303. Bitwa o Anglię (ang. Hurricane: Squadron 303) – czyli wersja brytyjska tej historii – to film dość stonowany pod względem klimatu i sposobu realizacji, a jednocześnie ukazujący wiarygodne i jeśli już, to niewiele wybielone portrety ludzi biorących udział w tamtych wydarzeniach. Pokazano ogromną zawziętość polskich lotników, ich brawurę i niesamowite poświęcenie, zarazem nie robiąc z nich ideałów, świętych ani tym bardziej świętoszków. W obrazie Davida Blaira są to zwykli mężczyźni, którzy lubią się zabawić – walnąć gorzałę i podrywać dziewczyny ze sztabu, a i w mordę próżnym Angolom też „dać mogą dać”. Lecz to ich wcale nie definiuje. Wszyscy oni motywowani są przede wszystkim przez dwa pragnienia: odpłacenia wrogowi i zajmowania się tym, co umieją i kochają. A umieją i kochają latać i strzelać do szkopów. Nie bacząc na kłody rzucane pod nogi, niedowierzanie dowództwa w ich umiejętności, przytyki do obszarpanego wyglądu i docinki z powodu przegranej Polski i polskiego lotnictwa rozbitego w dwa dni, zrobią wszystko, żeby brać czynny udział w wojnie, dlatego że myśliwce to ich żywioł i wiedzą, do czego zdolni są hitlerowcy – chcą ich pokonać, niebagatelne znaczenie ma też gryząca potrzeba zemsty za cierpienia najbliższych. Warto tu dodać, że choć zaserwowano odrobinę martyrologii, to zrobiono to na tyle zręcznie, że w ogóle nie szczypie. Mignął wątek „bycia prawdziwym Polakiem” (tak w sumie na czasie, gdy wytyka się komuś żydowskie korzenie albo mieszane pochodzenie). Pokazano różnorodność przeżyć i charakterów – doświadczonych trepów dehumanizujących przeciwnika i wrażliwego świeżaka, dla którego mimo wszystko zabijanie okazuje się zbyt trudne.
Reżyserowi i scenarzystom filmu 303. Bitwa o Anglię nieźle wyszło ukazanie bohatera zbiorowego, a zarazem skupienie uwagi widza poprzez koncentrację na jednym z nich, służącym tu za modelowy przykład bohatera wojennego tamtych czasów – człowieka, który wiele w życiu przeszedł; gdy trzeba, odważnego do szaleństwa, ale niezapominającego o celu nadrzędnym; ze złośliwym, czasem wisielczym poczuciem humoru; zdesperowanego i niejednoznacznego moralnie. Człowieka, który na polu walki robił wszystko, czego wymagała sytuacja, któremu winno się wdzięczność i którego wystawiono do wiatru, gdy nie był już potrzebny. Piloci dywizjonu 303 okazali się po prostu pionkami w grze politycznej, co Blair umiejętnie uwypuklił.
Głównym bohaterem obrazu Davida Blaira uczyniono Jana Zumbacha (Iwan Rheon), co stanowi świetny wybór, gdyż to osoba bardzo interesująca (aż chce się rzec: klasyczny „motherfucker” łamany na Jam Łasica), i to bynajmniej nie tylko ze względu na członkowstwo w 303, tu zaś udało się oddać jej bezczelnego, nieco cwaniackiego i diabolicznego ducha. Na plan pierwszy wysunięto także Witolda „Kobrę” Urbanowicza (Marcin Dorociński) – również postać, oględnie mówiąc, nietuzinkową, której późniejsze doświadczenia zapełniłyby egzystencję jeszcze dwóch osób – następnie pułkownika Johna Kenta z Kanady (Milo Gibson), który najpierw próbuje dopasować chłopaków do siebie, a potem dopasowuje się do nich, zyskując nawet przydomek „Johnny Kentowski”. Mamy także pracującą w sztabie Phyllis Lambert (Stefanie Martini), dzięki której zobaczyliśmy ówczesną sytuację damskimi oczyma. Nie zabrakło też latającego z Polakami Czecha Josefa Františka (Kryštof Hádek), kontrowersyjnego, nomen omen, wybuchowego mistrza trafień, która to postać, wraz z Zumbachem, odpowiada za filmową dawkę humoru.
