Zabili Silent Hill. Później zabili Metal Gear Solid. Nie zabili siebie. Konami nadal żyje i ma się lepiej niż nam się wydaje.
Zabili Silent Hill. Później zabili Metal Gear Solid. Nie zabili siebie. Konami nadal żyje i ma się lepiej niż nam się wydaje.
O Konami nie mówi się ostatnio dużo. Dla japońskiej korporacji to może i lepiej, ponieważ jej pozycja w świecie gier wideo nie wygląda różowo. Problemy legendy branży zaczęły się wraz z zawieszeniem P.T.. Z potencjalnie rewolucyjnego horroru nic nie wyszło, co graczy mocno poirytowało. Tak to zawsze bywa gdy ktoś niszczy marzenia. Później było już tylko gorzej. Odstawienie na boczny tor Hideo Kojimy wywołało falę nienawiści w stosunku do Konami. Legenda branży nagle stała się wrogiem publicznym numer jeden. Wydawcy pozostało jedynie Pro Evolution Soccer. Umówimy się jednak, niegdyś najlepsza gra piłkarska na rynku od lat jest w cieniu FIFY i polega jedynie na grupie najwierniejszych fanów. Sytuacja Konami wydaje się więc beznadziejna. Wydaje, bo w rzeczywistości spółka ma się bardzo dobrze.
O sytuacji Konami najlepiej mówią liczby. Rok fiskalny 2017/2018 (zakończony wraz z końcem marca 2018 roku) japońska spółka zakończyła z rekordowymi wynikami. Przychody wzrosły wtedy o 4,2% do poziomu 2,19 mld dolarów, a zysk operacyjny osiągnął poziom 413 mln dolarów, co było wzrostem o 24,3% w stosunku do poprzedniego roku. Dla porównania, dotychczasowy rekord miał miejsce na koniec roku fiskalnego zakończonego 31 marca 2012 roku, kiedy to Konami osiągnęło zysk operacyjny na poziomie 373 mln dolarów. Rekordy mogą jednak długo się nie utrzymać, ponieważ bieżący rok również jest bardzo dobry dla japońskiej spółki. W okresie kwiecień 2018 – styczeń 2019 (tj. pierwsze trzy kwartały roku fiskalnego) przychody wyniosły 1,75 mld dolarów (wzrost 7,8%), a zysk operacyjny 358,9 mln dolarów (wzrost 4,5%). Skąd takie liczby?
Konami zostało założone 1969 roku jako firma naprawiająca oraz wynajmująca szafy grające. Nijak ma to się do tego, czym obecnie zajmuje się spółka. Nie jest to wielki problem biorąc pod uwagę skąd pochodzi Konami. W Azji dosyć często firmy rozwijają się poprzez inwestycje w wiele różnych branż. Nintendo, które skupia się tylko na elektronicznej rozrywce, jest na tle innych japońskich korporacji wyjątkiem. Bohater naszego tekstu może więc pochwalić się tak imponującymi wynikami finansowymi, ponieważ tylko w pewnej części zarabia na grach komputerowych. Obecnie Konami posiada cztery filary swojej działalności. Pierwszy to elektroniczna rozrywka. O tym jednak nieco później. Drugi to Konami Amusement, spółka zajmujące się różnymi automatami do gier. Gracze mogą kojarzyć przede wszystkim kultowe w Japonii Pachinko oraz automaty z grą Dance Dance Revolution czy Castlevania. Oferta jest jednak znacznie większa. Spółka produkuje całe mnóstwo maszyn i tylko niewielka ich część może być kojarzona przez graczy w Polsce.
Trzeci filar Konami to gry znane z kasyn. Spółka produkuje wiele rodzajów maszyn i automatów. Niekiedy zdarza się, że korzystają one z licencji znanych z gier wideo (np. Castlevania, prawdziwy koszmar dla najwierniejszych fanów marki). Jednym z nowszych produktów Konami Gaming są maszyny symulujące wyścigi koni, które trafiają do kasyn w kolejnych państwach na całym świecie. Nie jest to jednak duży news w porównaniu do podpisanej w zeszłym roku umowy z Carnival Corporation & plc, największym na świecie armatorem statków wycieczkowych. Dzięki niej Konami dostarczy oprogramowanie Synkros, które odpowiada za zarządzanie maszynami i danymi w kasynach. System opracowany przez japońską firmę trafi do ponad 100 statków Carnival Corporation, z których rocznie korzysta 11,5 mln turystów. Widząc skalę funkcjonującej w Las Vegas spółki Konami Gaming trudno się dziwić, że cała grupa generuje tak duże zyski. Na koniec zostaje nam jeszcze czwarty filar, który prowadzi swoją działalność tylko w Japonii. Jest to Konami Sports, które zarządza klubami fitness czy sprzedaje sprzęt sportowy.
