Witaj ponownie, koszmarze - recenzja Layers of Fear 2

Mateusz Mucharzewski
2019/05/27 12:25
0
0

Po małym eksperymencie z Observerem Bloober Team wraca do swojego pierwszego i największego hitu. Tym razem zamiast obrazów będzie film.

Witaj ponownie, koszmarze - recenzja Layers of Fear 2

Przed krakowską ekipą stało bardzo trudne zadanie. Przy premierze pierwszego Layers of Fear większość osób zastanawiało się jak to studio było w stanie stworzyć tak dobry horror. Observer miał już za sobą bagaż oczekiwań. Chociaż sprzedaż nieco rozczarowała, udało się stworzyć wspaniały thriller. Layers of Fear 2 jest z kolei „powrotem do korzeni”. Ekipa Bloober Team ponownie przygotowała bardzo liniowy horror nastawiony na mroczną atmosferę, jump scare'y i oryginalną tematykę. Tym razem porzucamy malarza pragnącego stworzyć swoje największe dzieło. Zamiast tego ruszamy w rejs statkiem, na pokładzie którego kręcony jest film. Za nasz koszmar ma odpowiadać tajemniczy reżyser, którego ambicją jest stworzenie wiekopomnego dzieła.

Od pierwszych minut rozgrywki widać, że Bloober Team nie kombinował ze sposobami na straszenie. Fani Layers of Fear mogą spodziewać się powrotu znanych sztuczek. Ponownie więc ciśnienie będzie rosnąć za każdym razem, kiedy trzeba będzie się odwrócić. W tej serii nigdy nie wiadomo, co nagle znajdzie się za nami. Oprócz tego otoczenie non stop się zmienia i co chwilę jesteśmy atakowani spadającymi przedmiotami czy efektami graficznymi podkreślającymi koszmar, w którym znalazł się główny bohater. Teoretycznie nie ma w tym niczego niezwykłego. Projektanci z Bloober Team posiadają jednak niezwykłą umiejętność tworzenia bardzo wyrafinowanych jump scare'ów. Brzmi to jak oksymoron, ale ma sens. Taka forma straszenia często polega na nagłym wyskakiwaniu różnych przerażających rzeczy. W Layers of Fear 2 zrobione jest to z dużą gracją, dzięki czemu proste sztuczki faktycznie potrafią budować napięcie. W pewnym momencie żałowałem, że nie mam w domu ciśnieniomierza. Na pewno ciekawym eksperymentem byłoby sprawdzenie swoich wyników tuż po zobaczeniu kilku mocnych scen.

Niestety Layers of Fear 2 jako horror jest nieco nierówny. Nie jest to w tym przypadku wielki problem, ale o tym nieco później. Rozwijając myśl, pierwsze dwa akty są faktycznie straszne. W kilku momentach ciężka atmosfera i pomysły na wystraszenie gracza sprawdzały się fantastycznie. Moim zdaniem najlepszym miernikiem jakości horroru jest to czy w czasie zabawy przyszedł moment, w którym zacząłem zastanawiam się nad sensem grania. Przyznacie, że strach nie jest szczególnie miłym uczuciem. Mimo wszystko włączamy gry, które mają za zadanie podnieść nam ciśnienie. W czasie przygody z Layers of Fear 2 kilka razy zastanawiałem się, czy faktycznie potrzeba mi aż takich doznań. To pokazuje, że gra spełniła swoją rolę. Jak jednak wspomniałem, produkcja jest pod tym względem nierówna. Przykładowo trzeci akt (dosyć ważny, ale o tym również później) prawie w ogóle nie straszył. Nie da się ukryć, że pierwsza połowa gry jest lepszym horrorem niż druga. Z tego co pamiętam podobnie było w pierwszej części. W dużym stopniu to efekt tego, że najlepsze (również ze względu na efekt zaskoczenia) pomysły są w większości na początku gry.

Koniec z nieśmiertelnością

W pierwszej części Layers of Fear było kilka miejsc, w których można było zginąć. Z tego co pamiętam można było je policzyć na palcach jednej ręki (i to nawet ręki wieloletniego pracownika tartaku). W Observerze twórcy starali się dodać drobne elementy skradankowe. W Layers of Fear 2 jest tego jeszcze więcej. Zazwyczaj wiązało się z koniecznością uciekania przed wrogiem. W pewnym momencie pojawiało się jakieś monstrum, a jedyna droga ucieczki prowadziła przed siebie. Często też po drodze trzeba było otwierać czy zamykać drzwi. W pewnym momencie trafiła się scena, w której przed nami pojawia to coś i jedyne co można zrobić to schować się do pomieszczenia obok. W ekspresowym tempie trzeba otworzyć drzwi, wejść do środka i zamknąć je za sobą. Koniec zagrożenia? Nic z tego. Potwór próbuje dostać się do środka, a my musimy unikać gorącej pary wydobywającej się z rur. Wszystko trwa bardzo krótko i niesamowicie pompuje adrenalinę. Margines błędu jest niemalże zerowy. To ostatnie jest zresztą największym minusem tych sekwencji. W większości przypadków musiałem powtarzać ucieczki przed potworem. To nieco psuje efekt, ponieważ wczytując punkt kontrolny emocje drastycznie spadają. Idealnie jest wtedy, kiedy ciężko uniknąć zagrożenia, ale i tak udaje się to za pierwszym razem. Brakowało mi więc odrobiny lepszej reżyserii tych scen, aby nie trzeba było ich powtarzać. Na koniec trzeba jednak zaznaczyć, że Layers of Fear 2 nadal jest walking simulatorem. Sceny w których można zginąć są krótkie i patrząc przez pryzmat całej gry, nie ma ich szczególnie dużo.

