Minecraft i Dragon Quest nigdy nie były moimi ulubieńcami. Ale połączenie tych dwóch tytułów w trybie przenośnym na Switchu wciągnęło mnie jak bagno.
Minecraft i Dragon Quest nigdy nie były moimi ulubieńcami. Ale połączenie tych dwóch tytułów w trybie przenośnym na Switchu wciągnęło mnie jak bagno.
Patrząc na obrazki z gry Square Enix można ją łatwo pomylić z jakąś modyfikacją Minecrafta – cały świat jest zbudowany z sześciennych klocków i tylko postacie, rośliny, meble itp. wyglądają jak z "normalnej" gry. Właśnie taki kierunek artystyczny nie został obrany przypadkowo, gdyż Dragon Quest Builders to z założenia klon kultowej gry Mojang rozbudowany o elementy charakterystyczne dla gatunku jRPG. Jak to wygląda w praktyce?
Po krótkiej wizycie w edytorze postaci budzimy się z amnezją w tajemniczej krypcie, gdzie równie tajemniczy głos opowiada nam pokrótce o realiach, w których przyszło nam żyć. Okazuje się, że jesteśmy wybitną jednostką – tytułowym Budowniczym, i w przeciwieństwie do innych mieszkańców tego świata, posiadamy niezwykły dar. Potrafimy tworzyć. Zaczyna się więc dosyć nietypowo, bo nie wchodzimy w buty dzielnego wojownika, gotowego ratować świat z mieczem w dłoni i pieśnią na ustach. Co prawda nasz jegomość nie jest pacyfistą i stanie do niejednej walki, jednak to właśnie umiejętność tworzenia, a nie walka, definiuje charakter długiej przygody.
Akcja zaczyna się w momencie opuszczenia krypty i dotarcia do ruin pierwszego siedliska. To właśnie tu wbijamy w ziemię Sztandar Nadziei, który przyciągnie zagubionych wędrowców. Oczywiście pod warunkiem, że zadbamy o odpowiednią infrastrukturę – postawimy domy mieszkalne z miejscami do spania i oświetleniem, postawimy palenisko, wybudujemy warsztaty, sklep etc. W myśl powiedzenia "nie od razu Rzym zbudowano", zamiana błotnisto-kamiennych ruin w rozbudowaną osadę, zamek czy świetnie prosperujące miasteczko, to długotrwały i często żmudny proces. Wszystko budujemy bowiem klocek po klocku. A kiedy zabraknie nam surowców, musimy klocek po klocku wykopywać ziemię, kamienie, rąbać drewno, zbierać badyle, kosić trawę itd.
Jeżeli graliście kiedyś w Minecrafta, to w mig załapiecie schemat tworzenia i zbierania materiałów. Square Enix nie wymyśla w tym temacie niczego nowego, więc żeby zbudować schronienie, musimy postawić ściany wysokie na dwa klocki, wstawić drzwi, w środku umieścić pochodnię albo inne źródło światła, i rozłożyć najprostsze łóżko z trawy, które pozwoli nam przespać noc/zregenerować siły/uniknąć niebezpieczeństw czyhających po zmroku. Z każdym nowym zadaniem, otrzymywanym od mieszkańców naszej osady, uczymy się czegoś nowego i dostajemy dostęp do nowych narzędzi czy schematów. Dragon Quest Builders nie jest więc hardcore'owym survivalem, w którym wszystko musimy odkrywać we własnym zakresie. Podstawowe elementy niezbędne w dalszej przygodzie (młot do rozbijania kamieni, siekiera do ścinania drzew, piec do wypalania itd.) pojawiają się na naszej drodze w głównych questach, ale nie znaczy to, że wszystko mamy podane jak na tacy. W pewnym momencie gra przestaje prowadzić za rączkę i to od nas zależy, czy skupimy się na wydobywaniu drogocennych kamieni, karczowaniu lasów, organizowaniu dalekich ekspedycji, a może zechcemy dokopać się do wnętrza ziemi?
