Przetrwanie w kosmosie, walka o tlen, walka z promieniowaniem, walka z zimnem, walka z głodem i pragnieniem. A wszystko to okraszone porządną dawką humoru.
Przetrwanie w kosmosie, walka o tlen, walka z promieniowaniem, walka z zimnem, walka z głodem i pragnieniem. A wszystko to okraszone porządną dawką humoru.
Nasz bohater nie ma szczęścia. Statek kosmiczny, którym lecieliśmy z misją pochowania prochów dziadka, rozbija się gdzieś pośrodku niczego. Jedynym większym fragmentem, który ocalał z wypadku jest nasza kabina w której znajdują się podstawowe układy podtrzymujące życie, odrobina zapasów i warsztat, który pozwoli nam stworzyć niezbędne narzędzia, przedmioty, zapasy i tak dalej. Jesteście gotowi na zabawę w przetrwanie?
Żeby przeżyć, będzie trzeba wyjść na zewnątrz. Problem w tym, że wyposażeni jesteśmy w dosyć kiepski skafander kosmiczny. Tlenu w nim tyle co kot napłakał – na zewnątrz spędzimy więc jednorazowo kilkadziesiąt sekund. Z czasem będziemy mogli zaopatrzyć się w specjalne zbiorniki, które jednorazowo uzupełnią ten zapas, aczkolwiek co do zasady jesteśmy skazani na krótkie wycieczki w przestrzeń kosmiczną.
Podczas tych szybkich wypadów będziemy przede wszystkim zbierać, zbierać i jeszcze raz zbierać. Potrzebujemy wszystkiego: jedzenia i wody (tutaj w formie zawieszonych w próżni „kulek” lodu bądź zmarzniętej mazi z dystrybutora żywności), metali w różnych gatunkach i formach (od aluminium po przewody elektryczne), przez wszelakie rozmaitości, czyli baterie, gumę, żarówki, i tak dalej. Przestrzeń wokół nas wypełniona jest wszelakimi materiałami, od śmieci po prawdziwe perełki. Szybko zorientujecie się w które miejsca warto jest się zapuszczać. Pamiętajcie tylko o limicie tlenu – na dłuższe wyprawy lepiej zabrać ze sobą parę dodatkowych butli z powietrzem.
Twórcy rzucają nas w sam środek piaskownicy i nie ograniczają nas w żaden bezpośredni sposób. Na całe szczęście nie jesteśmy rzuceni w nicość zupełnie bez wskazówek co do dalszych kierunków postępowania, bo w ogromnej pustce wszechświata łatwo dostalibyśmy pewnie agorafobii (czy też klaustrofobii, gdybyśmy ograniczyli się do przebywania w kabinie, bądź jej najbliższym otoczeniu). Odkrywając Breathedge wykonujemy kolejne misje, komentowane szeroko przez nasze podręczne SI. Kluczowe dla naszych zadań są punkty opatrzone są znacznikami. Nie znaczy to bynajmniej, że misje te będą oczywiste czy proste w wykonaniu – nie ma też ich za wiele, bo w tym przypadku mniej znaczy lepiej.
Istotne jest też, żeby poznać swoje najbliższe otoczenie. Odkrywając kolejne zakamarki nie tylko zdobędziemy rzadkie surowce, ale też odblokujemy nowe przedmioty do skonstruowania. Nasze wyposażenie i możliwość tworzenia nowych sprzętów to jedyna miara „twardego” postępu, jaki czynimy w Breathedge. Z biegiem czasu odkryjemy, że równie ważna co zgromadzone zasoby i odblokowane szablony przedmiotów, stanie się znajomość otaczającej nas przestrzeni. Gdzie się udać, co wziąć ze sobą, jak daleko się zapuścić, aby móc jeszcze wrócić – jak każdy survival, również Breathedge ma swoje niepisane zasady, które warto poznać jak najszybciej.
Miałem pewien problem ze zorientowaniem się w jakim alternatywnym świecie twórcy umieścili akcję. Z jednej strony serwowane nam są oczywiste stylistyczne odniesienia do amerykańskiego snu z epoki „atomowej ery” lat 50tych i 60tych, a z drugiej deweloperzy wyraźnie dają nam do zrozumienia, że bohater, jak i otoczenie wyrosłe jest z tradycji komunistycznej (ten charakterystyczny zwrot „towarzyszu”). Dostajemy więc coś w wyjątkowej stylistyce, stanowiącej ciepłą wariację na temat dwóch pozornie wykluczających się światów – wszak socrealistyczny sznyt zazwyczaj raczej przytłacza nas swoją monumentalnością, starając się znaczenie jednostki maksymalnie pomniejszyć, co z kolei wyklucza się z pewnym konsumpcjonizmem i obłą przystępnością, którego w elementach zniszczonego statku z Breathedge nie brakuje.
Sympatyczna, prześmiewcza wariacja na temat moralnych i historycznych potomków Związku Radzieckiego eksplorujących kosmos dostarcza sporo okazji do tworzenia sytuacji humorystycznych. Powiedzmy sobie szczerze, że to dowcip dosyć… ciężki, typowy zresztą dla sąsiadów znad Wołgi. Ot, sytuacja: musimy rozwiązać zagadkę śmierci członka załogi, który ewidentnie umarł jeszcze przed rozbiciem się statku którym podróżowaliśmy. Obok jego zwłok znajdziemy pudełko tabletek „Novichok” (tą substancją próbowano otruć „emerytowanego” podwójnego szpiega, Rosjanina na usługach Wielkiej Brytanii - Sergei’a Skripala). Mnie śmieszy, ale co bardziej wrażliwych pewnie próba zabójstwa, i to dosyć świeża, nie rozbawi.
Zakładając, że pokrótkie wrażenia z rozgrywki Was zainteresowały, to zasadniczo nie widzę żadnego powodu, aby po Breathedge nie moglibyście sięgnąć już teraz. Zdarzają się okazjonalne bugi, ale w gruncie rzeczy rosyjska produkcja bardzo przypomina już gotowy, pełnowartościowy produkt. O ile nie będę się teraz wypowiadał co do potencjalnej oceny, bo na to przyjdzie pora kiedy już pojawi się wersja opatrzona numerkiem „1.0”, tak mogę zdradzić, że bawiłem się co najmniej przyzwoicie. Chciałbym trochę więcej tu i tam (wincyj misji, wincyj zakamarków, mnij zbieractwa śmieci), ale ogólne wrażenia są pozytywne. Czekam na właściwą premierę.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!