Pomysł z wprowadzeniem panny Lambert jest bardzo dobry i bynajmniej nie chodzi tu o „odhaczenie” wątku romantycznego (o ile tak to można nazwać w wydaniu owej bohaterki), choć ten ostatni dodał produkcji 303. Bitwa o Anglię trochę melancholii i wzmocnił gorzkie przesłanie. Poprzez wydarzenia z jej udziałem zaakcentowano kwestię życia na krawędzi, poczucie ulotności i przemijalności życia, które może zgasnąć w ułamku sekundy, i to że nie stanowiło to jedynie problemu oddziałów liniowych – walczących i ginących żołnierzy. Personel pomocniczy oraz sztab również byli zaangażowani w walkę. Fakt, że ich znajomi jednego dnia byli, drugiego na zawsze znikali, coraz trudniejsze zwycięstwa i coraz większe straty zarówno po stronie wojska, jak i bombardowanych cywilów, kładł się cieniem na ich egzystencji. Sprawiało to, że wiele osób chciało choć przez chwilę poczuć, że naprawdę żyje, w zatraceniu się w przyjemnościach i imprezowaniu szukając zapomnienia, sposobu odrzucenia smutku, gigantycznego absurdu i ciężaru wojennej zawieruchy. Ponadto można dostrzec tu paralelę odnośnie podwójnych standardów, deprecjonowania możliwości lub osiągnięć, aż w końcu zapomnienia, wyrzucenia na śmietnik historii pomiędzy staczającymi bitwę za bitwą w obronie Anglii Polakami a Brytyjkami zatrudnionymi w armii. Dla brytyjskich lotników i dowództwa najpierw jest nie do pomyślenia, że Polacy mogą być równie dobrzy, później zaś są zbulwersowani tym, że Polacy okazali się lepsi, natomiast dla sztabowego oficerka wielki policzek stanowi fakt, iż kobieta okazuje się bystrzejsza od niego, i zamierza ją z tego tytułu upokorzyć i przypomnieć o jej „właściwym miejscu”; przemyka też motyw niesprawiedliwości w ocenie tych samych zachowań u kobiet i mężczyzn.
Oczywiście zgodnie z regułami sztuki filmowej, zwłaszcza w przypadku utworu podkreślającego czyjeś zasługi, Phyllis w końcu zostaje doceniona i pochwalona za swą pracę, a polscy lotnicy uwielbiani, fetowani i oklaskiwani. Pod koniec filmu jednak pojawi się gorycz – Polacy nie wezmą udziału w paradzie, by nie nacisnąć na odcisk Stalinowi, a brytyjskie społeczeństwo opowie się za ich repatriacją, nie wiedząc, a może nie chcąc zrozumieć, że w nowej Polsce czekają ich prześladowania, więzienie, być może śmierć. Wiemy, co stało się z wojskowym personelem żeńskim – w zasadzie odesłano je do garów jakby nigdy nic, jakby ich praca i wysiłek na rzecz obrony kraju nie miały znaczenia. Relatywnie od niedawna o zaangażowanych w siły zbrojne kobietach tworzy się solidne publikacje, relatywnie od niedawna zdecydowanie podkreśla się na Zachodzie wielką wagę działań Polaków.
Realizacja obrazu 303. Bitwa o Anglię przypomina paczłorkowy wzór, bazując na całkiem klimatycznym łączeniu wspomnień i wyobrażeń z teraźniejszością – podkreślają one ból i szok bohaterów, określają ich motywacje, czasem mają za zadanie po prostu poruszyć widza, wywołując atmosferę smutku lub niepokoju. Do filmu dołączono fragmenty nagrań z kamer umieszczonych na myśliwcach. Ciekawym elementem jest chwilowe wyszarzenie kadrów na podobieństwo kroniki filmowej, które dopiero wraz z rozwojem sceny stopniowo odzyskują barwy, jednakże kolorystyka całego filmu i tak sprawia wrażenie wyblakłej i przygaszonej, co oczywiście współgra z ogólnym nastrojem. Do tego mamy niezgorszą ścieżkę dźwiękową.
