Złoto, choć nie najwyższej próby.
Złoto, choć nie najwyższej próby.
Chciwy, przebiegły i bardzo przedsiębiorczy (anty)bohater Nintendo powrócił z nową kolekcją zwariowanych mini i mikrogier. Jeżeli mieliście wcześniej do czynienia z serią WarioWare (to już ósma odsłona), to poczujecie się jak w domu. Nowych odbiorców muszę ostrzec, że stężenie absurdu i wykręconego poczucia humoru wykracza tu poza skalę. I to jest w WarioWare Gold najlepsze.
Wario jak zwykle goni za pieniądzem, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie: jak zarobić, żeby się nie narobić? Z pomocą przychodzi mu program telewizyjny, z którego wąsaty chytrus dowiaduje się o ogromnej popularności pewnej gry wideo. Widząc przed sklepem tłum ludzi gotowy wydać mnóstwo pieniędzy na elektroniczną rozrywkę, Wario z miejsca decyduje się wejść w ten biznes. Oczywiście na własnych zasadach, zakładających zaproszenie do współpracy (czyt. ktoś musi za niego odwalić całą robotę) starych znajomych.
W WarioWare Gold mamy całą plejadę znanych mieszkańców Diamond City, m.in. Jimmy'ego T, Monę, Ashley i Red, 9-Volta, Kat i Anę, Dribble'a & Spitz'a czy Dr. Crygora. Każdy bohater ma swoją krótką, zabawną historyjkę – warto dodać, że w pełni zdubbingowaną w wersji angielskiej. Mała rzecz, a cieszy, choć oczywiście nikt nie będzie grał w WarioWare Gold dla przerywnikowych animacji.
Sednem zabawy pozostaje kilkaset (w tej edycji ponad 300) mini i mikrogier podzielonych pod względem tematycznym i ze względu na rodzaj sterowania. Mamy więc kolekcję gier fantasy, sportowych czy z motywem przewodnim Nintendo. Rozgrywka może polegać na wciskaniu przycisku A i/lub strzałek na d-padzie, wychylaniu konsoli na boki lub stukania w ekran stylusem. Przed każdą mikrogrą otrzymujemy hasłowe polecenie, np. zdrap, przesuń, zrób dwa skłony, wetknij palec do nosa i zabieramy się do roboty, która zazwyczaj trwa od trzech do pięciu sekund. Czasem wystarczy dosłownie raz wcisnąć przycisk w odpowiednim momencie, w innej dyscyplinie trzeba się trochę bardziej pomęczyć, ale cała zabawa polega na prostocie i błyskawicznej reakcji.
Wśród ponad 300 mikrogier (minigry to trochę dłuższe pojedynki z bossami) występuje masa intuicyjnych zadań. Nie brakuje jednak takich, których nie da się załapać za pierwszy razem. Na szczęście porażka nie jest szczególnie bolesna i za drugim podejściem nie powinno być problemów z żadną "dyscypliną". W trybie kampanii na każdy poziom składający się z kilkunastu mikrogier i finałowego etapu z bossem przypadają cztery życia. Jeżeli stracimy wszystkie, można opłacić kontynuację, by zacząć od tego samego miejsca. Jeżeli nie mamy złotych monet, albo nie chcemy ich wydawać, nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć etap od początku. W końcu mówimy o zabawie trwającej nie dłużej niż kilkadziesiąt sekund.
Złote monety wpadają na nasze konto po każdym ukończonym etapie. Oprócz opłacania kontynuacji można je wykorzystać w automacie z niespodziankami. Kupowanie kolejnych kapsułek i zdobywanie gadżetów w trybie Toy Room to uzależniające zadanie poboczne, obok którego żaden kolekcjoner nie przejdzie obojętny.
Poza trybem kampanii i zbieractwem występuje jeszcze Challenge Mode, który odblokowuje się po jednorazowym przejściu historii. W tym trybie otrzymujemy mieszankę mikrogier z różnych kategorii i staramy się zdobyć jak najwięcej punktów i trafić na szczyt listy high score. Do tego dochodzą różne urozmaicenia w stylu granie na jednym życiu albo z przeszkadzajkami Wario, gdy ekran robi się malutki, albo obraz staje na głowie.
W Challenge Mode można także sprawdzić lokalna kooperację, choć twórcy nie popisali się w tym temacie. Granie ze znajomym siedzącym w pobliżu jest super, jednak z niezrozumiałych powodów nie wprowadzono tu opcji Download Play. Aby skorzystać z kooperacji trzeba więc posiadać nie tylko dwie konsolki, ale także dwa egzemplarze WarioWare Gold. Wielka szkoda.
Dla miłośników wyzwań przygotowano ponadto listę ponad 150 osiągnięć. Niby nic wielkiego, ale jeśli ktoś szuka dodatkowej motywacji do powtarzania poszczególnych zadań, to może zaglądać na listę i odhaczać kolejne punkty. W menu kryje się jeszcze szereg innych niespodzianek, np. z wykorzystaniem figurek Amiibo czy mikrofonu, które odrobinę wydłużają kontakt z grą.
Nie ma się co oszukiwać – przejście WarioWare Gold to zabawa na dwie, maksymalnie trzy godziny, po których albo zaczynamy powtarzać ulubione gierki, albo narzekamy na nudę. Niestety poza trybem fabularnym i wspomnianymi wyzwaniami nie ma tu wiele do roboty. Jestem przy tym daleki od twierdzenia, że z tego powodu nie warto sięgać po WarioWare Gold. Wręcz przeciwnie – od lat jestem fanem zwariowanych pomysłów chciwego wąsacza i chłonę cały ten absurdalny humor rodem z Japonii jak gąbka. Może się wydawać, że w dobie "indyków" i symulatorów kozy widzieliśmy już wszystko, mimo to WarioWare Gold potrafi zaskoczyć bardzo, ale to bardzo niekonwencjonalnymi pomysłami na rozgrywkę.
WarioWare Gold skutecznie przekonuje, że pomysłowość nie zna granic. Twórcy puścili wodze fantazji i momentami może się wydawać, że w studiu ogłoszono konkurs na najbardziej kuriozalne wyzwanie. Jeżeli kręcą was takie akcje jak strzelanie do wielkiego nosa pociskami w kształcie dłoni z wyciągniętymi palcami czy golenie kuli ziemskiej, to nie znajdziecie nic lepszego niż WarioWare Gold.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!