Przyszłość świata zmierzającego ku zagładzie leży w twoich rękach. Dosłownie.
Przyszłość świata zmierzającego ku zagładzie leży w twoich rękach. Dosłownie.
Mając w pamięci Xenoblade Chronicles z Wii, jedną z najlepszych gier jRPG wszech czasów, do "dwójki" zapowiedzianej na Switcha podchodziłem bardzo sceptycznie. Fanowski entuzjazm ustąpił miejsca podejrzliwości, która przybrała na sile po prezentacji pierwszych zwiastunów. Nie ukrywam, że nowa estetyka postaci zupełnie do mnie nie trafiała, a widok otoczenia i fragmenty walki sugerowały, że Monolith Soft szykuje naprędce dużego jRPG-a bazując na sprawdzonym schemacie. Byle tylko zdążyć z premierą przed końcem roku, żeby Nintendo mogło się chwalić świetnym wsparciem nowej konsoli w pierwszych miesiącach jej życia.
Xenoblade Chronicles 2 jest pod wieloma względami bardzo podobne do poprzedniczki z Wii - w zdecydowanie większym stopniu niż do Xenoblade Chronicles X z Wii U. Nie oznacza to jednak, że "dwójka" jest tradycyjnym sequelem, rozgrywającym się w tej samej krainie i opowiadającym o dalszych losach Shulka, Reyna czy ulubieńca tłumów (not) Rikkiego. Przed zagraniem w Xenoblade Chronicles 2 nie trzeba więc nadrabiać (choć zdecydowanie warto) hitu z Wii, który jest słusznie uważany za jednego z najlepszych przedstawicieli gatunku jRPG.
W najnowszej produkcji Monolith Soft wcielamy się w Rexa – nastoletniego poszukiwacza skarbów, który niczym Kevin Costner w Waterworld nurkuje na dno oceanu przykrytego chmurami, by wyłowić cenne artefakty. Albo pospolity złom. Podobnie jak w filmowym hicie z 1995 roku, w świecie gry praktycznie nie uświadczymy stałego lądu. Ocean chmur ciągnie się aż po horyzont, a jedynym stałym punktem odniesienia jest Drzewo Życia. Legendarna kraina zwana Elysium, która na samym początku jawi się graczowi jako raj utracony. To właśnie stamtąd rzekomo pochodzi ludzkość i tylko tam można znaleźć ratunek przed zbliżającą się zagładą.
Świat przykryty chmurami, Alrest, zamieszkują potężne istoty zwane Tytanami. Kilka z nich to prawdziwe kolosy, które posiadają własny ekosystem i kulturę wytworzoną przez "obywateli" żyjących na ich grzbiecie (albo wnętrznościach). Osoby pamiętające Xenoblade Chronicles od razu dostrzegą wspólny mianownik świata przedstawionego.
W grze występują także znacznie mniejsi Tytani, którzy są wykorzystywani jako środek transportu. Jednym z nich jest Gramps – mentor Rexa i jego mobilne schronienie. Akcja gry rozpoczyna się w momencie, gdy chłopak podejmuje się dobrze płatnej, a zarazem wyjątkowo zagadkowej misji. Wraz z grupą najemników musi zejść pod powierzchnię chmur i przeszukać spoczywający na dnie obiekt. Jak nie trudno zgadnąć, akcja błyskawicznie nabiera tempa, a życie Rexa i jego Tytana obraca się o 180 stopni. Tak zaczyna się epicka przygoda, pełna zwrotów akcji, dołączających do nas sojuszników i wielkich niebezpieczeństw. A wszystko to polane religijno-mitologicznym sosem, którego smak jest doskonale znany fanom serii Xenogears/blade.
Rex z podrzędnego łowcy złomu bardzo szybko staje się Driverem – wojownikiem mogącym korzystać z niezwykłych umiejętności istot znanych jako Blades. Relacja Driver-Blade przypomina motyw z serii Persona, w której spotykamy na swojej drodze rozmaite demony i możemy się z nimi związać, by w ten sposób wykorzystać ich potencjał w licznych walkach. Różnica polega na tym, że Driver w Xenoblade Chronicles 2 nie kryje się za plecami swojego "ostrza", wydając jedynie komendy. Bohaterowie sami zadają ciosy, zaś wybór stojącego u ich boku Blade'a determinuje rodzaj wyprowadzanych ataków, wpływa na statystyki i umiejętności.
