Najlepsze wakacje w Rivellon. Recenzja Divinity: Original Sin 2

Sławek Serafin
2017/10/07 18:00

Belgowie robią nie tylko świetne piwo i pyszną czekoladę…

Divinity: Original Sin 2 ma wiele zalet. W zasadzie to same zalety, jak tak się zastanowić. Grę można polubić, a nawet podziwiać, za wiele rzeczy. I sam nie wiem, za którą najbardziej… Tak w pierwszej chwili jednak wydaje mi się, że najbardziej spodobało mi się to, że z jednej strony traktuje mnie, gracza, jak dorosłą osobę, która szuka wyzwań, a z drugiej usuwa z drogi bezsensowne przeszkody, o które zupełnie niepotrzebnie potykaliśmy się w dziesiątkach innych gier tego typu.

Najlepsze wakacje w Rivellon. Recenzja Divinity: Original Sin 2

Jeśli gracie w drużynowe RPGi jakiekolwiek, to znacie ten dylemat. Grupę uderzeniową mamy ograniczoną a postaci chętnych do uczestniczenia wiele. I z niektórymi byśmy chętnie sobie pobiegali, bo są po prostu fajne i chcemy sobie z nimi pogadać czy też chociaż posłuchać tego, co mają do powiedzenia, ale się nie da, bo potrzebujemy optymalnego składu drużyny do walki i tym podobnych. I kończy się to tak, że idziemy do boju z kimś, z kim musimy, bo ma taką a nie inną klasę postaci, a nie z tym, z kim chcemy. W Divinity: Original Sin 2 ten problem nie istnieje. Nasi towarzysze nie mają żadnych specjalizacji. Owszem, niby mają jakąś tam domyślną, ale każdy z nich przy spotkaniu informuje nas, że w sumie to jest dobry we wszystkim i możemy mu powiedzieć, jaką rolę ma spełniać. Potrzebujemy wojownika? Będzie wojownikiem. Wolimy złodzieja? Będzie złodziejem. Chcemy wypróbować coś bardziej egzotycznego, metamorfa na przykład? Jasne, nie ma najmniejszego problemu.

A potem możemy zmienić zdanie. Po zakończeniu pierwszego aktu otrzymujemy opcję całkowitego, darmowego przebudowania statystyki i zdolności każdej z postaci, w tym i własnych. Kiedy chcemy i jak często chcemy. Tak po prostu. I system jest tak elastyczny, że możemy sobie wymyślać własne kombinacje, dostosowane do wyzwań, którym musimy aktualnie stawić czoła, a potem wszystko odwrócić do góry nogami. A nasi towarzysze cały czas pozostaną sobą, co się bardzo chwali, bo są bardzo fajnie napisanymi, świetnie zagranymi i fascynującymi bohaterami. Hmm, cóż, bohaterami to może trochę za dużo powiedziane…

Divinity: Original Sin 2 traktuje nas jak dorosłych nie tylko poprzez to, że stawia na wyzwania właśnie. To nie jest najłatwiejsza z gier. Jej dojrzałość objawia się jednak w nieco inny sposób. Tradycyjnie gry studia Larian charakteryzują się dużą dawką humoru. I nie inaczej jest w tym przypadku. Żartów jest mnóstwo, i sytuacyjnych, i słownych, a większość jest naprawdę zabawna. Gra jednak, tak od strony fabularnej, jest dość poważna. A miejscami wręcz przytłaczająca emocjonalnie. Pokazuje nam świat w odcieniach szarości, gdzie najwięksi zbrodniarze mają szczytne cele, a prawdziwi bohaterowie dopuszczają się czynów ohydnych… zupełnie przypadkiem i w dobrej wierze. Pobrzmiewają tutaj dalekie echa dojrzałości znanej z Wiedźmina, ale Divinity: Original Sin 2 wcale nie próbuje go naśladować i jest dorosłe, poruszające i pełne rozmachu na swój sposób. Sposób, który na szczęście daleki jest od klasycznego, infantylnego, czarno-białego fantasy, serwowanego nam nieustannie z lewej i prawej.

