Trüberbrook przyciąga uwagę przede wszystkim unikatowym stylem artystycznym - reszta nie jest aż tak olśniewająca.
Trüberbrook przyciąga uwagę przede wszystkim unikatowym stylem artystycznym - reszta nie jest aż tak olśniewająca.
Trüberbrook to gra z gatunku przygodówek point and click. Tytuł ten wyróżnia się przede wszystkim przyciągającym uwagę oko stylem artystycznym - całość prezentuje się niezwykle realistycznie. Świat gry wygląda niesamowicie, gdyż powstał w ciekawy sposób: zespół btf opracowujący grę przygotował najpierw fizyczne, miniaturowe modele obiektów, a następnie zeskanował je z pomocą techniki o nazwie fotogrametria. Modele te zeskanowano przy różnym oświetleniu, w ten sposób uzyskując odpowiedni wygląd dla różnych pór dnia i nocy oraz pór roku. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że wszystko jest prawdziwe. Na ekranie pojawiają się różne źródła światła, np. miniaturowe lampy czy światło latarki omiatające ściany jaskini.
Całości dopełniają zabawni, karykaturalni bohaterowie o cieniutkich jak zapałki nogach i długich, spiczastych nosach - są generowani komputerowo, lecz doskonale pasują oni do otoczenia. Ich animacje nie są już jednak tak fantastyczne, jak wygląd - np. kiedy rozmawiają o istotnych rzeczach, stoją tyłem do kamery albo kiedy przekazujemy wieści o śmierci członka rodziny, w ogóle się nie przejmują.
Gra jest niemiecka, ale można wybrać angielskie głosy. Tłumaczenie na angielski bywa czasem niezręczne, ale mnie nie przeszkadzało. Głosy postaci brzmią dość nietypowo, z drugiej strony to tylko podkreśla zabawny charakter gry. Można również ustawić polskie napisy, acz czasem w tłumaczeniu zdecydowano się pójść na łatwiznę, np. w momencie, gdy mamy zagwizdać, w opcjach dialogowych w wersji angielskiej są różne opisy, w wersji polskiej - każda opcja to po prostu "(gwiżdże)". Efekt zawsze jest ten sam, więc nie ma znaczenia, co wybierzemy, można jednak pomyśleć, że niezależnie od opcji melodia jest identyczna.
Zanim wskoczymy w buty protagonisty, musimy ukończyć krótki wstęp i zaznajomić się z mechaniką gry. Już w tym momencie wita nas śliczna lokacja - stacja benzynowa nocą, w tle zaś usiane gwiazdami niebo. Kierujemy dziewczyną o imieniu Gretchen, która potrzebuje kilku rzeczy, nim ruszy w dalszą drogę. Problem w tym, że na stacji nikogo nie ma, trzeba więc obsłużyć się samemu. Jak to w przygodówkach point and click bywa, wskazujemy obiekty, z którymi chcemy dokonać interakcji i możemy przyjrzeć się im, podnieść, użyć lub rozmawiać. Z pomocą przycisku można sprawdzić, z którymi obiektami można dokonać interakcji, co znakomicie pomaga się zorientować, co zrobić. O tym, by rozwiązywać zagadki kreatywnie (np. wybijając szybę, by dostać się do środka, zamiast szukać sposobu na otwarcie drzwi), możemy zapomnieć, ale jest to typowe rozwiązanie dla gatunku, by znaleźć jedyne słuszne rozwiązanie.