Blade jest więc z jednej strony gatunkiem broni, zbiorem dostępnych ataków, technik i combosów, a zarazem rodzajem klasy. Rex zaczyna z podstawowym Blade'em, który reprezentuje klasę Attacker. W początkowych godzinach dołączają do nas Driverzy, których "ostrza" są nastawione na leczenie (Healer) lub skupianie na sobie uwagi wroga (Tank). Każdy Blade ma z góry narzuconą klasę (jest jeden wyjątek, o którym dowiecie się po około 5-6 godzinach gry), drzewko umiejętności czy sloty na ulepszenia. W trakcie walki możemy przełączać się między maksymalnie trzema rodzajami Blade'ów, co przydaje się w trudniejszych walkach wymagających złożonej strategii. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, kontrolujemy tylko jednego bohatera (nie musi to być Rex), zaś nasi sprzymierzeńcy robią swoje. Zazwyczaj nie można na nich narzekać – sensownie wykorzystują zalety danych Blade'ów, Healer zbiera wypadające z przeciwników Potiony lub wskrzesza nas, gdy polegniemy (musimy mieć naładowany odpowiedni pasek), a zawodnik z umiejętnością Topple dosłownie zwala wroga z nóg, gdy kolega nałoży na niego status Break.
Kluczem do sukcesu jest umiejętne wykorzystanie tzw. Arts, czyli technik specjalnych, które ładują się, gdy bohater zadaje automatyczne ciosy. Tradycyjnie niektóre Arty są skuteczne, gdy zajdziemy przeciwnika od boku/tyłu, inne nakładają wspomniane statusy (Break, Topple, Smash itp.) lub "wyciągają" lecznicze mikstury. Oprócz tego mamy dostęp do kilkustopniowych Special Arts (im dłużej będziemy ładować, tym lepiej), które dają wyjątkowo skuteczny efekt, gdy połączymy je z atakami specjalnymi naszych kompanów. Odpalenie Special Arts prawym lub lewym spustem, po pojawieniu się stosownej ikony, to jedyny moment, gdy możemy decydować o poczynaniach bohaterów sterowanych w danej walce przez konsolę.
Wprowadzenie relacji Driver-Blade to zdecydowanie największe novum w mechanice rozgrywki znanej z poprzednich odsłon. Pozyskiwanie nowych "ostrzy" przez kupno lub eksplorację świata, tworzenie z nimi więzi, a następnie opracowywanie różnych strategii, to ciekawe rozwiązanie, idące w nieco innym kierunku niż wspomniana Persona czy chociażby Pokemony. Widać wspólny mianownik, jednak Mnolith Soft nie poszło na łatwiznę, po prostu kopiując sprawdzone rozwiązania. Co ciekawe, na początku korzystanie z podstawowego Blade'a Rexa (anime'owa ślicznotka imieniem Pyra) sprawiało mi pewne trudności – zachodząc przeciwnika od boku mój bohater poruszał się w ślimaczym tempie, na dodatek nie zadawał automatycznych ciosów, póki nie stanął w miejscu. Kiedy jednak zdobyłem innego Blade'a, okazało się, że m.in. sposób poruszania po mapie w trakcie walki jest zależny od dzierżonej przez nas broni.
Takich "objawień" gra dostarcza na każdym kroku nie tylko przez kilka pierwszych godzin. Okienka tekstowe z instrukcjami pojawiają się także w późniejszych rozdziałach, co uznaję za plus. Mając w pamięci rozbudowany i słabo wytłumaczony system rządzący rozgrywką w Xenoblade Chronicles X, "łopatologiczne" wyjaśnianie podstaw było miłą niespodzianką. Nota bene już od samego początku miałem wrażenie, że twórcy chcieli przystosować Xenoblade Chronicles 2 do mniej doświadczonych fanów jRPG. Nie oznacza to, że "dwójka" jest ograniczona czy uproszczona względem wspaniałego Xenoblade Chronicles z Wii. Pomijając oczywiste różnice w rozwoju postaci i korzystania z Blade'ów (tego oczywiście nie było), nową grę cechuje całkiem rozbudowany jak na gatunkowe standardy system, który jest po prostu tłumaczony w sposób bardzo klarowny i nie budzący wątpliwości. Czegoś takiego bardzo mi brakowało w Xenoblade Chronicles X.
