Jeżeli możecie w tym roku kupić tylko jedną grę na peceta, niech to będzie Northgard. To potężna dawka radości z grania w czystej postaci.
Jeżeli możecie w tym roku kupić tylko jedną grę na peceta, niech to będzie Northgard. To potężna dawka radości z grania w czystej postaci.
Odpalając Northgard uruchamiamy maszynę nie z tej ziemi, który przenosi nas w zupełnie inną krainę. Jest to świat pełen legend, przygód, dramatycznej walki o przetrwanie, obfitych uczt i doniosłych bitew. Kontynent Northgardu to gigantyczny plac zabaw, który połechce ego każdego awanturnika, domagając się zbadania, wykorzystania i pozostania na dłużej. Krótko mówiąc – nie możecie przegapić tej gry, a przynajmniej nie powinniście tego robić, jeżeli Wam dobra zabawa miła.
Po pierwsze, świetna mechanika, której meandry poznajemy stopniowo przez kolejne… spokojnie mogę powiedzieć „tygodnie”. Obecnie mam na liczniku prawie trzydzieści godzin z Northgard (z czego pierwszych dziesięć spędziłem nie odrywając się od jednego klanu, żeby tylko okiełznać podstawy) i dopiero niedawno doszedłem do wniosku, że mogę z czystym sumieniem o tej grze napisać.
Sprawdźcie też nasze pierwsze wrażenia z Northgardu, które opublikowaliśmy nieco ponad rok temu. Znajdziecie tam zasadniczy opis mechaniki, którego nie ma większego sensu powielać.
Z początkowych czterech frakcji obecnie zrobiło się sześć, a każdy z nich pozwala na takie rozłożenie akcentów i takie pokierowanie rozgrywką, aby zabawa była zupełnie unikalna. Wybierając klan Wilka będziemy stawiać na agresję – przemieszczając się wojakami w te i na zad, niekoniecznie kolonizując większe połacie terenu. Zupełnie inaczej będzie to wyglądać, gdy wybierzemy klan Kozy – oni specjalizują się w wytwarzaniu żywności, potrzebnej właśnie do kolonizacji. Klan Jelenia stawia na szybkie zdobycie sławy. Klan Kruka stawia na żeglarzy – do dyspozycji mamy potężnych najemników, którzy spustoszą wrogie wybrzeża. Klan Niedźwiedzia świetnie znosi zimy. Z kolei klan Dzika stawia na rozwój… nazwijmy to naukowy (chociaż gra mówi raczej o „folklorze”). Zasadnicze zręby rozgrywki zawsze są te same, aczkolwiek mechanika skręca w zależności od wybranego klanu.
Namnożyło się też trybów. Pierwotnie dostępny był wyłącznie pojedynczy scenariusz. Dowolnie ustawiać można było liczbę przeciwników, poziom trudności, warunki zwycięstwa, rozmiar mapy i tak dalej – to się nie zmieniło. Ponad roczne „zamrożenie” gry w czeluściach Early Access dało efekt. Po pierwsze, doczekaliśmy się tak oczywistego trybu mutiplayer. Przenosi bezpośrednio rozgrywkę z trybu „skirmish” na łącza Internetu. Jest stabilnie i równie przyjemnie jak możecie się spodziewać – kosmicznie zagmatwana, niemalże czterogodzinna zabawa dwóch na dwóch, w trakcie której sojusznicy po obydwu stronach zostali wypatroszeni, a szala zwycięstwa przechylała się to i rusz na korzyść moją, to przeciwnika, stanowiła dla mnie gamingowy punkt kulminacyjny ostatnich dwóch lat siedzenia przed komputerem/konsolą.
Drugi ze sposobów obcowania z Northgard to obecnie kampania i od niej polecam zacząć. Stanowi ona bardzo przyzwoite wprowadzenie do mechaniki, swoisty przedłużony samouczek, którego wcześniej bardzo brakowało. Kolejne misje pozwalają nam poznać nie tylko podstawową mechanikę, ale przede wszystkim dają ogląd na wszystkie mocne i słabe strony poszczególnych frakcji, z uwzględnieniem przede wszystkim ich podstawowych cech szczególnych (bez zgłębiania drzewek rozwoju). Kampania potrafi jednak szybko zmutować z samouczka na prawdziwe wyzwanie – wystarczy, że zwiększymy poziom trudności i uprzemy się na wykonanie dodatkowych zadań.
Normalnie nie kłopoczę się z informowaniem o jakości lokalizacji, zakładając że wszyscy przyzwyczajeni są do pewnego (wysokiego) poziomu. Niestety, w tym przypadku muszę zrobić wyjątek. Wraz z wypuszczeniem pełnej wersji Northgard doczekało się polskiej wersji językowej, która jest… okropna. Część linii dialogowych jest po francusku, zdarza się też, że nazwy dostają końcówki ‘s’ z wersji angielskiej… Krótko mówiąc – twórcy nie postarali się, prawdopodobnie pozostawiając temat do załatania w przyszłości. Póki co więc zakładajcie, że będziecie grali po angielsku.
Northgard wciąga jak odkurzacz. Urzeka mnie pomimo kilkudziesięciu godzin na liczniku. Na wpół losowo generowane poziomy w scenariuszach i grach wieloosobowych sprawiają, że każdorazowo świat wygląda nieco inaczej. Nieprzewidywalność losowych wydarzeń, w stylu wyjątkowo srogich zim, ataków demonów czy plagi szczurów dodają jeszcze smaczku walce z niekontrolowanym rozwojem kolonii, oraz z zawsze trudnymi zimami, których przeżycie początkowo stanowi ogromne wyzwanie, żeby z czasem wejść w krew.
Jeżeli brakuje Wam czystej radości z grania i nie odstrasza Was określenie gry planszówkowo-Settlersowo-przygodową mieszanką (chociaż nie wyobrażam sobie, żeby takich osób było wiele), to musicie kupić Northgard. To jedna z moich ulubionych gier ostatnich lat, do której będę jeszcze wielokrotnie wracał i której życzę wielu rozbudowanych i udanych DLC.