Nintendo ponownie trafia do naszych dziecięcych wspomnień. Czy warto ponownie się w nich zanurzyć?
Nintendo ponownie trafia do naszych dziecięcych wspomnień. Czy warto ponownie się w nich zanurzyć?
Jeszcze przed premierą Super Nintendo Entertainment System Classic Edition wyszło na jaw, że w środku urządzenie będzie miało dokładnie te same podzespoły co NES Mini – różnić się będą od siebie jedynie zainstalowanym emulatorem i wgranymi obok niego grami. Czy to lenistwo Nintendo? Nie, to całkiem mądre posunięcie, dzięki któremu firmie będzie łatwiej produkować jednocześnie SNES-a Mini i powracającego w przyszłym roku do sprzedaży NES-a Mini.
SNES Classic Edition to niezwykle mała konsolka, którą możemy upchnąć dosłownie wszędzie. W porównaniu do takich molochów, jak PlayStation 4, Xbox One czy też oryginalnego SNES-a wygląda pociesznie. Spokojnie zmieści się w jednej dłoni czy też tylnej kieszeni spodni, więc nie będzie problemu w przeniesieniem jej do mieszkania kumpla. To właśnie możliwość wspólnej gry jest jednym z tych elementów, które najbardziej odróżniają SNES-a Mini od NES-a Mini. Oczywiście, w przypadku NES-a możemy podpiąć dodatkowego pada, jednak nie był on częścią zestawu, co łączyło się z koniecznością zakupu dodatkowego kontrolera. W przypadku SNES-a drugi pad jest już dołączony do zestawu, co oczywiście zaowocowało wyższą ceną urządzenia.
Tak jak i w przypadku małego NES-a, tak i tu mamy konsolkę wyglądającą jak pomniejszona wersja sprzętu sprzed ponad dwudziestu lat. Przyciski działają tak samo, a po włączeniu świeci się czerwona dioda – wszystko jest na swoim miejscu. Z wiadomych względów nie działa przycisk Eject, bo przecież nie da się tu włożyć kartridża z grą, zaś nowością jest klapka, pod którą ukryte zostały porty do podłączenia padów. W oryginalnym SNES-ie zastosowano bardzo szerokie złącze, do którego wpinaliśmy kontroler – dla odmiany pady dodawane do SNES-a Mini korzystają z takiego samego złącza jak te od małego NES-a czy też akcesoria do Wii. Jedynym rozwiązaniem, które nie psułoby estetyki urządzenia była właśnie odchylana klapka. Mam pewne wątpliwości co do jakości jej wykonania, ale o tym przekonam się pewnie dopiero za kilka lat, kiedy ewentualnie odpadnie ze starości.
Dołączone do konsoli kontrolery są wiernymi kopiami swoich oryginałów, a jedynie wprawne oko zauważy niewielkie różnice jak inny kolor logo, bardziej matowe wykończenie czy wytłoczone zamiast nadrukowanych literki L i R na górnych przyciskach. Nintendo, choć nikt by się po nich tego nie spodziewał, usłyszało nasze narzekania na krótkie kable w NESie Mini i teraz przewód łączący kontroler z konsolą jest prawie dwa razy dłuższy. Wciąż daleko mu do przewodu jakim dysponował pad do oryginalnego SNES-a (230 cm vs 140cm), tak więc jeśli macie duży pokój i kawałek drogi z kanapy do telewizora, to nie obędzie się bez przedłużaczy czy siedzenia na podłodze.
Podobnie jak w przypadku poprzedniej minikonsoli, Nintendo zdecydowało się na najprostszy możliwy sposób podłączenia sprzętu – kablem HDMI łączymy się z telewizorem, zaś do złącza microUSB doprowadzamy zasilanie (obydwa potrzebne kable są w pudełku) . W zestawie nie znajdziecie kostki do ładowania, ale w dobie smartfonów wystarczy równie dobrze ta, która służy wam do „ożywiania” telefonów. Może być to równie dobrze telewizor, PlayStation 4, Nintendo Switch a nawet powerbank dający prąd o natężeniu przynajmniej jednego ampera.
Nintendo ponownie umożliwiło graczom wybór pomiędzy opcją 4:3 (jak na starym kineskopie), trybem Pixel Perfect, który symuluje oryginalny format obrazu w wysokiej rozdzielczości oraz tryb filtrowania CRT. W odróżnieniu jednak od NES-a, SNES oferuje ramki, które wyświetlają się dookoła obrazu gry, tak abyśmy nie patrzyli na czarne pasy po bokach naszego panoramicznego TV. Gry wyświetlane są w 720p, co powoduje, że wyglądają bardzo dobrze nawet z bliska na sporych telewizorach. Renderowanie w 1080p byłoby miłym dodatkiem, ale domyślam się, że wymagałoby to zastosowania lepszych podzespołów i mogłoby negatywnie wpłynąć na cenę SNES-a Mini. Konsola ponownie udostępnia informację przy każdej grze o tym, czy można w nią grać w pojedynkę czy też jest możliwość zabawy w kooperacji.
Nintendo ponownie trafia w nasze małe, dziecięce serduszka i oferuje to, na co tak naprawdę czekaliśmy. Konsola pozwala na ponowne rzucenie się w otchłań dzieciństwa i zanurzenie się w trudnych i wymagających, ale jednocześnie pięknych klasykach, które zdefiniowały gatunki gier, z jakimi mamy do czynienia dzisiaj. Sama pokazuję teraz córce jak kiedyś wyglądały gry i z rozrzewnieniem patrzę na to, jak bardzo angażuje się w rozgrywkę. Trochę się też wzruszam, bo w sumie wyglądałam tak samo te dwadzieścia lat temu.