Tak, tak, poprzednio mieliśmy do czynienia z pełną przemocy i perwersyjnie zabawnych, obleśnych żartów komedią romantyczną w sam raz na walentynkową randkę miłośników popkultury, teraz zaś twórcy przedstawiają wstrząsający dramat psychologiczny, który koncentruje się na potrzebie miłości, związku, przynależności i wielkim znaczeniu rodziny (sam Deadpool uważa, że to kino familijne). Oczywiście ból odczuwany przez bohaterów Deadpoola 2 (a w szczególności Wade’a Wilsona) przenosi się na ich przeciwników – i to podniesiony do potęgi entej – a co poniektóre sceny mogą spowodować u niedowierzającego własnym oczom widza nie tylko psychologiczne spustoszenie, lecz nawet wstrząs anafilaktyczny wskutek skondensowanej mieszanki obrazoburczych, dalece przekraczających granice dobrego smaku i jednocześnie bardzo śmiesznych bodźców.
Czy to znaczy, że ubaw, jaki uprzednio zapewnił nam Tim Miller, wypada słabiej w porównaniu z tym, co oferuje obecnie David Leitch?
To już kwestia dyskusyjna. Wielu odbiorców i odbiorczyń twierdzi, że produkcja Deadpool 2 jest lepsza aniżeli Deadpool (której recenzję można przeczytać tutaj). Cóż, pozwolę sobie wyrazić zupełnie subiektywną opinię, że obie są równie dobre, po prostu nieco się różnią konstrukcją, sposobem realizacji i rozłożeniem akcentów. Przy pierwszym filmowym spotkaniu z naszym bohaterem częściej wybuchałam spontanicznym, nieprzystojnym rechotem – może był to po prostu efekt świeżości, a może nieco chaotycznej, walącej śmiechem na odlew, drwiąc ze wszystkiego, co się da, degrengolady wylewającej się z ekranu. Teraz dla odmiany zachwyciła surrealistyczna i bardziej wycyzelowana struktura, naszpikowana nie tylko zjadliwymi komentarzami dotyczącymi rzeczywistości społecznej, ale i produkcji komiksów, komiksowych adaptacji oraz kreacji popkulturowych motywów i typowych filmowych rozwiązań. Oczywiście już wcześniej Deadpool naigrywał się z zasad, wedle których spreparowany został światek X-Menów, ale twórcy zdecydowali się pogłębić, czy może raczej rozszerzyć temat.
Do scenarzystów poprzedniego „odcinka”, Rhetta Reese’a i Paula Wernicka, dołączył Ryan Reynolds (można więc rzec, iż Deadpool we własnej osobie). Wzmocniona ekipa rzeczywiście upchnęła tu więcej różnych różności (niemal do przesytu, na szczęście udało jej się zatrzymać na granicy). Burzenie czwartej ściany ma miejsce częściej niż poprzednio. Pyskaty trickster, w którego wciela się Ryan Reynolds, świetnie zdaje sobie sprawę, że jest centralną postacią filmu, i non stop to podkreśla, zwracając się do widzów i sypiąc ironicznymi tekstami odnośnie do konkretnych zamysłów scenarzystów albo dotychczasowych obrazów z X-Menami. Tych, którzy zastanawiali się, jak właściwie zaklasyfikować Deadpoola w filmowych uniwersach, na pewno ucieszy (i szalenie rozbawi) pewna krótka scenka... Zadbano o metawarstwę, a także efekt autoparodii kina superbohaterskiego, kwintesencję czego stanowią sceny naboru innych obdarzonych niezwykłymi talentami, by pomogli Wilsonowi w pewnej misji (Peter – odgrywany przez Roba Delaneya – to strzał w dziesiątkę). A tak naprawdę również powód rzeczonej misji, przebieg samej akcji, przytyki do uniwersum DC i zachwyt Deadpoola, że spotkał swoją ulubioną postać z komiksów Marvela (wraz z wymienieniem owych dzieł).
Deadpool 2 nie mógł się również obyć bez dowcipów związanych z groteskową formą, którą niekiedy przybierają polityczna poprawność i coraz dziwniej rozumiany szacunek dla innych. Co istotne, żarty te są celne, a zarazem dotykają spraw z kilku stron. Na przykład cyniczny tekst grubego chłopaka o tym, że jakoś nie ma pulchnych superbohaterów. Krytyka ze strony kobiety może i neutralnej płciowo, lecz bufoniastej nazwy i reakcja na to mężczyzny, który ową wymyślił. Kwestie te wyśmiewają istniejącą hipokryzję dotyczącą, nomen omen, dużej wagi czyjegoś wyglądu i różnicy między szacunkiem deklarowanym a rzeczywistym do płci żeńskiej. Odzywki związane z posiadającym dredy białym o ksywce „Czarny” (Czarny Tom Cassidy, czyli Jack Kesy) można rozumieć na kilka sposobów: z jednej strony widać absurd co poniektórych oskarżeń o rasizm, z drugiej strony zaś idiotyzm domniemanego „zawłaszczania kulturowego” i protestów typu „rasa to nie przebranie”, a z trzeciej można faktycznie pośmiać się z gościa, który na siłę podpina się pod czarnych.
