoczeniem dla osób znających numerowane odsłony serii, które pojawiały się na Gamecube'a, Wii i Wii U. Nowością będzie dla nich z kolei model rozgrywki, który jak na przenośny spin-off przystało, różni się od stacjonarnego oryginału całkiem znacząco. Twórcy Hey! Pikmin, którzy mają na swoim koncie m.in. 3DS-owe Yoshi's New Island i zaskakująco udane Mario & Sonic at the Rio 2016 Olympic Games, nie starali się przenieść na małe ekrany charakrerystycznego RTS-a, zastępując ten styl mieszanką platformera 2D, puzzle game z domieszką strategii.
Kapitan Olimar przemierza dwuwymiarowe etapy, jednak jego ruchy są bardzo ograniczone: może chodzić, chwilowo latać z pomocą jetpacka, gwizdać na Pikminy i przede wszystkim wskazywać im kierunek, w którym mają podążyć. Cała zabawa polega na odnajdywaniu i zbieraniu Sparklium oraz drogocennych przedmiotów, a także powiększaniu gromadki podległych Pikminów, które łatwo zgubić w trakcie eksploracji czy prostych pojedynków. Tytułowe istotki występują w kilku kolorach, określających ich zdolności, np. żółte Pikminy są odporne na prąd, niebieskie mogą pływać, a różowe latać. Pokonywanie kolejnych przeszkód i rozwiązywanie zagadek nie jest specjalnie trudne, jednak trzeba mieć na uwadze, które jednostki nadają się do wykorzystania w danej sytuacji.
Hey! Pikmin w teorii zachęca do backtrackingu (w każdym etapie kryją się bonusowe przejścia, skarby i Pikminy czekające na rekrutację), jednak powolne tempo i powtarzalność skutecznie odstrasza od wielokrotnego kończenia danego poziomu. Nie zrozumcie mnie źle – twórcy postarali się o różnorodność w projektowaniu kolejnych fragmentów świata gry i wielokrotnie zaskakują pomysłami, jednak po jednym razie każda taka ciekawostka traci na atrakcyjności. Ukończenie Hey! Pikmin bez cofania się do wcześniej zaliczonych etapów i wyciskania z gry ostatnich soków to i tak spora frajda. Wierzę, że fani serii zechcą z nią spędzić dodatkowych kilka godzin, ale ja zdecydowanie nie zaliczam się do tego grona i jeden raz mi wystarczy.
Hey! Pikmin to kolejna gra na 3DS-a, która udowadnia, że efekt 3D to zbędny i zapomniany bajer. A zarazem produkcja świetnie wykorzystująca możliwości, jakie dają dwa ekrany wbudowane w konsolę. W przeciwieństwie do wielu konserwatywnych tytułów, które ukazują akcję na jednym wyświetlaczu, drugi traktując jako ekran do menu/mapy/ekwipunku itp., zabawa w Hey! Pikmin rozgrywa się na dwóch ekranach jednocześnie. Dzięki takiemu podejściu etapy są wielopoziomowe i trzeba się uważnie przyglądać, czy wysoko nad główką Olimara nie czai się jakiś przeciwnik czy skarb do zgarnięcia. Dotyczy to również walk z bossami, które ładnie wyglądają na obrazkach, ale w praktyce są sztampowe i bardzo proste.
Hey! Pikmin stawia na niecodzienne sterowanie, które wykorzystuje wyłącznie d-pada/Circle pada (lub przyciski, jeśli jesteśmy leworęczni) do poruszania się Olimarem, oraz ekran dotykowy. Stukając w wybrany fragment posyłamy Pikminy do walki, każemy im zbudować przejście lub zebrać Sparklium. Na dolnym ekranie znajduje się ponadto ikonka gwizdka, którym przywołujemy pomagierów, i jetpacka. Sterowanie dotykowe ma tutaj swoje zalety, jednak często brakuje responsywności. Poza tym Sztuczna Inteligencja Pikminów sprawia, że musimy regularnie stukać w gwizdek, by żaden z nich nie został w tyle.
Ogromną zaletą gry jest oprawa audiowizualna. Hey! Pikmin nie jest co prawda graficznym cudem świata, wyciskającym ostatnie soki z "wiekowego" 3DS-a, jednak kierunek artystyczny skutecznie odwraca uwagę od technicznych ograniczeń. Muzyka przygrywająca w tle idealnie uzupełnia przygodę Olimara i Pikminów. I chociaż na ścieżce dźwiękowej nie ma kawałków, które nucę sobie po wyłączeniu konsoli, to w trakcie zabawy zupełnie nie czuć braku tej przebojowości.
Hey! Pikmin to ryzykowny i pod pewnymi względami nietrafiony eksperyment, który może zawieść fanów stacjonarnych Pikminów. Z jednej strony cieszę się, że twórcy nie chcieli na siłę tworzyć przenośnego RTS-a, który skończyłby jako uboższa wersja oryginału. Z drugiej strony 2D puzzle platformer z powolnym tempem rozgrywki nie jest tym, do czego przywykli fani serii. Podchodząc do tej gry zupełnie na świeżo, bez żadnych oczekiwań, otrzymujemy uroczą platformówkę z nietypowymi rozwiązaniami, która potrafi wciągnąć na kilka godzin. Dobra rzecz na odstresowanie i jako przerywnik od dużych produkcji.