Kiedy kilka dni temu dowiedziałem się, że dzisiaj, 24 lipca, przypada dzień policji, zacząłem zastanawiać się nad tym, jak zmieniła się pozycja stróżów prawa w kulturze popularnej. Niegdyś w kinie policja rządziła niepodzielnie. Największymi bohaterami wielkiego ekranu byli tacy twardziele, jak Clint Eastwood w roli Brudnego Harry’ego, Bruce Willis jako John McClane, a niskobudżetowe produkcje z Charlesem Bronsonem regularnie gościły w wieczornych pasmach Polsatu.
Coś jednak się zmieniło. Ostatnim filmem opowiadającym o policjantach, który trafił do pierwszej dziesiątki najlepiej zarabiających filmów danego roku był Bad Boys 2 z 2003 roku. Od tamtej pory jeżeli policjanci pojawiali się na ekranie, było to albo w filmach, które nie były kierowane do bardzo szerokiej publiczności (jak Bogowie ulicy), bądź w parodiach gatunku, jak Policja zastępcza czy 21 Jump Street. W świecie gier co jakiś czas pojawiają się nowe policyjne tytuły, ale tak naprawdę ostatnim prawdziwie ikonicznym wirtualnym gliną był Max Payne. Policjanci jeszcze jako tako sobie radzą na małym ekranie, ale i tak daleko dzisiejszym serialowym mundurowym do popularności porucznika Columbo.
Dzisiaj rolę stróżów prawa jako bohaterów filmów akcji przejęli tajni agenci i superbohaterowie. Teoretycznie wyjaśnieniem mógłby być fakt, iż supermoce czy bycie wyszkolonym szpiegiem daje pretekst do bardziej widowiskowych scen. Jeżeli jednak dokładniej przyjrzymy się klasycznym produkcjom z policjantami w roli głównej, to zobaczymy, że wielu z nich w niczym nie ustępowało wszelkiej maści Jasonom Bourne’om czy Ethanom Huntom. Martin Riggs z Zabójczej broni jako były komandos doskonale walczył wręcz i, w jego własnej ocenie, był jednym z najlepszych snajperów na świecie. Inspektor Tequila z filmów Johna Woo mógłby spokojnie stanąć w szranki z Johnem Wickiem, a główni bohaterowie Bad Boys, jak to mają do siebie postaci z filmów Michaela Baya, na śniadanie wsuwali trotyl bez popitki.
Dlatego też przyczyn braku policji na wielkim ekranie można się dopatrywać częściowo w nastrojach społecznych w Stanach Zjednoczonych. Obecnie można zaobserwować znaczący spadek zaufania dla działań policji. W 2015, według ośrodka badań Gallup, zaufanie dla służb bezpieczeństwa było najniższe od 1993 roku, po wybuchu w Los Angeles zamieszek spowodowanych brutalnym pobiciem Rodney’ego Kinga przez policję. Dzisiejsza nieufność jest skorelowana z głośnymi przypadkami zastrzelenia nieuzbrojonych, czarnych mężczyzn przez policję i licznymi protestami przeciwko działaniom służb mundurowych. Dwa lata później ogólne zaufanie wróciło do wcześniejszego poziomu, jednak wynika to przede wszystkim ze znaczącego wzrostu wśród osób o poglądach konserwatywnych – wśród tych, którzy deklarują poparcie dla demokratów, a w szczególności wśród mniejszości etnicznych poparcie spadło. Najbardziej jest to widoczne wśród czarnoskórych mieszkańców – obecnie ledwo 30% darzy policję zaufaniem.
Główną przewagą tajnych agentów czy superherosów jako bohaterów filmów akcji jest ich oderwanie od realnego świata. Na co dzień nie mamy zbyt wielkich szans usłyszeć w wieczornych wiadomościach o miliarderze, który w przebraniu nietoperza przypadkiem zakatował niewinną osobę na śmierć podczas próby przesłuchania, więc czasem przesadna brutalność Batmana w radzeniu sobie z oprychami nie razi tak bardzo. Jednak ekranowy glina wyciągający z podejrzanego informację strzałem z rewolweru w kolaniu może (słusznie) kojarzyć się z policjantami, którzy w prawdziwym życiu bawią się w Brudnego Harry’ego. Obecnie w USA jest zbyt wiele incydentów takich jak głośna sprawa nastoletniego Trayvora Martina, który został zastrzelony przez George’a Zimmermanna. Przy takiej ilości kontrowersji związanych z policją studia filmowe mogą być, delikatnie, niezbyt chętne ryzykowania dziesiątkami czy setkami milionami dolarów na policyjny megahit, kiedy dosłownie w każdej chwili może zdarzyć się nowe Ferguson.
