Kącik czytelniczy #11: Życie w Polsce, chińskie science-fiction i niedokończone sprawy

Kamil Ostrowski & Piotr Nowacki
2018/05/16 17:00
0
0

Potrzebujecie inspiracji? Kolejny kącik książkowy to okazja, aby zapoznać się z pozycjami ważnymi, aczkolwiek niekoniecznie szeroko znanymi.

Kamil Ostrowski

Wschodzące Gwiazdy – Michael Cobley

Kamil Ostrowski, Kącik czytelniczy #11: Życie w Polsce, chińskie science-fiction i niedokończone sprawy

Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy w ogóle do tej pozycji wracać. Ponad pół roku zajęło mi przebrnięcie przez ostatni tom serii Ogień ludzkości. Powiem szczerze, że gdyby nie moje dziwactwo nakazujące mi skończenie (prędzej czy później) każdego filmu, serialu, książki czy gry, którą w jakikolwiek sposób napocznę, to pewnie bym nie dokończył tej nieszczęsnej trylogii.

Kończąc drugi tom łudziłem się, że pisząc trzeci autor wreszcie okiełzna postaci, podszlifuje język i wprowadzi jakiś ład w nienajgorszym skądinąd uniwersum, które wyprodukował na potrzeby swojej dziewiczej space opery. Niestety, pomimo paru względnie przyzwoitych zwrotów akcji, niewiele jest we Wschodzących Gwiazdach blasku. Akcja jak się ślimaczyła, tak się niemiłosiernie ślimaczy. Odnoszę wrażenie, że cała trylogia spełniłaby się lepiej jako pojedyncza książka, pozbawiona połowy wątków i mocno skondensowana. Ostatecznie nie byłem już w stanie skupić uwagi na miernie powiązanych ze sobą postaciach, które podejmowały pozornie niezwiązane ze sobą czynności na przeciwległch krańcach galaktyki, przeskakując to ze świata wirtualnego w miniaturowe wszechświaty w podprzestrzeni, a następnie przez księżyce, statki, planety, frakcje i tak dalej… W pewnym momencie zacząłem skupiać się wyłącznie na dwóch-trzech ulubionych wątkach, przekartkowując pozostałe, które uznałem za zbyt nudne i przekombinowane.

Ogień ludzkości to męka, podobnie jak cała trylogia. Nie idźcie tą drogą. Grafomaństwo i patos są na poziomie niemalże nie do zniesienia. Postaci to posągi, które chwilę po zakończeniu dwutygodniowych tortur zwracają się do siebie w zgodzie z jakimś śmiesznym protokołem, ewentualnie zabarwionym jakimś pseudofolklorem, jeżeli mamy do czynienia z bohaterem z gatunku „swój chłop”.

Wszystkie trzy książki są wyczerpujące do granic możliwości. Pozbawione finezji opisy to męka, która obniża i tak mierne tempo. Ostatecznie poza paroma rozdziałami dotyczącymi pierwszych lat z życia kolonistów na Darienie, nie ma tutaj nic ciekawego. Nie polecam.

Cixin Liu – Problem trzech ciał

Mając dosyć marności marnej musiałem sięgnąć po pewniaka. A co gwarantuje jakość lepiej od nagrody Hugo? Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, aby zapoznać się z fenomenem trylogii Wspomnienie o przeszłości Ziemi, napisanej przez chińskiego pisarza science-fiction Cixin Liu.

Ciężko mi jest opisać Problem trzech ciał bez ujawniania istotnych elementów fabuły. Ale postaram się, bo operowanie w zupełnej próżni jest bez sensu. Książka traktuje o kontakcie z pozaziemską cywilizacją. O niebezpieczeństwach wynikających z samego faktu ujawnienia się, o potencjalnie niepodważalnych aksjomatach, które muszą rządzić kontaktami pomiędzy gatunkami operującymi w różnych częściach galaktyki. Pierwsza część trylogii poświęca dużo uwagi socjologicznym aspektom samego przełomu, wpływowi jaki miałaby na ludzi wiadomość o tym, że istnieje pozaziemska cywilizacja. Niezależnie od jej oceny etycznej, niezależnie od stopnia jej zaawansowania – po prostu czysty fakt, że na sto procent nie jesteśmy sami we Wszechświecie.

