Wiele możliwości zamkniętych w kilku niewielkich pudełkach.
Wiele możliwości zamkniętych w kilku niewielkich pudełkach.
Historia papieru sięga przynajmniej ósmego wieku przed naszą erą. To papier pozwalał nam od tysiącleci na przesyłanie tych ważnych i mniej ważnych wiadomości. Jednak dopiero w 1848 roku papier ewoluował w karton. I choć o kartonie nie mówi się głośno, bo i po co, tak to właśnie on towarzyszy nam każdego dnia – korzystamy z niego w trakcie przeprowadzek, kupując buty, wysyłając paczkę czy patrząc na śmierć Hanki. Nasze dzieci jednak w kartonie widzą nieskończenie długą listę możliwości, które przelewają ze swoich małych umysłów w rzeczywistość. I w tę właśnie twórczą nutę uderza Nintendo Labo, najnowszy wymysł Wielkiego N, którą mieliśmy okazję sprawdzić podczas imprezy premierowej w Pradze.
Nintendo Labo to zdecydowanie „zabawka” dla dzieci lub tych, którzy dziecko mają jeszcze w sobie. Podczas praskiego eventu mieliśmy okazję zbudować sami jeden zestaw. Dlaczego tylko jeden? Ponieważ wbrew pozorom składanie takich zestawów jest miejscami może nie skomplikowane, ale zdecydowanie czasochłonne. Labo wylądowało u mnie w domu na dywanie dzisiejszego ranka i do tej pory udało nam się złożyć jedynie dwa zestawy. Złożenie wszystkich podczas kilkugodzinnej sesji nie byłoby zatem fizycznie możliwe.
Nintendo wykorzystuje bardzo proste pomysły, jednak wprawia je w życie z niezwykłą precyzją. Kartony są jednocześnie cienkie, a więc budowanie kolejnych konstrukcji nie jest oporne. Jakość „pudełkowego” materiału jest przy tym wysoka, więc podczas składania nie powinien się on rozsypać bez przyczyny. Jak trwałe są te pudła najlepiej pokazują wyniki pokazu. Wszystkie kartonowe sprzęty przetrwały godziny łapania, szarpania i wyginania przez dzieciaki i dziennikarzy.
Najbardziej przypadła mi do gustu niezwykle przystępna i do bólu przejrzysta instrukcja składania wyświetlana na ekranie Switcha. Nie ma tutaj możliwości, by któryś z elementów został pominięty. Wszystko przekazane jest tak, by proces składania był jasny nawet dla najmłodszych. Tym sposobem nawet największy plastyczny fajtłapa jest w stanie ogarnąć się z kolejnymi etapami.
Podczas pokazu mieliśmy okazję zmontować własnoręcznie zdalnie sterowany samochodzik, a następnie wprawić go w ruch z pomocą Joy-Conów. Pomysł do bólu prosty, ale działający nadzwyczaj dobrze. Choć cała ekipa przy stoliku nie znała się do końca dobrze, podczas składania i dekorowania prowizorycznego autka wszyscy mieli ubaw po pachy. Po wszystkim stworzyliśmy ring i zajęliśmy się zapasami. I tu zaskoczenie – autko porusza się znakomicie. Gra pozwala nie tylko na prowadzenie go do przodu czy na boki poprzez wibracje, ale również na dostosowywanie częstotliwości wibracji do naszego „tworu”. Jeśli dekorujemy pojazd, często zmienia się jego waga, stąd też konieczność poprawek. Ciekawą opcją jest tu również możliwość wykorzystywania kamerki na podczerwień umiejscowionej w prawym Joy-Conie, dzięki której nasze autko będzie podążało za specjalnymi markerami, które rozstawimy po domu.
Samochodzik to jednak najprostszy z kartonowych projektów, które można znaleźć w pudełku z Labo. Druga część pokazu pozwalała nam na wypróbowanie innych konstrukcji, choć już zbudowanych. Niespecjalnie mnie jednak to dziwi, bo Nintendo Labo nie jest zabawką na jednej dzień. Złożenie jednego, bardziej skomplikowanego zestawu zajmie wam przyjemniej kilka godzin, co wypróbowuję aktualnie na skórze swojej i swojego dziecka.
Zacznijmy jednak od najciekawszych projektów. Osobiście najbardziej przypadła mi do gustu wędka. Nie dlatego, że ma milion funkcji. Wędkowanie z Labo to niezwykle miłe doświadczenie, które wbrew pozorom nie nudzi się tak szybko, jak posiedzenie przy prawdziwej wędce. Kartonowy kołowrotek jest przyjemny w obsłudze i nie blokuje się przy pierwszym lepszym zakręceniu. Można spędzić przy tym długi godziny i wciąż łowić nowe okazy. Muszę przyznać również, że zaskoczył mnie projekt pianina. Od razu trzeba tu przyznać, iż składanie tego zestawu jest niezwykle czasochłonne i skomplikowane. Warto zatem, by osoba dorosła jednak monitorowała to, co dzieje się z zestawem w trakcie całego tego procesu. Choć przy wędce można siedzieć godzinami, pianino ma, moim zdaniem, największy potencjał na dobrą zabawę dla dzieciaków. Ma funkcję grania ze zmianą głosów, można na nim postawić Joy-Cona, który wibracjami będzie wydawał dźwięki czy też pobawić się w dyrygowanie z pomocą kontrolera. Co więcej, wykorzystując prosty szablon wycięty z kartki, możemy tworzyć nawet własne rybki do akwarium.
Mojej córce najbardziej przypadł do gustu domek. Pozwala on na hodowanie wirtualnego zwierzaka, robienie mu kąpieli, usypianie go i wysyłanie do kopalni na przejażdżkę wagonikiem. Najbardziej imponujący jest tutaj jednak robot. Składa się na kilka stabilnych, z pozoru skomplikowanych rozwiązań, których podstawą są, oczywiście, kartony i linki. Całość prezentuje się dość komicznie, jednak, jeśli jest odpowiednio założone, działa naprawdę dobrze. W ten sposób możemy kontrolować wirtualnego robota, który niszczy miasto. Jedynym kartonowym sprzętem, który nie do końca mnie przekonał jest kierownica. Wyścigi wyglądają tu dość ubogo, ale przynajmniej działają całkiem dobrze.
Nintendo Labo działa na niezwykle prostych założeniach, które znane były już w latach 80 (kamera na podczerwień). Wielkie N nie odkryło więc Ameryki, ale przypomina nam, jak fajnie być dzieckiem. Nintendo pokazało język sceptykom i bardzo mnie ten fakt cieszy. Choć po złożeniu niektórych zestawów moja zabawa z Labo zakończyła się, to córka jednak zakochała się w tych kilku pudełkach i mam przeczucie, że będzie się nimi bawić przez kilka najbliższych miesięcy. Bo trzeba pamiętać, że nie dla starych te zabawy...
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!