Tak, jest tak dobry. Tak, jeszcze lepszy niż poprzednie. Nie, nie możecie go przegapić. Nie, nie ma znaczenia czy czytaliście książki.
Tak, jest tak dobry. Tak, jeszcze lepszy niż poprzednie. Nie, nie możecie go przegapić. Nie, nie ma znaczenia czy czytaliście książki.
The Expanse to bez wątpienia rewelacja ostatnich kilku lat. Tworzony przez Sy-Fy relatywnie niskobudżetowy serial momentalnie zachwycił wszystkich fanów „prawdziwego” science-fiction na całym świecie. Realistycznie kreowany świat, ciekawe charakterologicznie postaci (nawet typowy „zbawca świata” nieźle wypada), bardzo interesująca koncepcja zagrożenia spoza naszego świata i misternie, a przy tym oryginalnie wykreowane relacje w ramach rozbudowanego uniwersum i frakcji w nim funkcjonujących. Nałóżcie na całość świetnie napisane dialogi, genialną produkcję w tym cudowne (dalekie od tandeciarskiego, renderowanego masowo CGI) efekty specjalne, oraz scenariusz napakowany akcją, spójną i ciekawą fabułą, a wreszcie na wierzch dajcie niezłą reżyserię. Efekt? Hit, chociaż niestety tylko w wąskim gronie entuzjastów tego typu rozrywki.
Zakładając, że jesteście targetem, to jest wymagającymi miłośnikami s-f, którzy pałają autentyczna miłością do gatunku, a nie tylko pulpowych mozaik w rodzaju Strażników Galaktyki, musicie być zachwyceni. Trzecim sezonem nawet bardziej niż poprzednimi. Moi mili, nie da się opisać mojego zdziwienia, kiedy to twórcy przekroczyli granice wyznaczone przez siebie samych w poprzednich dwóch seriach. Ostatnie trzynaście odcinków The Expanse z powodzeniem mogłoby zapchać scenariusz dowolnych kilku sezonów przeciętnego serialu, a nie dostarczyłoby widzowi nawet części tej rozrywki. Wspominając ostatnich kilkanaście godzin spędzonych przed ekranem jestem w stanie przywołać w całości poszczególne wątki, godne oddzielnych filmów, spin-offów czy gier opartych o markę.
Wydawać się mogło, że twórcy po drugim sezonie, który w pełni odsłonił przed nami bogactwo świata The Expanse, spoczną chociażby na moment na laurach. Nawet nie miałbym im za złe, gdyby na pewien czas pochylili się nad geopolityką Układu Słonecznego. Było mnóstwo miejsca na to, żeby udać się w dłuższy rejs po czerni i pustce wokół naszej gwiazdy spowitej przez wojenną zawieruchę. Był czas, żeby pochylić się nad skomplikowanymi układami społecznymi Pasa czy Marsa. Był czas, żeby wziąć pod lupę sytuację na przeludnionej Ziemi. Twórcom udało się oprzeć pokusie zamarudzenia, co nie znaczy, że zaniedbali te elementy. Udało im się ugryźć wielki kawał ciasta, który połknęli i przetrawili w całości. Mam na myśli to, że w sposób niezwykle zręczny dali widzom wystarczająco dużo, aby pobudzić wyobraźnię, a nie na tyle, żeby nas zmęczyć. Do wyczerpania tematu to oni się nawet nie zbliżyli, natomiast dzięki skondensowanej formie pobudzili mózgownicę do działania. Krótko mówiąc – upychanie pomysłów, istotnych koncepcji świata przedstawionego i pewnych mechanizmów składa się na genialną układankę, której rozszyfrowywanie nie przeszkadza w żadnym stopniu w śledzeniu głównego wątku.
A historii „zasadniczej” jest zatrzęsienie. Sezon zresztą składa się z dwóch oddzielnych segmentów. Nie będę wchodził w szczegóły, żeby przypadkiem nie zepsuć Wam zabawy, ale wiedzcie, że w pewnym momencie akcja dziwacznie zwalnia i otwiera się zupełnie nowy główny wątek, przy niemal całkowitym rozwiązaniu tego pierwotnego. Ciężko nie być tym faktem zdziwionym - przecież seriale przyzwyczaiły nas do budowy jednosezonowej, w którym to sezony stanowią jako-tako zamkniętą całość. Twórcy The Expanse najwyraźniej o tym nie słyszeli, bo podeszli do tematu zupełnie inaczej. Dzięki temu zabiegowi trzeci sezon sprawia wrażenie jeszcze bogatszego.
Recenzując sezon drugi napisałem “Cieszmy się tym, że mamy ten serial, póki go jeszcze nie anulowano. A wspomnicie moje słowa – zostanie on anulowany.”. Faktycznie został, aczkolwiek na nasze szczęście Jeff Bezos, właściciel Amazona, jest wielkim fanem marki. Nakazał on wykupienie praw do serialu i kontynuowanie prac. Czwarty sezon powstanie i to pomimo faktu, że oglądalność wcale się ostatnio nie poprawiła.
Jeżeli chodzi o obsadę, to trzeci sezon pokrywa oczywiście przede wszystkim znana i lubiana już załoga Rocinante. Trochę miejsca ekranowego zdobywają jednak nowe postaci, które z powodzeniem wprowadzają tak potrzebną świeżość. Prax grany przez Terry’ego Chena budzi ogromną sympatię widza, podobnie jak Anna Volovodow. Pod koniec sezonu zachwyca współzawodnictwo duetu kapitanów statku niegdyś należącego do Mormonów. Jeżeli miałbym wskazać na jakikolwiek słaby element, to będzie to wątek Clarissy Mao (siostry Julie Mao). Jej backstory wydawało mi się lekko naciągane, a postać niechlujnie zagrana.
Trzeci sezon otworzył przed ludzkością (w świecie przedstawionym) nieograniczone możliwości. Podobnie jak przed twórcami i fanami uniwersum. Nie powinniśmy się obawiać rychłej śmierci serialu, kieszenie Bezosa są przecież niemalże nieograniczone. Z kolei twórcy książek, wspólnie występujący pod pseudonimem James S. A. Corey zdążyli przygotować dla scenarzystów materiał w postaci czterech już wydanych i dwóch zapowiedzianych książek. Świat staje się trochę piękniejszy, kiedy mamy pewność co do przyszłości The Expnase. Pozostaje tylko czekać na kolejne sezony.
Komu spodoba się The Expanse? Wszystkim miłośnikom serii Mass Effect, Stellaris, Halo, itd. W gruncie rzeczy każdej osobie, która widząc sceny z filmu science-fiction nie reaguje myśląc sobie “ehh, znowu te kosmiczne głupoty”.