Kolejną widoczną zmianą w stosunku do poprzednich części jest estetyka postaci i komizm wprowadzony do całej opowieści. Monolith Soft nie wywócił wartswy wizualnej do góry nogami i każdy, kto grał we wcześniej wspomniane gry na Wii i Wii U od razu zauważy metodę kopiuj-wklej. Mnóstwo krajobrazów, obiektów, przeciwników zostało żywcem przeniesionych do nowej gry. Z drugiej strony bohaterowie sprawiają wrażenie wyciągniętych z rasowego anime. Jak wspomniałem na początku, widok takiej mieszanki na pierwszych obrazkach i zwiastunach nie wzbudzał mojego entuzjazmu, jednak po kilku godzinach zupełnie przestałem zwracać na to uwagę.
Pomijając kierunek artystyczny, Xenoblade Chronicles 2 nie ma szans na zdobycie tytułu miss piękności. Technicznie jest to klasyczny średniak, który miejscami straszy słabymi teksturami i prostymi modelami obiektów. Projekt świata, sposób przedstawienia zróżnicowanych kultur i warunków atmosferycznych robi pozytywne wrażenie, ale zapomnijcie o poziomie wykonania z The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Gry Monolith Soft z seri Xeno... nigdy nie należały do czołówki pod względem oprawy graficznej i po prostu trzeba się pogodzić z tym, że najnowsza odsłona nie jest chlubnym wyjątkiem. Wizualne uproszczenia i kompromisy naprawdę można przeboleć, szczególnie, że animacja nie chrupie (grałem bez większych problemów zarówno na TV jak i w trybie tabletu), a rozgrywka jest satysfakcjonująca.
Największym zgrzytem w odbiorze Xenoblade Chronicles 2 był dla mnie groteskowy humor niektórych sytuacji i anglojęzyczny dubbing. Grając przed premierą miałem dostęp wyłącznie do ścieżki dźwiękowej z angielskimi aktorami, choć Nintendo ogłaszało wszem i wobec, że będzie wypuszczona darmowa aktualizacja z oryginalnymi, japońskimi głosami. Ja niestety nie mogłem jej pobrać i momentami krwawiłem z uszu. Głosy lektorów to kwestia gustu (wielu z nich wypadło naprawdę ok), jednak sposób recytowania niektórych kwestii był na naprawdę niskim poziomie. To, co słyszałem, wielokrotnie nie współgrało z zagraną przez wirtualnych aktorów scenką. Przed oczami emocje, a w uszach nuda. Do tego dochodzą dialogi, przez które bardziej wymagający gracz będzie się notorycznie uderzał w czoło. Bo trudno o inną reakcję, gdy Rex po raz kolejny chce "pokonać wrogów potęgą przyjaźni" (autentyk), a drugi koleżka z powagą uświadamia nas, że "życie może być okrutne, bardziej niż się spodziewasz".
Xenoblade Chronicles 2 nie grzeszy urodą i ma grafomańskie dialogi. W grze jest ogromna liczba schematycznych misji pobocznych (przynieś pięć kwiatków/zabij piętnaście pająków), jednak takie wady niewiele znaczą w zestawieniu z satysfakcjonującą i uzależniającą rozgrywką. Monolith Soft po raz kolejny oddało nam do użytku ogromny, zróżnicowany świat pełen zakamarków do odkrycia i przeciwników do ubicia. Tradycyjnie po mapie przechadzają się potwory o kilkadziesiąt poziomów "wyższe" od naszej drużyny, zachęcające do rzucenia im rękawicy po wielu godzinach przygotowań. Rozbudowany system, ze świeżym pomysłem Driver-Blade na czele, trafi w gusta doświadczonych graczy, którzy szukają czegoś więcej niż rozpisanej na kilkadziesiąt godzin fabuły Xenoblade Chronicles 2. Często bardzo groteskowej, choć przyznam się bez bicia, że słysząc niektóre dowcipy uśmiech zagościł na mojej twarzy. Scenariusz jest po prostu bardzo nierówny i stanowi tradycyjną dla serii mieszankę luźnych motywów z pompatycznym wątkiem filozoficzno-religijnym. Albo się to kocha, albo nienawidzi.
Xenoblade Chronicles 2 nie postrzegam w kategoriach kolejnego system sellera, tym niemniej każdy fan japońskiej szkoły robienia gier – a w szczególności gatunku jRPG – powinien się zainteresować nowym dzieckiem Monolith Soft. Mocne zakończenie roku dla posiadaczy Switcha, choć pozycja Xenoblade Chronicles z Wii na szczycie pozostaje nienaruszona.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!