Głównym bohaterem jest amerykański naukowiec o niemieckich korzeniach, doktor Hans Tannhauser, specjalizujący się w fizyce kwantowej. Protagonista wygrywa wycieczkę do tytułowego miasteczka Trüberbrook, mieszczącego się gdzieś w Niemczech. Co prawda nie brał udziału w żadnej loterii, jednak postanawia wykorzystać nadarzającą się okazję i zobaczyć kawałek świata. W ten sposób trafia do mieściny, która wygląda na zapadłą dziurę, gdzie autobusy kursują raz na kilkanaście dni, a pensjonat, w którym się zatrzymuje, nie jest zbyt oblegany. Wkrótce okazuje się, dlaczego Trüberbrook podupadło, choć kiedyś było tętniącym życiem miejscem. Dowiadujemy się też, w jaki sposób doktor Tannhauser wygrał wycieczkę - nie było to dzieło przypadku. Sytuacja robi się dziwna, niczym w serialu Z Archiwum X albo filmie Twin Peaks. Nasz bohater spotyka też Gretchen z prologu, która prowadzi własne badania, a ponieważ oboje chcą dostać się w to samo miejsce, postanawiają połączyć siły.
Z jednej strony w Trüberbrook mamy do wykonania bardzo ważne zadanie, z drugiej trudno traktować je z powagą, kiedy postaci wyglądają i zachowują się pociesznie. Po drodze spotkamy ekscentrycznych, dziwacznych i zabawnych NPC-ów, np. właścicielkę pensjonatu albo marynarza, który boi się wody. Dzięki śmieszkom nie da się przejmować sytuacją nawet trochę. Wiemy, że nie przegramy, to tylko kwestia czasu, aż odkryjemy, co zrobić. Gra jest liniowa, więc nie da się niczego zepsuć.
Największą wadą gry jest to, że rozgrywka nie jest szczególnie pasjonująca - nie ma tu zagadek logicznych, które urozmaicałyby monotonne przechodzenie między poszczególnymi ekranami (z jednym wyjątkiem, kiedy trzeba odgadnąć prawidłową kolejność podświetlania znaków i napisów). Zabawa polega na klikaniu wszystkiego, na czym można dokonać interakcji i sprawdzaniu, czy poza obejrzeniem danego przedmiotu lub postaci można też wybrać opcję podniesienia obiektu, użycia go lub porozmawiania z kimś i przyjęcia lub zakończenia zadania. Czasem można łatwo domyślić się, co robić (np. gdy mamy wędkę z robakiem, wiadomo, że trzeba iść coś złowić nad jezioro), czasem rozwiązujemy problem metodą "brute force", bo nijak nie da się zgadnąć, do czego mogą posłużyć dwie pokrywy od śmietników, czym rozmontować na kawałki zbroję rycerza i po co w ogóle się w nią przebierać - ręce opadają. Zdziwiło mnie też to, że w pewnym momencie bierzemy udział w koncercie, którego nie da się pominąć (więc kilka minut poświęcamy na słuchanie muzyki i puszczanie fajerwerków), chociaż aż się prosi, by wykorzystać moment, gdy uwaga wszystkich mieszkańców jest odwrócona.
Tempo rozgrywki jest dość powolne. Ukończenie gry zajmuje około czterech godzin - oczywiście, jeśli nie zamotamy się zbytnio, co robić, jeśli skończą się nam pomysły i przegapimy jakąś istotną rzecz, możemy się trochę pobłąkać. Dostęp do mapki i możliwość skakania między lokacjami odblokowujemy bardzo późno, a i to niewiele pomaga, kiedy i tak za każdym razem trzeba się trochę naklikać, jeśli np. chcemy dotrzeć do pensjonatu, a Hans ląduje na wejściu do miasta i musi przejść przez cały plac - czasem krążenie w tę i z powrotem w ten sposób zaczynało mnie trochę nużyć.
Podsumowując, najlepszym elementem Trüberbrook jest oprawa graficzna. Fabuła spodobała mi się, zarówno ze względu na całą opowieść, jak i na zabawne sytuacje. Natomiast pod względem mechaniki rozgrywki tytuł ten nie oferuje niczego wyjątkowego. Brakowało mi trochę zagadek logicznych, które trochę urozmaiciłyby zabawę. Ponieważ nie zawsze da się domyślić, do czego wykorzystać zdobyte przedmioty, całość sprowadza się do klikania wszystkiego, co się da i sprawdzania, co można zrobić, a podświetlenie interaktywnych obiektów pozwala uniknąć żmudnego przeczesywania myszką ekranu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!