Co do samej fabuły i sposobu realizacji obrazu Davida Leitcha... Wade Wilson przyjmuje do wiadomości, że „rodzina” to nie jest brzydkie słowo i że jednak chciałby gdzieś przynależeć i mieć „coś więcej”. Obejrzymy więc rozbrajające sceny integracji z X-Menami i wariację na temat powstania X-Force. Deadpool 2 wprowadza postacie Cable’a (Josh Brolin), Domino (Zazie Beetz), Yukio (Sholi Kutsuna) oraz Russella (Julian Dennison) – ta ostatnia dwójka być może jeszcze namiesza (jeśli powstaną kolejne filmy), bo ma nielichy rozrywkowy potencjał. Jeśli chodzi o poznane już postacie, ponownie możemy cieszyć się towarzystwem Weasela, czyli Łasicy (T.J. Miller), Colossusa (głos: Stefan Kapicic), Negasonicznej Nastoletniej Głowicy (Brianna Hildebrand), Vanessy (Morena Baccarin), niewidomej Al (Leslie Uggams), a przede wszystkim taksówkarza Dopindera (Karan Soni), który po prostu kradnie sceny – komediowa siła tej persony okazuje się wręcz powalająca. Na uwagę zasługuje wiele easter eggów i wspomniana już autoparodia – satyra na konstrukcję i patos kina akcji, sensacyjnego tudzież superbohaterskiego – a do tego mnóstwo mrugnięć okiem do miłośników popkultury. Cudne są chociażby sceny nawiązujące do Terminatora, Wywiadu z wampirem czy Czarodziejki z Księżyca, jak również wykpienie zwykle przydługich pożegnań konających pozytywnych bohaterów albo nagminnie stosowanej motywacji z cyklu „zabili mi (tu wstawić odpowiednią osobę lub osoby)” i rozmaitych przerysowanych reakcji na serwowane postaciom wydarzenia.
Strona wizualna Deadpoola 2 uwodzi wzrok – efekty specjalne na otwarcie obrazu, czołówka parodiująca filmy z Jamesem Bondem, cyfrowe przedstawienie Colossusa, demolka w mieście, wybuchy czy odcinane członki, malowniczo bryzgające krwią, są po prostu znakomite. Praca kamery nie zawodzi, dynamika i choreografia walk także. David Leitch preferuje jednak nieco inne podejście niż jego poprzednik – raczej stara się unikać „zamrożonych kadrów” i zwolnionego tempa (Deadpool w pewnym momencie wyraża nawet zdziwienie: Puścili to w zwolnionym tempie, naprawdę?), częściej stawiając na ekwilibrystykę i animację poskręcanych ciał w czasie rzeczywistym. Totalnie rozbraja przedstawienie kolejnych sekwencji, w których to rachunek (nie)prawdopodobieństwa działa na korzyść Domino. Ponownie zachwyca ścieżka dźwiękowa – jest dużo świetnych utworów. Specjalnie do filmu zaśpiewała Celine Dion – piosenka Ashes o złamanym sercu i marzeniach, które uleciały z dymem, ma oczywiście niebagatelne znaczenie dla scenariusza (warto znaleźć teledysk na YouTube). No i muzyczna wisienka na torcie – coś, co zachwyci chociażby fanów i fanki Warhammera 40,000.
Jeśli chodzi o grę aktorską, także jest na czym oko zawiesić. Ryanowi Reynoldsowi godnie partnerują zwłaszcza Josh Brolin, Julian Dennison i absolutnie rewelacyjny Karan Soni. Znakomicie sprawiła się również Zazie Beetz w roli Domino. Trzeba tu podkreślić jednak, że twórcy mieli inny pomysł na ową superbohaterkę niż ten przedstawiony w komiksowym pierwowzorze. Domino nie jest aż tak ponura i cyniczna – to raczej osoba wyluzowana, lekko sarkastyczna i nader stoicka. Niektórych wzburzyło, iż w filmie jest czarnoskórą postacią z białą plamą na twarzy, a nie odwrotnie. Cóż, czarny Achilles może generować facepalma, ale obecne filmowe wariacje na temat komiksów, zarówno MCU, DCEU, jak i X-Men dotychczas produkowani przez Foxa, z założenia odbiegały od źródeł. Grunt, że aktorka dała radę. Warto też pamiętać, że podmianki w drugą stronę nieraz miały miejsce – by daleko nie szukać, bohaterka Wanted, w którą wcieliła się Angelina Jolie, bynajmniej nie była biała. Zalecane: Przyjrzeć się wszelkim małym rólkom w Deadpoolu 2 i ich odtwórcom... To wartość dodana.
Podsumowując: miodna zabawa (na tyle surrealistyczna, że nawet nie ma co się zastanawiać, jak scenarzyści wybrną z tego galimatiasu w przypadku ewentualnej następnej produkcji – jakby coś było nie tak, Deadpool po prostu pokręci głową nad ich brakiem profesjonalizmu). Pamiętajcie jednak, że idziecie na własną odpowiedzialność – tych scen nie da się już odzobaczyć...
Deadpool 2 jest dla Ciebie, jeśli podobał Ci się poprzedni film i uwielbiasz tego śmiertelnie niebezpiecznego błazna - niezależnie od tego, czy występuje w komiksach, czy grach komputerowych, jak na przykład Marvel Ultimate Alliance, Marvel Heroes, Marvel Contest of Champions lub... Zen Pinball 2.