W The Spectrum Retreat pewne jest tylko jedno. Jeśli rozwiążesz zagadkę, to coś się stanie…
W The Spectrum Retreat pewne jest tylko jedno. Jeśli rozwiążesz zagadkę, to coś się stanie…
Kto by pomyślał, że pierwszoosobowa gra logiczna The Spectrum Retreat została przygotowana przez 20-letniego Dana Smitha? Tak, jedną osobę. Nawet jeśli ktokolwiek pomagał mu w ukończeniu tego dzieła, to i tak większość pracy Dan Smith wykonał sam. Co ciekawe, dwa lata temu, czyli w chwili, kiedy wspomniany autor osiągnął pełnoletność, otrzymał wyróżnienie za prototyp swojego dzieła. I słusznie, bo The Spectrum Retreat, choć nie jest pozbawione wad, to z pewnością zasługuje na uwagę.
Całość rozpoczyna się dość zagadkowo i trzeba od razu zaznaczyć, że bardzo długo, a właściwie nawet do samego końca będziemy czuli się mocno zaintrygowani. Rzecz dzieje się w tajemniczym hotelu The Penrose, do którego trafia nasz główny bohater. Kim jest i dlaczego się tam znalazł? Tego niestety nie wiemy. Pewne jest natomiast to, że musi zrobić wszystko, by zakłócić cykl (każdy dzień wygląda tak samo) i wydostać się na wolność. O wszystkim informuje go niejaka Cooper, czyli kobieta, z którą protagonista komunikuje się przy użyciu czegoś w rodzaju telefonu. Bardzo szybko okazuje się, że urządzenie posiada jeszcze jedną, istotną funkcję - pozwala na manipulowanie kolorami.
W związku z tym rozgrywka w The Spectrum Retreat odbywa się na dwóch płaszczyznach. Eksplorujemy puste korytarze wielkiego hotelu, gdzie traktowani jesteśmy jak wyjątkowy gość. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi członków obsługi, którzy wzbudzają w nas lekki niepokój. Nie dość, że wyglądają po prostu dziwnie (można powiedzieć, że są czymś w rodzaju robotów), to niemal za każdym razem wypowiadają te same kwestie. Ale tylko do czasu, bo w pewnym momencie poznajemy kolejne niuanse fabularne, ostatecznie docierając do finału i rozwiązując całą zagadkę. Pod tym względem gra trochę zawodzi, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że The Spectrum Retreat posiada dwa zakończenia.
The Spectrum Retreat to gra w stylu „easy to learn, hard to master”. Co może być trudnego w zagadkach, które opierają się na zmianie kolorów? Jeśli nasz telefon (zostańmy przy tym terminie dla uproszczenia) jest czerwony, to przejdziemy przez czerwoną barierę. Ale gdy podłoga jest czerwona, spadniemy w przepaść. Proste, prawda? Oczywiście, ale tylko dlatego, byśmy od razu zrozumieli na czym polega zabawa. Kiedy jednak na danym obszarze mamy kilka przejść w różnych kierunkach, dodatkowe obiekty otoczenia, na które musimy nałożyć odpowiednią barwę, a następnie pobrać ją na nasz telefon w odpowiednim momencie, by móc przejść dalej, sprawa robi się dużo bardziej skomplikowana. A także irytująca i to z kilku istotnych powodów.
Najbardziej przeszkadza to, że bohater The Spectrum Retreat porusza się w ślimaczym tempie. Na nic zdaje się wciskanie lewego Shifta, bo gra nie przewiduje opcji biegania. Trochę to irytuje, kiedy wiemy, co chcemy zrobić i zamierzamy szybko dostać się we wskazane miejsce. Z drugiej jednak strony zostaliśmy poinstruowani, by zachowywać się naturalnie. A ten, kto tak robi, na pewno nie biega po hotelu sprintem, prawda? To nie jedyny zarzut w kierunku recenzowanej produkcji. Sam pomysł na mechanikę zabawy kolorami jest genialny w swej prostocie i niesamowicie angażuje gracza. Co z tego jednak, skoro gra nie wybacza błędów? Rozumiem wysoki poziom trudności, ale jeśli popełnimy błąd w niektórych etapach, nie możemy jako w żaden sposób cofnąć. Chyba że zresetujemy cały etap. To nie ma żadnego sensu. Podobnie jak to, że plansze składają się nie tylko z podłogi. Chwila nieuwagi i spadamy w przepaść, a zgon oznacza reset postępów w tej lokacji.
Bardzo podoba mi się natomiast oprawa wizualna. Widać tu sporo cięć budżetowych (puste korytarze, wszędzie niemal te same drzwi, nieporuszający się bohaterowie, którzy wyglądają jak armia klonów), ale mimo to The Spectrum Retreat posiada unikatowy klimat. Zwłaszcza, że po zaburzeniu cyklu w kolejnych lokacjach pojawiają się niedostępne wcześniej przedmioty czy zdjęcia, a naszym zadaniem jest zauważenie tego, co się zmieniło. Pozornie wszystko wygląda tak samo, ale jeśli przyjrzymy się bliżej, zauważymy różnice. I o to tutaj chodzi, bo gra wymaga myślenia nie tylko w specjalnych pomieszczeniach testowych, gdzie robimy użytek z telefonu, ale także w hotelu. Bo to właśnie w nim dowiadujemy się, o co tutaj tak naprawdę chodzi.
The Spectrum Retreat kończy się dość szybko, bo po zaledwie czterech godzinach. Oczywiście gra może trwać dłużej, a czas rozgrywki uzależniony jest od tego, jak długo będziemy zmagać się z zagadkami. A to może potrwać… W początkowych etapach mamy zaledwie dwa kolory do wyboru, ale z czasem dochodzą kolejne, a twórca wprowadza nowe mechaniki (np. teleportowanie się we wskazane miejsca czy zabawy grawitacją). Co ciekawe, poza możliwością wyświetlania standardowych barw, recenzowana produkcja umożliwia wybranie dodatkowych trybów skierowanych między innymi do daltonistów. Mała rzecz, ale jakże przydatna, prawda?
Jeśli lubicie gry logiczne, w których nierzadko trzeba przystanąć na chwilę i pomyśleć nad rozwiązaniem, to The Spectrum Retreat powinno spełnić wasze oczekiwania. Tytuł przypadnie do gustu również osobom poszukującym ciekawej opowieści. Decydując się na zakup należy jednak pamiętać, że dotarcie do napisów końcowych może zająć tylko jedno popołudnie, a niektóre rozwiązania potrafią zirytować. Mimo wszystko debiut młodego twórcy, Dana Smitha, można zaliczyć do udanych.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!