Przed wyruszeniem na tor wyścigowy należy zebrać drużynę.
Przed wyruszeniem na tor wyścigowy należy zebrać drużynę.
Współcześni miłośnicy niegdyś bardzo popularnego gatunku kart racerów albo śrubują wyniki w genialnym Mario Kart 8 DX na Switchu, albo odliczają dni do premiery remake'a Crash Team Racing. Tymczasem zza zakrętu wyskoczył niebieski jeż, który niespodziewanie zamieszał w stawce i ma pełne prawo ubiegać się o wysoką lokatę. Nie chcę pisać na wyrost, że Team Sonic Racing to największe zaskoczenie roku, ale nie zdziwię się, gdy za kilka miesięcy będzie się pojawiał z takim tytułem w różnych podsumowaniach.
Przede wszystkim dlatego, że Team Sonic Racing to szereg świeżych pomysłów i wspomniana w tytule recenzji nowa jakość, jeżeli chodzi o gatunek kart racerów. Jeżeli (tak jak ja) spodziewaliście się kolejnej wariacji Sonic & Sega All-Stars Racing z dodatkowymi trasami, postaciami itp., to już na starcie będziecie mile zaskoczeni.
Sumo Digital nie poszło na łatwiznę i zamiast zrobić grę na prostej zasadzie "więcej i lepiej tego samego", postanowili znaleźć odpowiedź na pytanie: czego ten gatunek jeszcze nie widział? Po namyśle uznali, że muszą jakoś wdrożyć popularny motyw kooperacji, drużynowych zmagań, które sprawdzają się w takich grach jak Splatoon 2 czy Overwatch. Co prawda przed laty mieliśmy już wyścigi dwuosobowych gokartów, w których jeden gracz był kierowcą, a drugi strzelcem (np. Mario Kart Double Dash), ale w Team Sonic Racing nie o taką kooperację chodzi.
Sprawdź ofertę gier z Sonikiem w naszym sklepie.
Podstawowy zamysł, który czyni tę grę wyjątkową, polega na tym, że do wyścigu stają cztery drużyny złożone z trzech kierowców. Każdy prowadzi własny pojazd i choć teoretycznie można walczyć o podium na własną rękę, to bez pomocy towarzyszy jest to bardzo utrudnione. Cała zabawa polega na tym, by wykorzystywać zespołowe umiejętności w walce o jak najwyższą lokatę w stawce. W Team Sonic Racing zwycięstwo nie zależy tylko od nas, bo nawet jeśli przejedziemy linię mety jako pierwsi, to odległe miejsca pozostałych członków drużyny przekreślają szanse na złoto.
W teorii może to brzmieć jako nachalne udziwnienie, ale zapewniam, że w praktyce sprawdza się znakomicie i bez tej kooperacji Team Sonic Racing nie wzbudzałby większych emocji.
Team Sonic Racing nie rewolucjonizuje modelu jazdy charakterystycznego dla kart racerów. Weterani Mario Kart czy Crash Team Racing odnajdą się tu w mig, wykorzystując driftowanie do ładowania dopalacza, wykonując triki w powietrzu, wjeżdżając na pola z boostem, zbierając kapsułki z power upami itd. Do tych tradycyjnych elementów dochodzi jednak szereg nowych mechanizmów, które służą do zabawy drużynowej.
Podstawową nowością jest tzw. proca, czyli tworzenie widocznego na ekranie tunelu aerodynamicznego – jadąc za szybszym kompanem możemy załapać się na darmowe przyspieszenie niezależnie od tego, jak daleko się za nim znajdujemy. Co prawda drafting pojawiał się już wcześniej w kart racerach, ale tutaj w kontekście kooperacji nabrał on zupełnie nowego znaczenia. Wyobraźcie sobie trzech zgranych kierowców, którzy jadąc jeden za drugim łapią przyspieszenie i cały czas wymieniają się pozycją lidera.
Przejeżdżając tuż obok wolniejszego kompana (który np. przed chwilą dostał rakietą), zapewniamy mu automatyczne przyspieszenie. Można także taranować przeciwników, którzy szykują się do ataku na kolegę z drużyny. Kwintesencję pracy zespołowej dopełnia możliwość przekazywania sobie power upów wylosowanych z rozjechanych kapsuł. Pozbywanie się niepotrzebnych broni nie jest obowiązkowe, ale warto korzystać z tej opcji, gdy każde działanie drużynowe ładuje pasek specjala. Po jego zapełnieniu pojawia się ikonka przycisku, którego wciśnięcie uruchamia potężny Team Ultimate Boost (chwilowy dopalacz, niezniszczalność i nokautowanie napotkanych rywali w jednym).
W Team Sonic Racing występuje kilkanaście postaci z uniwersum niebieskiego jeża, co może być rozczarowaniem dla przyzwyczajonych do bogatej i zróżnicowanej listy płac w dwóch częściach Sonic & Sega All-Stars Racing. Tym razem musi nam wystarczyć Sonic, Tails, Knuckles, Shadow i reszta ekipy, która pierwszy raz ścigała się w klasycznym Sonic R w 1997 roku.
