Debiut różowego połykacza na nowej konsoli Nintendo uważam za udany. Jest krótki i łatwy, ale przy tym prześliczny, dopracowany i zabawny.
Debiut różowego połykacza na nowej konsoli Nintendo uważam za udany. Jest krótki i łatwy, ale przy tym prześliczny, dopracowany i zabawny.
Po latach posuchy w temacie gier z Kirbym na konsole stacjonarne, HAL Laboratory przygotowało pierwszą odsłonę serii na Switcha. Najnowsza platforma Nintendo jest po części handheldem, ale zasiadając do Kirby Star Allies za każdym razem traktowałem ją jak grę na telewizor. Wszystko przez bajeczną oprawę, którą należy podziwiać na dużym ekranie oraz kooperacyjny charakter rozgrywki.
Na upartego pewnie i można przejść całą (niezbyt trudną i niedługą) grę samotnym Kirbym, ale w takim wypadku stracilibyśmy całą frajdę. Głównym motywem jest bowiem współpraca czterech wesołych ludków – jeżeli gramy solo, pozostałymi przyjaciółmi steruje konsola i trzeba przyznać, że robi to naprawdę dobrze. Ani razu nie miałem ochoty nakrzyczeć na nieogarniętych NPC-ów, wpadających w przepaść albo bezmyślnie ładujących się w inne tarapaty. Dopiero w trybach boss rush i time attack, które odblokowują się po przejściu gry, poczułem, że bez żywego kompana nie da rady wykręcić dobrych czasów. Ale to zupełnie inna bajka niż główna przygoda.
W Kirby Star Allies wyruszamy w podróż po barwnych światach, by rozwiązać zagadkę pojawiających się anomalii. I choć znowu przyjdzie nam zmierzyć się z Królem Dedede czy Meta Knightem, to za całym zamieszaniem stoi ktoś zupełnie inny. Pierwsze kroki w Kirby Star Allies nie są powiewem świeżości dla kogoś, kto grał w którąkolwiek z poprzednich części. Kirby porusza się w dwóch wymiarach, skacze, unosi się w powietrzu niczym balon i oczywiście może połykać często występujących przeciwników. Tak jak we wcześniejszych grach, wessanie adwersarza z jakąś wyjątkową mocą i połknięcie go (bo można też wypluć) jest równoznaczne z "nauczeniem się" jego zdolności. W Kirby Star Allies mamy ponad 20 rodzajów takich przeciwników, z których większość jest nam doskonale znana. Kirby może zamienić się w wojownika z mieczem, pluć ogniem, strzelać lodowymi pociskami, ale także przemieniać się w kamień czy machać miotłą.
Na usta ciśnie się "ale to już była", przy czym Kirby Star Allies to coś znacznie więcej niż wtórny sequel bez świeżych pomysłów. Główną nowością jest oczywiście czteroosobowa kooperacja, która bazuje na nowej mechanice zawierania przyjaźni. Kirby zamiast pokonywać/połykać przeciwników może dosłownie rzucać w nich serduszkami. W ten sposób nowo zaprzyjaźniony ludek dołącza do naszej wesołej gromady. Jeżeli za Kirbym biega już trzech przyjaciół, musimy wybrać, który kolega ustąpi miejsca nowemu.
Wybór przyjaciół ma istotne znaczenie przy rozwiązywaniu niektórych opcjonalnych zagadek czy w walce z bossem. Oprócz typowo ofensywnych działań wybrani pomocnicy mogą nas poratować jedzeniem (odnawia energię), a nawet chwilowo zwiększyć siłę ataku. Kluczowa jest jednak możliwość łączenia dwóch różnych zdolności, dających zupełnie nowy efekt działania. Przykładowo Kirby dzierżący miecz, kij, bumerang czy młot może dodać do ataku jakiś żywioł (ogień, woda, lód, wiatr, prąd), jeżeli ma w drużynie przyjaciela z taką mocą. Tworzenie takich mieszanek nie odnosi się wyłącznie do głównego bohatera, gdyż ludki sterowane przez konsolę także mogą zmieniać swoje ataki. Czasami robią to automatycznie, gdy w danej lokacji trzeba połączyć dwie moce do otwarcia drzwi, zdobycia klucza itp. Dajmy na to jeden zamienia się w kamień do curlingu, drugi z miotłą posyła go w stronę przycisku. Albo koleżka z jojo dostaje wsparcie od ogniowego przyjaciela, bo tylko płonące jojo może podpalić lont od bomby. Takich wariantów jest całe mnóstwo i warto kombinować z różnymi duetami, by odblokować przejścia do sekretnych komnat.