Cixin Liu dokonuje rozprawy z tym pytaniem przede wszystkim w kontekście tragicznej historii XX wieku i… niemalże równie depresyjnym początkom XXI stulecia - degradacji środowiska naturalnego, niezrozumieniu pomiędzy jednostkami, prozie zła. Przez kolejne karty przeziera filozoficzna zaduma nad naturą człowieka, nad bezwładem cywilizacji. Wszystko to podlane sosem z niespotykanego wcześniej w fantastyce naukowej chińskiego kolektywizmu, który nakazuje patrzeć na wszystko z szerszej perspektywy, z punktu widzenia cywilizacyjnego. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Cixin Liu wplata w fantastykę popularnonaukową elementarną zadumę nad kwestiami ważnymi, która na szeroko pojętym Zachodzie zniknęła gdzieś pomiędzy Więźniem Labiryntu, a Igrzyskami Śmierci. Jednocześnie chiński pisarz serwuje nam interesującą i wielowątkową fabułę, której historia rozciąga się na długich kilkadziesiąt lat. Jak dla mnie bomba.

Cixin Liu - Ciemny Las

GramTV przedstawia:

UWAGA, NIE POLECAM CZYTANIA OPISU DRUGIEJ CZĘŚCI TRYLOGII BEZ UPRZEDNIEGO PRZECZYTANIA PROBLEMU TRZECH CIAŁ. SIŁĄ RZECZY PONIŻEJ POJAWIAJĄ SIĘ PEWNE ELEMENTY ODNOSZĄCE SIĘ DO ZAKOŃCZENIA PIERWSZEJ KSIĄŻKI!

O ile pierwsza część trylogii Wspomnienia o przeszłości Ziemi skupiała się na reakcji wybranej grupy, na intelektualistach dochodzących do porządku z faktem, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie (domyślam się, że dla autora, także intelektualisty, było to podejście bardziej naturalne), tak Ciemny Las bierze pod lupę ludzkość cało całość, działającą w warunkach skrajnego zagrożenia, a ponadto dosłownie egzystencjalnego kryzysu. Co najciekawsze, akcję rozciągniętego w czasie na wiele stuleci. Flota trisolarian zbliża się bowiem do Ziemi, jednakże podróż armady to kwestia czterystu lat z górką. W tym czasie na Ziemi dzieje się… dużo. Cztery wieki to przecież tyle, ile dzieli nas obecnie, od wojen religijnych. Wyobraźcie sobie tylko, ile zdarzyło się od czasów Złotego Wieku Rzeczpospolitej, do dziś. Jak różni się nasze życie, od codzienności naszych przodków.

Wszystkie te przemiany jednakże są w przypadku opisanym w książce napiętnowane dziejową okolicznością, jaką jest nadchodząca katastrofa. Poprawcie mnie jeżeli się mylę, ale do szerszego audytorium nigdy taki koncept „ślimaczącej się apokalipsy” nie dotarł. Tym bardziej, że autorowi udaje się zupełnie wiarygodnie uprawdopodobnić taki, a nie inny rozwój wypadków.

Nie mogę powiedzieć Wam za dużo, ponieważ zdradziłbym bardzo interesującą zasadniczą myśl, która odsłonięta przed czytelnikiem pod koniec książki, stanowi niesamowita bazę do przemyśleń. Nie przesadzę, jeżeli stwierdzę, że Ciemny Las to pierwsza od bardzo dawna książka science-fiction, która skłoniła mnie do dłuższej zadumy (trwającej kilka dni).