Wielu pewnie powie, że Konami zarabia dużo, ale w działach innych niż gry wideo. Wręcz przeciwnie. Pion Digital Entertainment nadal cieszy się bardzo dużą popularnością. Najnowsze dane finansowe jakie przedstawiłem na początku tekstu w dużym stopniu są wynikiem sprzedaży gier. Przychody pochodzące z tego źródła wyniosły aż 962,9 mln dolarów (18% wzrostu rok do roku). Najwięcej pieniędzy spółka zarabia na rynku mobilnym. Hitami są przede wszystkim Pro Evolution Soccer 2019 oraz Yu-Gi-Oh Duel Links. Na japońskim rynku duże przychody generuje Professional Baseball Spirits A oraz Jikkyou (gry o baseball-u). Na konsolach zdecydowanie najlepiej radzi sobie Pro Evolution Soccer 2019. Kluczowy dla sukcesu gry jest tryb myClub, który podobnie jak konkurencyjne FIFA Ultimate Team zarabia na mikrotransakcjach. Jak widać, Konami postanowiło zrezygnować z produkcji wielu gier wideo, które nie miały aż tak dużego potencjału komercyjnego. Spółka zostawiła sobie najważniejsze marki, które pozwalają zarabiać rocznie setki milionów dolarów. Mało efektowna, ale na pewno skuteczna strategia.
W takiej sytuacji trudno liczyć na to, że Konami wróci do dawnej formy i ponownie zacznie dostarczać na rynek wiele świetnych gier wideo. Patrząc po najnowszych inwestycjach spółki, szanse na optymistyczny dla graczy scenariusz są niewielkie. Jednym z nowych, ważnych kroków dla firmy ma być e-sport. Już teraz Konami chwali się sporą popularnością PES League World Tour i eBaseball Pawapuro Pro League. Kolejnym krokiem będzie otwarcie Konami Creative Center w Ginza, luksusowej dzielnicy Tokio. Znajdzie się tam 12-piętrowy budynek pełen sklepów czy aren do walk e-sportowych. Kimihiko Higashio, prezes Konami twierdzi, że w przyszłości ludzie związani ze sportami elektronicznymi będą stać ramię w ramię z tymi kojarzonymi z tradycyjnymi sportami jak piłka nożna. Dodaje również, że za pionierów tej formy rozrywki uchodzą Stany Zjednoczone i Europa. Japonia ma więc długą drogę do nadrobienia, a Konami Creative Center ma w tym pomóc.
Konami chce również lepiej wykorzystywać swoje największe aktywa, czyli popularne marki. Na początku kwietnia zdecydowano o rebrandingu 4K Media, które mieści się w Nowym Jorku. Spółka istniała kiedyś jako 4Kids Entertainment i zajmowała się tworzeniem angielskiego dubbingu do anime Yu-Gi-Oh. Kiedy doszło do jej bankructwa w 2012 roku, Konami kupiło ją. Po drobnej zmianie nazwy spółka nadal zajmowała się tym samym anime, ale dodatkowo zaczęła odpowiadać za sprzedaż i licencjonowaniem marki Yu-Gi-Oh. Obecnie po kolejnej zmianie nazwy (teraz będzie to Konami Cross Media NY Inc.) zajmie się również takimi IP jak Bomberman, Frogger czy Contra. Skoro więc da się zrobić automat dla kasyn z Castlevanią, podobnie można eksploatować inne marki. O planach zrobienia nowych gier na razie nic nie słychać.
Model biznesowy Konami nie jest szczególnie atrakcyjny i godny uwagi. Obecny plan wydawniczy to głównie recykling dorobku sprzed lat. Najlepszym przykładem mogą być trzy części Konami 50th Anniversary Collection, które poświęcone będą markom Castlevania i Contra oraz klasykom z automatów. Kompilacje gier z lat 80-tych i 90-tych pojawią się na komputerach osobistych i konsolach, ale z oczywistych względów nie wzbudzają wielkich emocji. Jak jednak pokazują dane finansowe, taka strategia sprawdza się fantastycznie. Pro Evolution Soccer nadal świetnie zarabia (nawet jeśli wyniki są znacząco słabsze niż głównego konkurenta), a do tego dochodzi wiele marek mało rozpoznawalnych poza Japonią (np. Yu-Gi-Oh!, które w tym roku pojawi się na Nintendo Switch). Konami nie robi więc wiele, aby odzyskać zaufanie i sympatię graczy. Akcjonariusze raczej nie będą z tego powodu płakać.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!