Into the Breach to klasyczne arcydzieło w miniaturze

Kamil Ostrowski
2018/03/07 11:30
0
0

Nawet jeżeli wolałbym je na telefonie, Into the Breach to genialna produkcja, bardzo wdzięcznie repetytywna i w swojej prostocie misterna.

Into the Breach to klasyczne arcydzieło w miniaturze

Into the Breach to wariacja na temat kilku już znanych motywów. Po pierwsze, jest to turowa gra strategiczna, w stylu Advance Wars (seria znana z przenośnych konsol Nintendo – w pewnych kręgach kultowa, a przede wszystkim bardzo dobra). Po drugie, znany i lubiany pixel-art, podobny do tego z poprzedniej produkcji Subset Games (mowa oczywiście o FTL: Faster Than Light). Po trzecie wreszcie, dostajemy fabularne tło rodem z filmu Edge of Tommorow. Wcielamy się w grupkę pilotów, którzy co i rusz cofają się w czasie, aby jeszcze raz spróbować pokonać inwazję Veków – gigantycznych stworzeń, które wypełzają spod powierzchni Detriusa, zagrażając przyszłości ludzkiej cywilizacji (która jak się zdaje, z nieznanego powodu ewakuowała się na jakimś etapie ze „starej” Ziemi). Zadaniem gracza jest takie poprowadzenie do boju trzech mechów, aby odeprzeć inwazję.

Każdorazowo rozgrywka zaczyna się od wybrania zestawu mechów, którymi pokierujemy. Do wyboru jest osiem różnych zespołów robotów bojowych, które odblokowujemy poświęcając monety, zdobywane w toku zabawy. Możemy również wspomagać się doświadczonym pilotem, o ile udało nam się jakiegoś „katapultować” z linii czasu (tj. rozgrywki), którą poprzednio zakończyliśmy sromotną klęską. Każdorazowo musimy oczyścić z Veków co najmniej dwie wyspy (z czterech do wyboru, każda o zmiennej specyfice), zanim podejdziemy do ostatecznej bitwy z obcymi stworami. Zdanie nie wydaje się trudne, prawda?

Nic bardziej mylnego moi myly. Nawet na średnim poziomie trudności każde podejście do oczyszczenia planety z Veków to misja iście karkołomna. Po pierwsze, musimy nie tylko skupić się na sprawnym eksterminowaniu gigantycznych insektów, ale jednocześnie pamiętać o ochronie ludności cywilnej, okolicznych instalacji i okazjonalnie pojawiających się jednostek niezależnych. Po drugie, na naszej drodze stoi uciążliwa mechanika, która zmusza nas do usilnego główkowania – zadawane obrażenia mają kluczowe znaczenie, ale bez wykorzystywania specjalnych zdolności, np. odpychania i przyciągania wrogów, wzniecania tumanów kurzu czy roztaczania pól siłowych, nie możemy nawet marzyć o zwycięstwie.

GramTV przedstawia:

Podobnie jak w przypadku FTL: Faster Than Light, niewiele jest tutaj miejsca na stały progres, który przenosiłby się pomiędzy kolejnymi rozgrywkami. Możemy odblokować nowe mechy, na krótką metę możemy również profitować z faktu przeniesienia doświadczonego pilota do nowej linii czasu, ale w gruncie rzeczy najważniejszym progresem jest ten, który dokonuje się w głowie gracza. Z każdą partią coraz lepiej rozumiemy świat Into the Breach, uczymy się główkować w narzuconych ramach i nabieramy szacunku dla przeciwnika oraz łamigłówek, które proceduralnie generuje program.

Subset Games udało się zrobić osiągnąć ten sam efekt „prostego skomplikowania”, co w przypadku swojej poprzedniej produkcji. Pozornie prosta mechanika kryje w sobie daleko idącą głębię, zachęcającą do kombinowania. Praktycznie każda tura w czasie walki jest swoistą łamigłówką, którą w dodatku można rozwiązać na kilka różnych sposobów. Dobrze jest zresztą pilnować, żeby rozwiązanie ustawiło nas w optymalnej pozycji względem kolejnych potyczek. Drugą cechą charakterystyczną Into the Breach jest nadanie zabawie ciężaru, który związany jest nieodłącznie z konsekwencjami naszych błędów. Nie ma żadnych zapisów gry, raz wykonanej tury nie można tury cofnąć, brakuje możliwości wczytania poprzedniego stanu. Jeżeli popełnimy błąd, możemy co najwyżej liczyć na to, że czegoś nas to nauczyło i że następnym razem pójdzie nam lepiej.

Twórcy kultowego FTL: Faster Than Light to wciąż mistrzowie w przyciąganiu do ekranu pozornie prostą kombinacją znanych już elementów. Zachwycam się, aczkolwiek uczciwie muszę przyznać, że Into the Breach chociaż genialne, jest bardzo skromne. Ciężko nie odnieść wrażenia, że jak na kilka lat wytężonej pracy, brakuje w tej produkcji nieco zawartości i zdaje się, że lepiej wyglądałby na małym ekranie telefonu, bądź tabletu. Chciałoby się troszkę więcej, a jeżeli mamy mniej, to lepiej wyglądałoby to na urządzeniu przenośnym. Niemniej, to świetna gra, którą z czystym sumieniem polecam.

8,5
Epicka odyseja sciece-fiction w miniaturze
Plusy
  • Bardzo sprytna SI
  • Głęboka rozgrywka, mimo prostych założeń
  • Wciąga jak odkurzacz
Minusy
  • Od razu powinna lądować na telefonach i tabletach
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!