Sposób kręcenia scen powietrznych batalii eksponuje poczucie absurdu, zaskoczenie, nagłość charakteryzujące śmierć towarzyszy z 303. W jednej chwili wyzłośliwiasz się do kogoś, on, śmiejąc się, wulgarnie pokazuje palec, wtem znika z twoich oczu, zdmuchnięty serią wroga. Sekwencje są jednak tak skomponowane, że da się nadążyć za tym, co się dzieje. Niestety, nie jest idealnie. Ogromną bolączką filmu okazał się niski budżet. Doświadczony w pracy dla telewizji David Blair umie sobie z tym radzić, lecz patrząc przez pryzmat efektów specjalnych, których przecież oczekujemy od produkcji poświęconej wojnie w powietrzu (i przywołując w pamięci chociażby Dunkierkę Nolana), mamy do czynienia z istną porażką. CGI jest wręcz fatalne. Ogień i ostrzał wyglądają żenująco. Szkoda też, że w recenzowanej produkcji nie pokazano zaskakujących przeciwnika manewrów, z których słynął 303, odpowiednio wykorzystując chmury i kąt promieni słonecznych.
Dla odmiany gra aktorska jest tu bardzo dobra. Stefanie Martini okazuje się w roli panny Lambert wprost znakomita (a przy okazji miło się na nią patrzy). Marcin Dorociński, jak to on, porządnie wykonuje swoją robotę. Ewidentnie nie do końca czujący odgrywaną postać Kryštof Hádek i nader sztywny Milo Gibson trochę odstają od tamtych. Za to role drugoplanowane w filmie 303. Bitwa o Anglię to prawdziwe aktorskie perełki – a zwłaszcza Radosław Kaim jako spokojny, stateczny Król, Sławomir Doliniec jako emanujący żądzą zemsty Tolo oraz Adrian Zaremba wcielający się w rozbitego psychicznie Gabriela Horodyszcza. I powróćmy do roli głównej: Iwan Rheon, stając się Janem Zumbachem, udowodnił, że jest znakomitym aktorem, doskonale radzącym sobie nie tylko w przedstawianiu dziwaków i psycholi. Uderza chociażby to, jak odgrywa reakcję Zumbacha na śmierć kolegów – pozornie lekkie oszołomienie człowieka zbyt zmęczonego, zbyt długo pozbawionego snu, by okazać jakieś silniejsze emocje – ale czujemy przez skórę, że jest tam też zimny skurcz żołądka, który zmienia się w buzujący, zapiekły gniew. Przy tej okazji należy zdecydowanie pochwalić świetny dubbing! Zachodzi udana synchronizacja między mimiką i ruchami warg Rheona a wypowiedziami polskiego aktora podkładającego głos (łatwo uznać, iż brytyjski wykonawca nauczył się kwestii w j. polskim, tylko zapewne nie wypowiada ich ze względu na niewłaściwy akcent. A może Polak wykazał się wielkim darem obserwacji i odpowiednią dykcją?). Szkoda trochę, że stabilny, dość głęboki ton głosu Macieja Sikorskiego wyraźnie różni się od barwy głosu i nieco rozlazłego stylu mówienia Iwana Rheona, no ale nie da się mieć wszystkiego.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że brytyjski film o bohaterskich Polakach, którzy ocalili Anglikom tyłki, a potem zostali de facto zdradzeni przez brytyjskie władze i społeczeństwo, stanowi rodzaj przeprosin i formę zadośćuczynienia – tym bardziej, że w Wielkiej Brytanii mieszka teraz wiele Polek i Polaków. Generalnie Davidowi Blairowi poszło całkiem dobrze, ale nie jest to obraz, którego oczekuje się po kinowym seansie. Wyszedł mu utwór ciekawy, co ważne - bez zadęcia. Lecz jest to opowieść kameralna, siłą rzeczy oszczędna w wyrazie, kojarząca się raczej z produkcją telewizyjną aniżeli filmem kinowym. Bitwa o Anglię Guya Hamiltona z 1969 roku jak na razie nie została zdetronizowana.
303. Bitwa o Anglię to film dla Ciebie, jeśli lubisz gry dotyczące II wojny światowej, np. zawierające wątek obrony brytyjskiego nieba, ale w symulatorach lotniczych nie odpalasz najwyższego poziomu realizmu.