Każdego kierowcę charakteryzuje przynależność do jednej z klas. Sonic to tradycyjnie demon prędkości. Knuckles jest najwolniejszy, ale może za to rozwalać przeszkody i otwierać nowe skróty. Tails i inni kierowcy z jego klasy są najbardziej wyważeni – nie dogonią Sonica na prostej drodze, ale za to nie zwalniają na powierzchniach takich jak trawa, piasek czy lód, których muszą unikać inni zawodnicy. Zróżnicowanie klas objawia się także power upami, które można wylosować. Niektóre dodatki są zarezerwowane dla konkretnego rodzaju pojazdu, ale dzięki opcji wymiany między członkami drużyny można bardzo łatwo obejść to ograniczenie.
Team Sonic Racing brzmi jak gra, do której nie warto zasiadać samemu, ale kierowcy sterowani przez konsolę radzą sobie zaskakująco dobrze. Oczywiście nie ma mowy o idealnym zgraniu, robieniu ciągłej procy, jeżdżeniu tymi samymi skrótami itp. Ale chętnie podrzucają power upy, ratują z opresji i ładują pasek specjala. Przed każdym wyścigiem wybiera się poziom trudności: najpierw tylko Normalny i Trudny, do odblokowania jest Ekspert. I o ile grając samemu na najniższym nie trzeba się szczególnie wysilać, to Trudny wymaga korzystania z wszystkich drużynowych zagrań.
Mam tu na myśli podstawowy tryb gry dla samotnego gracza (choć można grać w kooperacji), czyli kilkugodzinną kampanię z fabułą w tle. Na mapie zaliczamy kolejne wyścigi, grand prix (seria czterech wyścigów) i opcjonalne wyzwania z driftowaniem czy zbieraniem pierścieni. Na każdym kroku dostajemy wskazówki, dlatego warto zacząć od tego trybu i potraktować go jako tutorial.
Nie trudno bowiem zgadnąć, że prawdziwe wyzwanie pojawia się w rywalizacji z innymi graczami. I tu Team Sonic Racing sprawdza się znakomicie, niezależnie od tego, czy gramy lokalnie na podzielonym ekranie (do 4 osób), czy po sieci z 11 innymi kierowcami. Grając przed oficjalną premierą nie miałem problemu z łączeniem się z innymi zawodnikami, choć ani razu nie udało się zebrać pełnej ekipy. W takiej sytuacji pozostałe bolidy prowadziła konsola. Oprócz podstawowych wyścigów drużyn pojawiają się urozmaicone tryby jak eliminacja czy zabawa z unikaniem piorunów. Można korzystać z szybkiego wyszukiwania (wyścigi normalne lub rankingowe) lub założyć własną grę, ustalić reguły i zapraszać znajomych.
Granie po sieci przed premierą było całkiem stabilne. Tylko raz na kilkanaście wyścigów z kolegą wywaliło mnie z jego wyścigu (u siebie dojechałem do mety i dopiero wtedy musiałem restarować połączenie). Prawdziwy sprawdzian infrastruktury sieciowej nastąpi po 21 maja, ale wcześniejszy dostęp nie wzbudził we mnie żadnych obaw.
Jedyną bolączką techniczną jest w gruncie rzeczy okazjonalny spadek płynności. Team Sonic Racing to bardzo dynamiczny kart racer z trasami bogatymi w detale i rozmaite efekty, dlatego jeśli na ekranie pojawia się 12 pędzących maszyn walących do siebie z rakiet, rzucających bomby i włączających dopalacze, nie trudno o chrupnięcia animacji. Bywa to uciążliwe, ale nie jest to wada, która przekreśla całą przyjemność płynącą z wyścigów.
Team Sonic Racing to prawdziwy powiew świeżości w gatunku kart racerów. Sprawdzone patenty (model jazdy, przewidywalne power upy) zostały połączone z innowacyjną zabawą drużynową, której nie znajdziemy u konkurencji. Gra przyciąga na długie godziny systemem zdobywania żetonów, za które kupujemy losowe dodatki i ulepszenia do bolidów (takie loot boksy bez konieczności wydawania prawdziwych pieniędzy). Wyścigi solowe dostarczają mnóstwo frajdy i wcale nie muszą być wyłącznie wprowadzeniem do rywalizacji sieciowej. Krótko mówiąc, jeżeli nie macie Switcha albo szukacie wytchnienia od Mario Kart 8 DX, nie znajdziecie lepszego kart racera niż Team Sonic Racing. Czy multiplatformowy Crash Team Racing Nitro-Fueled zdoła go dogonić? Przekonamy się już 21 czerwca.
PS. Team Sonic Racing doczekał się polskiej wersji językowej w formie napisów. Niestety nie jest to dobre tłumaczenie. Przekład niektórych pojęć zupełnie nie oddaje sensu oryginalnego nazewnictwa. Nie wiem również, dlaczego przetłumaczono nazwy power upów, ale nazwy tras są po angielsku. Ponadto pojawiają się przekłamania w dialogach. Fajnie, że postarano się o tłumaczenie i napisy z pewnością pomogą niektórym graczom, ale można to było zrobić o wiele lepiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!