Ciemny Las to najlepsze pozycja sci-fi, z jaką zetknąłem się od dłuższego czasu i co najciekawsze, nawet lepsza od pierwszej części Wspomnień o przeszłości Ziemi. W moim mniemaniu dzieło Cixin Liu zasługuje na miejsce w panteonie klasyków, tuż obok dzieł takich mocarzy jak Harry Harrison, Robert Heinlein, Stanisław Lem, Osron Scott Carda czy Herbert

Piotr Nowacki

Zawód – Kamil Fejfer

Piotr Nowacki, Kącik czytelniczy #11: Życie w Polsce, chińskie science-fiction i niedokończone sprawy

Kamil Fejfer najbardziej znany jest jako autor fanpage’a Magazyn Porażka. Na łamach tej strony nawiązującej swoją nazwą do Magazynu Sukces, Fejfer z ironią pisze o trudach, z jakimi muszą się stykać Polacy w pracy i bezlitośnie dekonstruuje rodzimą wersję amerykańskiego snu pokazując, że ciężka i uczciwa praca w rzeczywistym świecie wcale nie prowadzi do zawodowych tryumfów.

W Zawodzie Fejfer kontynuuje tematykę poruszaną w Magazynie Porażka. Ponownie skupia się na problemach, które napotykają polscy pracownicy. Na przestrzeni kilkunastu rozdziałów przedstawia prawdziwe historie przedstawicieli różnych zawodów: od pracowników wielkich korporacji przez gastronomię, instytucje kultury po gastarbeiterów, którzy uciekli z kraju przez brak perspektyw po osoby zwiedzione przez wizję wielkich zarobków w multi-level marketingu, czyli zwykłych piramidach finansowych.

Obraz przedstawiony w tym reportażu daleki jest od optymistycznego. Wszyscy bohaterowie Zawodu to ludzie, którym się nie udało w życiu. Jednak pada mit, że brak zawodowych sukcesów to wina lenistwa: każda z przedstawionych w książce osób harowała w pocie czoła, często przypłacając to zdrowiem czy życiem osobistym. Jednak te poświęcenia nie przynosiły kariery, prestiżu czy gratyfikacji finansowej. Gdzie więc leży wina? Przede wszystkim w niemocy inspekcji pracy i poluzowanych przepisach, które bezlitośnie wykorzystują nieuczciwi pracodawcy.

Czytając ten reportaż odnosiłem wrażenie, że na niekorzyść Fejfera działa fakt, że posiada on przede wszystkim doświadczenie w krótkich, dosadnych formach publikowanych w mediach społecznościowych. Przejawia się to dwojako. Przede wszystkim, widać to w języku: w postach na Facebooku sprawdza się efektowny (czy wręcz efekciarski) sposób wypowiedzi, napakowany emocjonalnym słownictwem i przeładowany środkami stylistycznymi. W Internecie sprawdza się to doskonale: dosadny, bombastyczny język pozwala się wyróżnić z natłoku informacyjnego i trafić do odbiorcy. Jednak w dużo większej dawce to jest zwyczajnie męczące dla czytelnika.

Inną kwestią jest zbyt duża dygresyjność i problemy z prowadzeniem wątku. Autor zupełnie nie panuje nad przedstawianymi historiami, notorycznie gubi chronologię i gubi się w meandrach opowieści. Reportaż jako forma dziennikarska i literacka w dużej mierze się rządzi podobnymi prawami, co opowiadania czy powieści – zadaniem reportera jest uporządkowanie prawdziwych wydarzeń tak, by składały się one w zrozumiałą dla czytelnika fabułę. Fejfer, niestety, nie był w stanie ustrukturyzować historii opowiedzianych przez jego rozmówców, przez co w dużej części nie składają się one na więcej niż zbiór anegdot.

Zawód to debiut odrobinę przedwczesny. Brakuje w tym reportażu przede wszystkim ręki redaktora, który utemperowałby język Fejfera i jego dygresyjne zapędy. Autor odszukał ciekawych rozmówców, którzy podzielili się z nim przejmującymi, interesującymi historiami, lecz warsztatowe niedostatki sprawiają, że Zawód rozczarowuje. Jednak w międzyczasie na rynku pojawiła się książka Rafała Wosia To nie jest kraj dla pracowników. Jako że Woś jest publicystą zdecydowanie bardziej doświadczonym, właśnie ta pozycja ma szansę odnieść sukces tam, gdzie Zawód zawiódł.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!