Divinity: Original Sin 2 to duża gra. Nie ma otwartego świata, nie rozdyma swojego rozmiaru pustką usianą zadaniami i postaciami prosto z losowego generatora. Jest po prostu duża i bogata. Nie dość, że mamy tutaj podstawową kampanię fabularną obliczoną na grubo ponad pół setki godzin, to jeszcze, jakby tego było mało, twórcy oferują opcję zabaw w kooperacji, moduł dla Mistrzów Gry pozwalający kreować własne scenariusze a także starcia na arenie, gdzie gracze mogą się niezobowiązująco prać po pyskach dla zabawy. To sporo, prawda? A tak naprawdę wystarczyłaby przecież już sama kampania, która też nie jest na raz tylko, bo daje taką swobodę wyboru ścieżki, jaką będziemy przez nią szli i zaliczali różne zadania, że aż chce się zrobić to jeszcze raz, w inny sposób. I może na wyższym poziomie trudności, tak z czystego masochizmu, bo już ten podstawowy, domyślny, jest taki, że będziemy klęli na czyś świat stoi, próbując przez godzinę czy dwie przebić się przez pewną kluczową walkę, która z każdym kolejnym podejściem wydaje się coraz bardziej niemożliwa do wygrania, aż do momentu gdy wpadnie nam do głowy jakiś genialny pomysł, który w końcu pozwoli ją wygrać i potem stać nad stosem trupów, z satysfakcją patrząc na naszych prawie, że martwych bohaterów, którzy zaraz się zajmą łupieniem zwłok.

W Divinity: Original Sin 2, jeśli chodzi o stronę fabularną, najbardziej chyba podoba mi się to, jak twórcy prowadzą główną opowieść. Dialogi się świetne, misje ciekawe, opisy poruszające i w ogóle, ale największe wrażenie robi to, w jaki mistrzowski sposób udało się nadać dynamikę głównemu wątkowi opowieści. Każdy kolejny rozdział to znakomita eskalacja, która nadaje wszystkiemu rozmachu i podbija poprzeczkę na kolejny poziom. Gra robi się coraz bardziej intensywna, coraz cięższa i atmosfera gęstnieje z każdym kolejnym krokiem. I to jest dobre, choć nie jakoś całkowicie niespotykane. Unikalne jest natomiast to, że Larian udało się to połączyć z wykonywaniem w sumie zwykłych, powszednich zadań na boku. W ilu grach mówi nam się, że mamy ratować świat przed zagładą, że wielkie zło się czai, że czas ucieka nieubłaganie… a potem zostajemy wysłani na epicką misję poszukiwania kurczaków, które zbiegły z zagrody. To daje taki dysonans niesamowity, że świat przedstawiony traci całkowitą wiarygodność, nie? No tak. Ale nie w Divinity: Original Sin 2

GramTV przedstawia:

W swojej kategorii jest to jedna z najlepszych gier role-playing. Takiego prawdziwego role-playing, polegającego na wczuwaniu się w postać i odgrywaniu jej. Głównie dlatego, że twórcy pieczołowicie przygotowali szóstkę konkretnych bohaterów, każdego (i każdą) ze swoją przeszłością, bagażem emocjonalnym, problemami i, przede wszystkim, celami, do których dążą. Jednego z nich możemy sobie wybrać jako własnego, choć nie musimy, bo można też zmontować sobie dowolną postać od zera, czego jednak nie polecam, bo wtedy po prostu sporo się traci. Bohaterowie pozostali, ci, których nie wybierzemy, dołączą do nas w czasie gry. I każdy z nich ma swój własny wątek, który, zamiast jak w innych grach prowadzić nas gdzieś w bok i oferować jakąś przygodę w zasadzie zupełnie niezwiązaną z tym co się dzieje, w organiczny sposób oplata główną nić fabuły. Te historie rozwijają się stopniowo, są tajemnicze, nieoczywiste i nadają każdej z postaci charakteru, pogłębiają ją i uczłowieczają. Aż przyjemnie się patrzy, z jakim wyczuciem i znawstwem scenarzyści Divinity: Original Sin 2 połączyli to wszystko w jedną całość, jak stworzyli prawdziwą drużynę, której członkowie mają swoje własne motywacje i… tak w sumie to ze sobą rywalizują w kwestii najważniejszej, o której tutaj nie wspomnę, żeby nie psuć nikomu zabawy z odkrycia tego na własną rękę.

Divinity: Original Sin 2 można, jak już wspomniałem na początku, podziwiać praktycznie od każdej strony. Wspomniałem o dojrzałości, obszerności, fabule i bohaterach, a to zaledwie część tego, co tutaj czaruje i zachwyca. Bardzo dużo można by napisać również o innych zaletach, o bardzo ładnej grafice i świetnych efektach, o równie dobrej muzyce i kapitalnie udźwiękowionych dialogach, ba, o samym systemie prowadzenia rozmów można by się rozpływać na kilka akapitów, bo jest równocześnie i klasyczny, i innowacyjny. O wszystkim nie napiszę, bo nie jestem w stanie. A raczej jestem, ale wydaje mi się, że wy nie jesteście w stanie takiej epopei przeczytać. I wcale nie potrzebujecie chyba nawet, bo już teraz wiecie, że powinniście w to zagrać koniecznie.

