Zwariowana seria Ubisoftu jest jeszcze lepsza dzięki Trials Rising, ale o rewolucji trzeba zapomnieć. I dobrze, bo Trialsy wcale jej nie potrzebują.
Zwariowana seria Ubisoftu jest jeszcze lepsza dzięki Trials Rising, ale o rewolucji trzeba zapomnieć. I dobrze, bo Trialsy wcale jej nie potrzebują.
Trialsy zostały skonstruowane tak, by każdy, kto zobaczy popisy najlepszych graczy stwierdził, że sam da radę ukończyć wszystkie etapy (może nie na najwyższym poziomie trudności, ale o tym za chwilę). Co w tym trudnego? Mamy przecież jedynie pedał gazu i hamulca, a oprócz tego musimy ruszać gałką analogową to w lewo, to w prawo, by nasz kierowca utrzymał odpowiednią pozycję na motocyklu. Takie zasady sprawiają, że chętnych do bicia kolejnych rekordów nie brakuje, ale każdy, kto pograł w którąkolwiek odsłonę serii Trials doskonale sobie zdaje, że jest to gra typu „easy to learn, hard to master”. Nie trzeba nikomu długo tłumaczyć na czym polegają zasady rozgrywki, ale żeby przejść każdy poziom na złoto w rekordowym czasie… No cóż, droga do tego celu jest długa i wyboista.
Trials Rising jest trochę jak Rayman Legends. Z zaliczeniem poszczególnych etapów w taki sposób, by awansować na coraz wyższe poziomy doświadczenia i odblokowywać następne levele poradzi sobie chyba każdy. Pod tym względem gra cechuje się stosunkowo niskim poziomem trudności, ale o to przecież chodzi - studio RedLynx wraz z firmą Ubisoft chce zachęcić wszystkich do zabawy. Kiedy więc gracze załapią, o co w tym wszystkim chodzi, okaże się, że gra ma drugie dno – początkowa sielanka z czasem zmienia się w walkę o kolejne sekundy, a każda następna próba jest tą ostatnią, najostatniejszą (nawet i o drugiej w nocy). Pewnie zdarzają się i takie sytuacje, w których cierpią nie tylko dłonie graczy, ale także ich kontrolery.
W każdym z etapów cel jest ten sam – dojechać do mety na określonych warunkach, by wypełnić kontrakt. Proste, prawda? Otóż nie, bo w Trials Rising życie utrudniać nam będzie nie tylko zaawansowany system fizyki, ale także liczne przeszkody, które pojawią się na naszej drodze. Wszelakiej maści platformy, rampy, ustawione pionowo rury nie są wcale takie trudne do pokonania. Ale jeśli dodamy do tego aktywowane w określonym momencie wyrzutnie, konieczność odpowiedniego manipulowania pedałem gazu i hamulca w taki sposób, by wskoczyć na dany obiekt otoczenia w idealnym momencie czy też zwolnić, by nie przydzwonić, co tu dużo mówić - w zajmujący pół ekranu dzwon, okaże się, Trials Rising może stanowić nie lada wyzwanie.
Wspomniałem już, że Trials Rising nie wymyśla koła od nowa i jest to zdecydowanie dobra wiadomość dla fanów serii. Podstawowe założenia w mechanice zabawy nie uległy zmianie, ale producenci zdecydowali się na udostępnienie zupełnie nowych lokacji. W odróżnieniu od poprzednich części serii, czyli futurystycznego Trials Fusion i zwariowanego Trials of the Blood Dragon (skojarzenia z Far Cry 3: Blood Dragon są jak najbardziej na miejscu), tym razem zwiedzamy cały świat. Z opisu dowiadujemy się, że trasy zlokalizowano dosłownie wszędzie, od Wielkiego Muru Chińskiego przez wieżę Eiffla po Nowy Jork i jest to oczywiście prawda. Kampania w Trials Rising jest stosunkowo długa i naprawdę różnorodna, jeśli chodzi o same lokacje. Odwiedzamy miasta, place budowy, egipskie piramidy, jaskinie wypełnione dziwnymi potworami, lasy, kaniony, stadiony i wiele, wiele innych.
