Game of Thrones: Conquest - recenzja - Game of War w Westeros

Katarzyna Dąbkowska
2017/11/06 10:00
0
0

Kolejna gra na podstawie słynnego serialu. Tani skok na kasę?

Game of Thrones: Conquest - recenzja - Game of War w Westeros

Westeros spływa krwią, seksem i brudem. Jest wypchany zewsząd brutalnością, nierządem i władzą. Tego spodziewamy się po grach z uniwersum Gry o tron. Tego właśnie chcemy. Czy Game of Thrones: Conquest nam tego dostarcza?

Game of Thrones: Conquest można w wielkim skrócie określić totalną kopia Game of War. Mamy tutaj do czynienia z grą, w której wcielamy się w jednego z lokalnych władców, którzy walczą o utrzymanie swojego „stołka”. Rozgrywka dzieli się na dwie części – ekonomiczną i strategiczną... i obie są po prostu słabe.

Ekonomiczna część polega głównie na rozbudowywaniu kolejnych budynków, które dodają nam punkty ataku lub umocnienia. Ważnymi elementami są również takie budynki, dzięki którym możemy tworzyć kolejne jednostki zbrojne. Są one niezbędne do prowadzenia potyczek pomiędzy różnymi rodami czy też pokonywaniu wrogów znajdujących się na planszy. Gdyby nie liczyć dosłownie kilku małych zmian, twórcy Game of Thrones: Conquest pozwolili sobie praktycznie w całości zapożyczyć pomysły od twórców Game of War. W podobny sposób rozbudowujemy budynki, nawet rozstawienie ikon na planszy przywodzi na myśl wspomnianą grę. Jeśli zatem graliście w grę Machine Zone to w Conquest odnajdziecie się bez problemu.

Ważnym elementem gry jest ciągłe ulepszanie naszego zamku i wzmacnianie obrony. Łączy się to z ciągłym poszukiwaniem i wydobywaniem surowców, co wymaga... budowania kolejnych budowli. Wyższy poziom budowli z niższego szczebla gwarantuje możliwość ulepszenia naszego zamku i podbudowania swojej pozycji w rankingu. Innymi słowy – nie uwolnicie się od ciągłego budowania i ulepszania swojej lokacji.

Z nowymi lokacjami łączą się również nowe jednostki. Te są niezbędne w podczas bitwy z innymi rodami oraz przeciwnikami stojącymi losowo gdzieś na planszy. Warto wiedzieć, że możemy toczyć bitwy zarówno z potworami i unikać kontaktów z innymi graczami, jak i szkolić się atakując poszczególne zamki. Jeśli jesteście jednak początkującymi użytkownikami, ze znalezieniem tych drugich będziecie mieli nie lada problem. Na mapie dookoła pojawiać się będą jedynie takie lokacje, których nie można zaatakować przez magiczną osłonę nakładaną na kilka dni od rozpoczęcia gry. Cel? Musicie się w końcu umocnić przed wielkim pojedynkiem ze światem. Efekt jest taki, że możecie atakować potwory, a znalezienie zamku, który możecie napaść graniczy z cudem. Z drugiej strony – w tej grze nikogo mi się napadać nie chciało...

GramTV przedstawia:

System walki w grze to istna tragikomedia. Polega jedynie na wybraniu celu i voila! Nasz pionek (tak, pionek!) brnie przez pola usłane innymi zamkami czy potworami, by w ciągu kilkudziesięciu sekund (czy też kilkunastu minut, zależnie czy cel jest daleko, czy blisko od naszego zamku) dotrzeć do wyznaczonego miejsca zrobić wirtualne fiku-miku, a gra wyśle nam powiadomienie o tym, czy walka została wygrana, czy też może nie. I może miałoby to ręce i nogi, gdyby chociaż pokazano przy tym obcinanie łbów, wbijanie strzał w kolana czy przerąbywanie kadłubków, jak to w uniwersum Gry o tron bywało, ale tutaj totalnie zostaliśmy obdarci z jakiejkolwiek przyjemności z walki. Zero animacji, zero akcji, jedynie statystyki na sucho przekazywane nam w wiadomościach niczym powiadomienia w smartfonie. Gdyby nie one, nawet byście nie zauważyli, że wasi wojownicy polegli podczas bitwy.

Niestety, gra zawiera w sobie męczące mikrotransakcje. Wprawdzie jest tutaj kilka udogodnień, takich jak chociażby możliwość zdobycia przyspieszenia czasu, jako dodatku do wygranych walk czy dziennego bonusu. Jest też możliwość szybszego zakończenia budowania, jeśli czas ten nie przekracza 10 minut. Z drugiej strony praktycznie całość rozgrywki skupia się wokół rozbudowywania „bazy”, więc takie udogodnienia są lekarstwem na krótko, bo im dalej brniemy w rozgrywkę, tym zwiększa się czas oczekiwania na budowę czy ulepszenie budynku. Innymi słowy – czy chcemy, czy nie, w końcu i tak zablokujemy się, jeśli nie wyciągniemy portfela z kieszeni. Chyba że jesteście oazą cierpliwości.

Jedną z nielicznych zalet gry jest tu oprawa graficzna. Trudno się jednak oszukiwać – przy braku jakichkolwiek konkretnych animacji i przy multum statycznych elementów w grze naprawdę trudno by im to było spartolić. Doceniam jednak miłą dla ucha muzykę, która wprowadza nieco nastrój Gry o tron. Przyjemnie wpasowywałaby się w walkę, gdyby tylko taka została uwzględniona w grze. Twórcy najwyraźniej jednak postawili tu na naszą wybujałą wyobraźnię.

Gram od kilku dni w Game of Thrones: Conquest i po prostu mi wstyd, że rozgrzewałam palce dla tej produkcji i czekałam z niecierpliwością, aż zainstaluję ją na swoim iPhonie. Miałam wielkie nadzieje na rozszerzenie tego brutalnego świata z serialu na uniwersum gry. Zamiast tego dostałam marną kopię Game of War bez klimatu, za to z ogromną chęcią na wyciągnięcie od nas pieniędzy. Jeśli lubicie sobie pobudować i poczekać – odnajdziecie się w tej grze. Innym radzę jednak oszczędzić sobie zawodu, a smartfonowi pamięci.

5,0
W takiej grze nie chce się walczyć nawet o ten domowy tron.
Plusy
  • postacie z Gry o tron
  • sporo elementów do rozbudowy
  • oprawa graficzna
Minusy
  • tragiczna mechanika walki
  • uciążliwe mikrotransakcje
  • kopia Game of War
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!