Równocześnie policja nie ma takiego silnego lobby jak armia USA, która ma bardzo bliski związek z Hollywood i od lat bezpośrednio wpływa na kształt amerykańskich filmów i seriali – raporty donoszą, że łącznie wojsko miało bezpośredni wpływ na produkcję ponad 800 filmów i 1000 programów telewizyjnych, często wprost wprowadzając zmiany w scenariuszu, aby kreować dobry wizerunek sił zbrojnych. W porównaniu z armią, policja zwyczajnie nie ma takich funduszy i siły przebicia.
W świecie gier wideo sytuacja policji prezentuje się przynajmniej odrobinę lepiej niż na wielkim ekranie – w ostatnich latach mieliśmy garść mniejszych lub większych hitów, w których główne role odgrywali policjanci. Jednak można zauważyć tu ciekawą prawidłowość: praktycznie każda z tych tytułów nawiązuje do przebrzmiałych nurtów filmowych. Bodaj najsłynniejszy wirtualny glina, Max Payne, jest amalgamatem detektywów kina noir z lat 40., takich jak Philip Marlowe i Sam Spade i bohaterów filmów Johna Woo z lat 80. De facto grową adaptacją filmów hongkońskiego reżysera jest z kolei Sleeping Dogs.
Driver zaś czerpie z hitów przełomu lat 60. i 70., takich jak Bullitt i Francuski łącznik. L.A. Noire jest wyjątkowo bezczelne w swoich filmowych inspiracjach– niektóre śledztwa przeprowadzane przez Cole’a Phelpsa dosłownie kopiują fabuły klasyków kina noir . Jedyna większa policyjna produkcja głównego nurtu, która nie opiera się na filmach sprzed kilkudziesięciu lat to niezbyt przychylnie przyjęte Battlefield Hardline. Swoją drogą, ten ostatni tytuł był krytykowany za bezrefleksyjne ukazanie policji w kontekście kontrowersyjnego procesu militaryzacji służb porządkowych – i być może odbiłoby się to szerszym echem, gdyby nie fakt, że w ostatecznym rozrachunku Hardline okazało się być po prostu marną grą.
Jakie z kolei są perspektywy dla wirtualnych policjantów? Z jednej strony, rynek gier indie jest mniej uprzedzony do pracy policjantów, efektem czego są takiego tytuły jak Door Kickers czy Beat Cop. Z drugiej, przypuszczam, że dla głównego nurtu łakomym kąskiem okazać się może gatunek buddy cop, a to ze względu na sukcesy God of War czy Uncharted 4. Naughty Dog wraz z premierą The Last of Us zrobiło małą rewolucję, zmniejszając nacisk na czystą rozgrywkę, a skupiając się w dużej mierze na interakcjach między dwójką głównych bohaterów, a wyżej wspomniane tytuły ze świetnym skutkiem skopiowały i rozszerzyły ten schemat. Dla studiów chcących powtórzyć ten sukces, sięgnięcie po inspirację do takich filmów, jak 48 godzin, Zabójcza broń czy Godziny szczytu wydaje się być oczywistym posunięciem. Ponadto, moim zdaniem, mimo bolesnej zachowawczości i ślepego podążania za nowymi trendami (jak w przypadku nieznośnego wysypu gier z gatunku battle royale), przemysł growy jest mimo wszystko bardziej skłonny do ryzyka niż Hollywood. Dlatego też niewykluczone, że na konsolach i komputerach za jakiś czas zrobi się niebiesko od mundurów. Na ekranach kin jednak prędko nie zobaczymy nowego Brudnego Harry’ego.