Fallen Legion: Sins of an Empire i Fallen Legion: Flames of Rebellion nie są grami bez wad, ale mimo to zapewniają kilkanaście godzin rozrywki.
Fallen Legion: Sins of an Empire i Fallen Legion: Flames of Rebellion nie są grami bez wad, ale mimo to zapewniają kilkanaście godzin rozrywki.
Wydanie gier Fallen Legion: Sins of an Empire i Fallen Legion: Flames of Rebellion w jednym pakiecie jest jak najbardziej trafionym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że akcja obu tytułów rozgrywa się w tym samym czasie, ale przedstawiona jest z dwóch odmiennych perspektyw. Obie produkcje wchodzące w skład zestawu Fallen Legion+ oferuję również tę samą mechanikę rozgrywki oraz styl graficzny. Gdybym więc skupiał się na ocenie wersji konsolowych, jako minus uznałbym fakt, że Sins of an Empire nie trafiło na PlayStation Vita, którego posiadacze muszą ograniczyć się wyłącznie do poznania Flames of Rebellion. Tym samym nie mają oni kompletnego obrazu fabuły.
Historia młodej księżniczki imieniem Cecille ukazana w Sins of an Empire zapowiada się sztampowo, ale dość obiecująco. Z czasem jednak śledzenie losów tej postaci, która po śmierci własnego ojca musi ratować królestwo przed rozmaitymi antagonistami, robi się po prostu mało ciekawa (aż do tego stopnia, że miałem ochotę przewijać kolejne dialogi). Jednym z wrogów księżniczki jest główny bohater Flames of Rebellion, czyli zły generał Legatus Laendur chcący przejąć kontrolę nad królestwem należącym do Cecille. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że po uruchomieniu Fallen Legion+ otrzymujemy możliwość wyboru grywalnej postaci, którymi są oczywiście Cecille i Legatus Laendur. Z głównego menu nie dowiadujemy się jednak, że w istocie mamy tutaj do czynienia z dwiema grami.Niezależnie od tego, czy w pierwszej kolejności uruchomimy Fallen Legion: Sins of an Empire czy też Fallen Legion: Flames of Rebellion zauważymy, że autorzy ze studia o dość fikuśnej nazwie YummyYummyTummy zaoferowali grafikę niekoniecznie najwyższej jakości, ale mimo to sprawili, że obie produkcje mogą pochwalić się specyficznym klimatem. Tła są naprawdę zróznicowane (odwiedzamy nie tylko las, ale również między innymi zamek, tereny pustynne czy miejscówki pokryte śniegiem) i aż prosi się o to, by w poszczególnych lokacjach dodać więcej szczegółów czy też zadbać o lepsze oświetlenie. Znacznie lepiej wygląda jednak to, co obserwujemy na pierwszym planie, czyli modele naszych bohaterów oraz wrogów, które zostały bardziej dopracowane niż elementy krajobrazu. Pod względem różnorodności przeciwników Fallen Legion+ pozostawia jednak nieco do życzenia, a niektórzy oponenci pojawiają się zbyt często (osobie zajmującej się umieszczaniem ich na mapie powinno się wyjąć z klawiatury przyciski "ctrl", "c" i "v").
Tak narzekam i narzekam (dobrze, pochwaliłem przecież atmosferę w Fallen Legion: Sins of an Empire czy też Fallen Legion: Flames of Rebellion), ale w końcu przechodzimy do sedna, czyli elementu, który sprawia, że Fallen Legion+ wyrwie fanom gatunku kilkanaście godzin z życiorysu. W trakcie rozgrywki sterujemy drużyną złożoną z trzech bohaterów (skład ekipy wybieramy przed udaniem się do kolejnej lokacji), która automatycznie przemierza kolejne dwuwymiarowe plansze. Kontrolę nad nimi przejmujemy dopiero podczas walki. Każda postać posiada nie tylko unikatowy rodzaj broni (np. miecz, włócznię, młot, łuk czy nawet strzelbę), ale także określoną liczbę punktów akcji. Starcia toczą się jednak w czasie rzeczywistym, więc po zadaniu kilku ciosów czy też wyprowadzeniu śmiercionośnej kombinacji ataków, dana postać musi chwilę odpocząć (sami wybieramy, kto zostaje na przedzie, a kto regeneruje siły kryjąc się za pozostałymi kompanami).Poza członkami naszego zespołu w każdej walce bierze udział także główny bohater, czyli Cecille w przypadku Fallen Legion: Sins of an Empire oraz Legatus Laendur w Fallen Legion: Flames of Rebellion. Pełni on jednak nieco inną rolę, bo może rzucić potężne zaklęcie i uzdrowić lub wskrzesić swoich podopiecznych, o ile ci zadbają o naładowanie jego paska many, co czynią po prostu atakując wrogów. Dopełnieniem tego nieskomplikowanego, ale naprawdę ciekawie zaprojektowanego systemu jest możliwość blokowania ciosów przeciwników. Kiedy uda nam się tego dokonać, oponent przez moment nie będzie mógł nic zrobić, a my zadamy mu krytyczne obrażenia. Ryzyko przy blokowaniu jest spore, bo w razie niepowodzenia mocno obrywamy, ale kiedy opanujemy tę sztukę, poczujemy ogromną satysfakcję z pokonywania coraz bardziej wymagających rycerzy, smoków, goblinów, łuczników czy innych niemilców.
Fallen Legion: Sins of an Empire i Fallen Legion: Flames of Rebellion reklamowane są jako gry action RPG. Z tym RPG bym jednak nie przesadzał, bo poza możliwością wyposażenia naszych bohaterów w klejnoty zwiększające np. pancerz czy też siłę ataku czy też pasywnych zdolności ze skromniutkiej listy znajdziemy tu jeszcze specjalne karty, które pojawiaja się co jakiś czas na ekranie. Spośród trzech musimy wybrać jedną, która da nam określony bonus w nadchodzącym starciu i przy okazji nieznacznie wpłynie na jego przebieg. Zapomnijcie jednak o punktach doświadczenia, levelowaniu czy też odblokowywaniu talentów. Fallen Legion+ to pakiet, który z pewnością rozczaruje osoby szukające produkcji oferujących możliwość modyfikowania statystyk postaci czy też porównywania elementów wyposażenia.Niezwykle prosty do zrozumienia, ale stosunkowo trudny do opanowania system walki (zwłaszcza podczas wymagających starć z bossami) to bezsprzecznie największa zaleta gier Fallen Legion: Sins of an Empire i Fallen Legion: Flames of Rebellion, które mogą pochwalić się także specyficzym, mangowym klimatem. By spędzić przy nich miło czas trzeba jednak przymknąć oko na nieciekawą fabułę, ubogie w detale lokacje i znikomą liczbę elementów RPG. Stąd też taka, a nie inna ocena.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!