Przejście głównego wątku Kirby Star Allies nie jest ani czasochłonne, ani trudne, co nie powinno być dużym zaskoczeniem dla kogoś, kto od dłuższego czasu przyjaźni się z różowym połykaczem. Na szczęście zabawa z grą nie kończy się na kilku godzinach prostej i przyjemnej rozrywki. Wyciśnięcie ostatnich soków z Kirby Star Allies to już zupełnie inna bajka i trzeba się mocno postarać, by zebrać wszystkie elementy puzzli, odblokować bonusowe plansze i dotrzeć do wszystkich sekretów. Poza tym na doświadczonych graczy czekają wspomniane wcześniej tryby boss rush (The Ultimate Choice) i time attack (Stars Allies Go!). W tym pierwszym wybieramy poziom trudności i przyjaciół, by pokonać kilku (im wyższy poziom, tym jest ich więcej) bossów znanych z kampanii w jak najkrótszym czasie. Drugi tryb to oczywiście przechodzenie gry na czas z kilkoma urozmaiceniami. Oczywiście żaden Kirby nie mógłby się obejść bez minigier. W głównym menu pojawiają się dwie dyscypliny dla 1-4 graczy. W jednej rąbiemy drewno na czas i unikamy pojawiających się robali (Chop Champs). W drugiej (Star Slam Heroes) bawimy się w kosmicznego baseballistę. Bardzo przyjemne zabijacze czasu dla każdego, które na wyższych poziomach trudności mogą stanowić nie lada wyzwanie.
Gra jest podzielona na kilka zróżnicowanych światów z odmienną scenerią i charakterystyką przeszkód. Poziom trudności nigdy nie jest zbyt wysoki, więc to idealna propozycja dla dzieciaków/początkujących graczy, którzy chcą się pobawić w coopie. Trzeba jednak zaznaczyć, że o ile czteroosobowa współpraca brzmi bardzo zachęcająco, to w praktyce bywa z tym różnie. Czterech graczy dzierżących pady to prosta droga do chaosu. Szczególnie, że kamera uporczywie skupia się na pierwszym graczu i nie oddala się, gdy pozostali chcą eksplorować skrajne zakątki planszy. Grając solo z trzema NPC-ami nie ma to oczywiście żadnego znaczenia, jednak już z 1-2 żywymi graczami zaczynamy dostrzegać bolączki.
Tak czy inaczej Kirby Star Allies sprawdza się zarówno jako gra solowa jak i do kanapowego multiplayera, jeżeli pogodzimy się z chaosem i pracą kamery. A naprawdę warto, bo ogrom pomysłów i doskonałe wykonanie to główne zalety najnowszej odsłony serii z ponad 25-letnim stażem. Niby to kolejna dwuwymiarowa platformówka (nie licząc trójwymiarowej mapy z wybieraniem poziomu) ze znanymi bohaterami i patentami, jednak motyw przyjaźni i łączenia mocy zrobił na mnie ogromne wrażenie. Szczególnie, że każdy atak czy nawet sposób poruszania się to wyjątkowa animacja, która potrafi autentycznie rozbawić. Twórcom należy się ogromny plus za to, że nie ograniczyli się do oczywistych rozwiązań i wielokrotnie udało im się mnie zaskoczyć.
Kirby Star Allies to bardzo udany debiut Kirby'ego na Switchu. Hardcore'owi wyznawcy mogą czuć niedosyt nawet po odblokowaniu wszystkich sekretów, ale dla przeciętnego zjadacza platformówek – szczególnie z dziećmi lub młodszym rodzeństwem – trudno o lepsza propozycję z tego gatunku do wspólnej zabawy. Bardzo prosta, prześliczna i zaskakująca zabawka, która rozśmiesza i wprawia w dobry nastrój. Warto zagrać po Mario Odyssey i w oczekiwaniu na Donkey Kong Country: Tropical Freeze (premiera 4 maja).