Można też ograniczyć się do wykonywania fabularnych misji, w których znajdziemy wszystkiego po trochu. Także walki, która wydaje się być najsłabszym ogniwem Dragon Quest Builders. Zamiast turowych starć znanych z tradycyjnych Dragon Questów, spin-off stawia na bardzo prostą walkę w czasie rzeczywistym, która sprowadza się do ciągłego wciskania przycisku akcji. Aby uniknąć ciosu przeciwnika, trzeba po prostu odejść na bezpieczną odległość. Ot, cała filozofia. Nie ma tu żadnych uników, bloków, ciosów specjalnych. Z jednej strony to zrozumiałe, skoro kierujemy budowniczym/górnikiem/drwalem/podróżnikiem, a nie dzielnym rycerzem. Z drugiej, machanie mieczykiem czy czymkolwiek, co akurat mamy w ręce, staje się szybko irytujące, a kolejne starcia nie sprawiają żadnej frajdy. Po prostu biegamy zygzakiem albo zachodzimy delikwenta od tyłu i naparzamy, kiedy trafi się okazja. Po świecie błąkają się potwory żywcem wyjęte z serii Dragon Quest (są też bossowie), ale nawet znajome twarze nie zachęcają do poświęcaniu długich godzin na walkę. Szczególnie, że zwycięstwo nie daje nam nic poza materiałami do budowy. A cały proces ulepszania statystyk jest tu zależny od rozwoju naszej osady i posiadanego ekwipunku.
Grając w Dragon Quest Builders trzeba pamiętać, że nasz bohater nie jest samotną wyspą, ale częścią rosnącej społeczności. I im bardziej rozbudujemy miasteczko, tym więcej zyskamy. NPC-e mogą nam dawać dodatkowe questy, samodzielnie tworzyć przedmioty (jeżeli mają własny warsztat), a także pomagać w walce, kiedy podejmiemy się misji z obroną bazy. Dodatkowo każdy z nich opowiada pewną historię, która poszerza naszą wiedzę o świecie. Uniwersum Dragon Quest Builders nie jest bowiem wyłącznie masą przypadkowo rozłożonych sześcianów. A za całym tym zamieszaniem kryje się pewna tajemnica, którą odkrywamy, kawałek po kawałku, wraz z każdym ukończonym zadaniem.
Taka motywacja świetnie się sprawdza, ale to tylko jeden z argumentów, który przyciąga do konsoli na długie godziny. Główną zachętą jest swoboda w działaniu, mnogość przedmiotów, budowli, surowców do zdobycia i zakątków do odkrycia. Nie spodziewałem się, że spędzę z Dragon Quest Builders dłużej niż kilka godzin, ale po jakimś czasie odpalanie Switcha nawet na kilkunastominutowe sesje, żeby tylko coś dobudować albo wykonać jakiś quest, weszło mi w nawyk.
Od strony technicznej wersja na Switcha (2 lata temu gra debiutowała w Japonii na PS3 i PS4) sprawdza się znakomicie. Graficznie nie jest to może ósmy cud świata, ale to połączenie Minecraftowego otoczenia z postaciami i przedmiotami z Dragon Questa wypadło naprawdę atrakcyjnie. Poważnych glitchy nie pamiętam i jedynie praca kamery w ciasnych pomieszczeniach (np. domkach z położonym dachem) nie pracowała tak, jak bym sobie tego życzył. Niektóre questy irytują nadmiarem backtrackingu, ale da się to przeboleć, bo główne zadania to tylko mały wycinek zabawy, jaką oferuje Dragon Quest Builders.
Kolejny miesiąc, kolejna świetna gra na Switcha. I nawet jeśli to 2-letnia konwersja z PlayStation 3 i 4, to przenośny potencjał konsoli Nintendo stanowi tu naprawdę ogromną różnicę. Polecam i wracam do kopania sześcianów.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!