Poza trybem singleplayer, w którym bardzo często rywalizujemy z duchami innych graczy, możemy spróbować swoich umiejętności także w innych wariantach rozgrywki. Trials Rising oferuje bowiem dostęp do University of Trials, gdzie bierzemy udział w lekcjach nauki jazdy motocyklem, Skill Games Festiwal, w których – zgodnie z tym, co sugeruje nazwa – testowane są nasze umiejętności na coraz bardziej wymagających trasach. Oprócz tego gra pozwala odblokowywać dostęp do rozmaitych wyzwań na kolejnych poziomach doświadczenia. Do tego dochodzą oczywiście rozmaite opcje zabawy wieloosobowej, ale przed napisaniem recenzji serwery były jeszcze niedostępne.
Trials Rising nie jest oczywiście grą bez wad. Tam, gdzie trzeba, czyli w kwestii modelu jazdy oraz różnorodności tras, produkcja studia RedLynx zasługuje na najwyższą ocenę. Mimo wszystko znajdziemy w niej elementy, które mogą irytować. Wydawać by się mogło, że awansowanie na kolejne poziomy doświadczenia i regularnie odblokowywanie nagród (głównie są to kosmetyczne dodatki do zmiany wyglądu postaci oraz naszego motocykla) nie powinno nikomu przeszkadzać, ale mnie osobiście drażniło to, że na początku dosłownie po każdym wyścigu zdobywałem nowy level i musiałem otwierać skrzynkę z przedmiotami. Oczywiście mogłem to zbagatelizować i po prostu grać dalej, ale chęć sprawdzenia, co tym razem udało mi się zdobyć, była niestety silniejsza.
Na tym nie koniec minusów, bo zastrzeżenia można mieć również do duchów innych graczy, które w Trials Rising nie są zbyt przezroczyste. Kiedy więc na arenie pojawia się kilku śmiałków, momentami ciężko zorientować się, którym z nich sterujemy. Można oczywiście założyć najbardziej jaskrawy strój, by wyróżnić się na tle innych motocyklistów, ale twórcom nie do końca chyba o to chodziło, prawda?
Oprawa wizualna w Trials Rising nie powoduje opadu szczęki. Grałem na zwykłym PlayStation 4 i muszę powiedzieć, że gra wygląda jedynie przyzwoicie, ale na szczęście nie odnotowałem żadnych spadków płynności animacji. To bardzo ważna informacja, biorąc pod uwagę fakt, że ewentualne klatkowanie szybko zabiłoby jakąkolwiek przyjemność z zabawy. Tak jednak nie jest, bo twórcy zadbali o odpowiednią optymalizację. Nawet jeśli udało się to zrobić kosztem grafiki to w żadnym razie nie można mieć im tego za złe.
Trials Rising można po prostu przejść, ale dla wielu dotarcie do końca jest dopiero początkiem. Tak naprawdę w serii chodzi o bicie rekordów na trasach udostępnionych przez twórców, jak i tych, które zostały przygotowane przez graczy za pomocą wbudowanego edytora. Ubisoft doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego ogłosił już popremierowe wsparcie dla recenzowanej produkcji funkcjonującej na zasadach doskonale znanych z innych gier-usług francuskiego giganta (np. For Honor, Ghost Recon: Wildlands czy Rainbow Six: Siege). Zapowiadanie dodatków nie jest w moim odczuciu najlepszym rozwiązaniem, ale z drugiej strony dobrze wiedzieć, że nie odejdę od Trials Rising przez naprawdę długi czas.
Króciutko podsumowując: jeśli zagrywaliście się w poprzednie Trialsy, to i tak z pewnością odliczacie godziny do premiery Trials Rising, a otwartą betę ograliście na wszystkie możliwe sposoby. Osoby, które dotąd nie miały styczności z tą serią mają najlepszą okazję, by nadrobić zaległości, kupując recenzowaną produkcję. Trials Rising zapewni im wiele godzin fantastycznej rozgrywki, wystawiając na próbę nie tylko zręczność, ale także cierpliwość, bo Trialsy potrafią jednocześnie bawić i frustrować jak mało która gra.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!