Tym razem Far Cry zabiera graczy w czasy wojny w Wietnamie. Jest to, przynajmniej w teorii, całkiem ciekawe posunięcie: chociaż znajdzie się wiele tytułów, których została osadzona w tych realiach, to ze świecą szukać gry, która odcisnęła równie duże piętno na popkulturze, co filmy takie jak Czas apokalipsy, Pluton czy Full Metal Jacket.
W Hours of Darkness wcielamy się w rolę amerykańskiego żołdaka, którego helikopter został zestrzelony na terytorium wroga. Nasze zadanie: przedostać się do bazy wroga, a jeśli zdołamy, uratować pod drodze naszych kompanów wziętych w niewolę przez Vietcong.
Mroczne Godziny rozczarowują w zasadzie od pierwszych chwil. Przemierzając wirtualny Wietnam nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdyby palmy podmienić na sosny, a uprawy ryżu na pola kukurydzy, to równie dobrze mogłaby to być Montana z podstawowej wersji gry. Lata 60. i Azja Południowo-Wschodnia to tylko fasada nieudolnie starająca się przekonać gracza, że cokolwiek w Far Cry się zmieniło. Jeśli ktoś liczył na znane z filmów bezlitosne monsuny czy gęste dżungle, w których tracimy orientację, a wrogowie wyłaniają się dosłownie spod ziemi, to czeka go zawód.
Wtórność dotyczy nie tylko lokacji. Praktycznie cała gra to Far Cry 5 z podmienionymi teksturami. Nie strzelamy z AR-15 tylko z M16, przeciwnicy mają inny kolor skóry, a zamiast zdjęć lidera sekty, Josepha Seeda, ściany zdobi brodata twarz Hồ Chí Minha. Hours of Darkness od początku do końca kopiuje schemat jaki znamy z Far Cry 5.
W rozgrywce znalazła się jedna w miarę interesująca nowinka. Pozbyto się drzewka rozwoju umiejętności, a w jego miejscu znalazł się system premiujący ciche zabójstwa. Im więcej wrogów usuniemy niepostrzeżenie, tym stajemy się potężniejsi w walce: poruszamy się szybciej, wrogowie są automatycznie oznaczani, etc. Jednak nie jest to w żadnej mierze rewolucyjne rozwiązanie, a jego potencjał nie został w pełni wykorzystany. W ostatecznym rachunku jest to niewiele znacząca ciekawostka.
Jednym z moich głównych zarzutów pod adresem Far Cry 5 było powierzchowne potraktowanie niełatwej tematyki, jaką są radykalne sekty i ruchy paramilitarne w Stanach Zjednoczonych. Hours of Darkness powtarza błędy swojego poprzednika. Do tej pory w filmach o Wietnamie najgłębszą refleksją, na jaką twórcy się zdobywali było “Amerykanie jadą na drugi koniec świata zabijać ludzi i jest im z tego powodu strasznie smutno”. Zrobienie teraz, prawie pół wieku po zakończeniu tego konfliktu, gry na jego temat byłoby świetną okazją, aby spojrzeć na historię z innej punktu widzenia. Gdyby głównym bohaterem był na przykład żołnierz Południa, uwikłany w bratobójczą wojnę z armią Vietcongu, to w efekcie gracie mogliby otrzymać bardzo przejmujący obraz wojny domowej.
Jednak twórcy DLC do Far Cry 5 nie wspięli się nawet na poziom refleksji amerykańskich filmowców. Cała gra to w zasadzie tylko radosna eksterminacja żołnierzy NVA. Jest to tym bardziej niezręczne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że podczas rozgrywki możemy napotkać m.in. efekty działania Agent Orange – potężnego herbicydu zrzucanego przez wojska amerykańskie, który według szacunków Czerwonego Krzyża wywołał choroby lub spowodował niepełnosprawność u około miliona Wietnamczyków. Na dodatek w grze możemy wezwać naloty bombowe, aby zrównać wioski z powierzchnią ziemi. Oczywiście, w samej grze w tych wsiach znajdują się tylko żołnierze, ale z historii wiadomo, że w takich nalotach ofiarami padali również – czy nawet przede wszystkim – cywile. A te wszystkie zbrodnie pojawiają się w grze bez żadnego komentarza. Być może ta ostentacyjna bezrefleksyjność wobec masakr dokonywanych przez gracza jest sama w sobie subtelnym komentarzem do wirtualnej przemocy i sposobu przedstawienia wojny w popkulturze, ale jeśli faktycznie taki był zamiar twórców gry, to zrobili to zdecydowanie zbyt subtelnie.
Jednak nawet jeśli komuś nie przeszkadza wtórność ani problematyczne spojrzenie na wojnę, to gwoździem do trumny będzie to, jak bardzo mało zawartości przygotowali dla nas twórcy. Ja, nie śpiesząc się zbytnio, ukończyłem ten dodatek w dwie godziny, a przez ten czas udało mi się nie tylko przejść część fabularną (chociaż to w tym wypadku jest duża hiperbola, bo fabuły w tym DLC jest tyle, co kot napłakał), ale także zaliczyć większość zadań dodatkowych. A jeśli ktoś chciałby kupić ten dodatek poza przepustką sezonową, musi liczyć się z wydatkiem około 50 złotych. To nie jest cena adekwatna do gry, która wygląda na zrobioną w punkcie ksero.