Muszę jednak wspomnieć o jednym aspekcie, którego pominąć nie wypada. O walkach. Napisałem już, że są trudne i dają dużo satysfakcji. To prawda, są. I po części dlatego właśnie, a po części dzięki temu, że są znakomicie zaprojektowane od strony samej mechaniki, spełniają najważniejszy, kluczowy, krytyczny wręcz warunek dobrej gry. Nie nudzą się. Grałem w większość gier z tej powracającej fali retro-RPG nawiązujących do klasyki. I prawie każda miała ten jeden feler – walki robiły się prędzej czy później monotonne, rutynowe i męczące. Spowalniały tempo rozgrywki, psuły odbiór. Divinity: Original Sin 2 jakimś cudem unika tej pułapki. Cały czas podnosi poziom trudności z jednej strony, z drugiej oferuje coraz więcej opcji taktycznych, z trzeciej wprowadza stopniowo najprzeróżniejsze urozmaicenia, a z czwartej nie robi tego wszystkiego zbyt często po prostu. I tym samym nie pozwala się nudzić. Nie ma tutaj tego zniechęcenia, tego pełnego rezygnacji westchnienia, z którym w innych grach witamy kolejne starcie. W tej grze każde jest ekscytujące. Każde podnosi ciśnienie. Autorom udało się dopieścić okładanie się po twarzach, stosowanie przeróżnych innych metod wyrządzania krzywdy, do tego stopnia, że jest trochę jak… hmm, no nie wiem, jak partia szachów może. W szachy można grać bez końca, prawda? Nie nudzą się. Są przyjemnością samą w sobie. I w Divinity: Original Sin 2działa to podobnie trochę. Nie wiem, czy gra obroniłaby się samymi walkami, i czy gdyby nie było tej całej znakomitej reszty, to i one nie zrobiłyby się w końcu dość nużące. Na szczęście cała reszta jest.

Divinity: Original Sin 2 się udało. Po poprzedniej części, bardzo dobrej przecież, spodziewaliśmy się, że Larian Studios powtórzy sukces. I nie tylko powtarza, ale i daje nam grę chyba nawet lepszą i bogatszą, niż oczekiwaliśmy. Żeby to tak zawsze było, prawda? Ale nawet jeśli nie jest, to przynajmniej tą pozycją możemy się nacieszyć i wybawić, bo nie pomyliłby się wiele ten, kto by powiedział, że jest to najlepsza gra retro-RPG nowej fali.

9,5
Zdecydowanie podbicie poprzeczki dla wszystkich retro-RPG
Plusy
  • bogactwo przedstawionego świata
  • dodatkowe moduły dla Mistrzów Gry i PvP oraz kooperacja w kampanii
  • ciekawa, nieszablonowa fabuła
  • świetnie zarysowane postacie
  • elastyczny system rozwoju bohaterów
  • bardzo dobre dialogi
  • duża dowolność w realizowaniu misji
  • sporo humoru
  • dorosły, nie czarno-biały świat
  • wciągające, bardzo taktyczne walki
  • kilkadziesiąt godzin zabawy z samą kampanią
  • wymagający, ale nie frustrujący poziom trudności
Minusy
  • nie ma polskiej wersji
  • wpisy w dzienniku bywają niejasne
Komentarze
11
Varis
Gramowicz
13/10/2017 01:05

Damn, troche boli mnie brak 'podwojnego bohatera glownego', jak w jedynce. To BARDZO robilo gre;) Ale co zrobic?:(

 

Nie rozumiem tez hejtu na brak wersji PL... po zagraniu w ich poprzednie gry, balbym sie grac w polska wersje ich nowego dziela... Szkoda tego humoru xD

Feno
Gramowicz
12/10/2017 23:33

Idealna byłaby wersja z napisami, jak "Pillarsy".

vonYoYo
Gramowicz
12/10/2017 00:15

Czekam na wersje PL. Jak bedzie kupie, a jak nie to pass. Autorzy czy tez polscy wydawcy dali tu ciala po calosci.




Trwa Wczytywanie