Jak wspomniałem wyżej, najmniej straszny był dla mnie trzeci akt. W tym jednak przypadku na pierwszy plan wyszła fabuła. Pierwsza połowa gry była świetnym horrorem, ale pod względem historii ciężko było powiedzieć o co chodzi. Dopiero w drugiej strzępki fabuły zaczęły składać się w spójną całość. Trzeba przyznać, że scenarzystom udało się przygotować kawał solidnej historii z bardzo zgrabnie wyreżyserowanym zakończeniem. Stoi ona na równie wysokim, a może nawet wyższym poziomie niż opowieść o malarzu z pierwszej części. Bez wątpienia nieco ratuje to grę. Jako horror fantastycznie sprawdza się w pierwszej połowie kampanii. Później, kiedy już nieco brakuje świeżości i nowych pomysłów, na pierwszy plan wychodzi fabuła. Jej śledzenie i próba zrozumienia staje się wtedy głównym motywatorem do dalszej zabawy.

GramTV przedstawia:

Fabuła, podobnie jak w poprzednich dwóch grach Bloober Team, nie należy do łatwych. Historia przekazywana jest w bardzo lakoniczny sposób, często za pomocą porozrzucanych notatek, przedmiotów czy krótkich komentarzy postaci. Nie ma też rozwiązań znanych z Observera, gdzie mogliśmy spotkać innych ludzi i rozmawiać z nimi (nie było tego wiele, ale jednak sprawiało, że historię śledziło się w bardziej klasyczny sposób). Nic dziwnego, że przez pierwsze dwa akty mogłem jedynie domyślać się o czym jest ta historia. Rozwiązania szukałem w najbardziej oczywisty sposób – ta gra jest o reżyserze, który zaplanował cały koszmar głównego bohatera. Nic bardziej mylnego. Nie będę jednak zdradzać zawiłości scenariusza, każdy odkryje je samodzielnie. Polecam jednak bardzo się skupić. W Layers of Fear 2 dzieją się bardzo abstrakcyjne rzeczy. Otoczenia non stop się zmienia, na ekranie dzieją się dziwne rzeczy, a przez głowę przechodzą wątpliwości czy czasem designerzy Bloober Team nie stosują substancji, które nie są obojętne dla układu nerwowego. Wszystko ma jednak swoje znaczenie. Im lepiej udaje się zrozumieć fabułę tym więcej rzeczy dziejących się na ekranie ma swoje uzasadnienie. Być może część scen jest przypadkowych i wynika jedynie z próby zrobienia czegoś oryginalnego. Większość jednak jest symboliczna, chociaż nie zawsze musi to być widoczne.

Osobny akapit warto poświęcić na oprawę A/V. Gra wygląda ślicznie i przede wszystkim udowadnia, że Bloober Team wreszcie opanował swoje problemy technologiczne. Obie poprzednie gry studia borykały się z kłopotami z wydajnością. Layers of Fear 2 pod tym względem działa bardzo dobrze i oferuje stabilne 30 klatek na sekundę. Do tego gra wygląda bardzo ładnie i zachwyca nie tylko jakością tekstur, ale i designem. Chociaż akcja rozgrywa się na statku, twórcom udało się przygotować szereg zróżnicowanych lokacji. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie oprawa dźwiękowa. Muzyka jest wspaniała i ponownie pokazuje niezwykłe umiejętności Arkadiusza Reikowskiego. Fantastycznie w roli reżysera sprawdza się również legenda horrorów, Tony Todd. Aktor znany z roli Candymana ma niesamowitą grozę w głosie. Na koniec zostały jeszcze dźwięki świata. To oskarowa rola drugoplanowa. Z pozoru niewidoczna, wtapiająca się w tło, ale w ogromnym stopniu budująca atmosferę grozy i strachu. Wszystkie odgłosy otoczenia są mroczne, głębokie i nie pozwalają wyjść ze świata Layers of Fear 2. W horrorach udźwiękowienie jest niezwykle ważne, co produkcja Bloober Team perfekcyjnie udowadnia.

Koniec z nieśmiertelnością, Witaj ponownie, koszmarze - recenzja Layers of Fear 2

Layers of Fear 2 nie jest żadną rewolucją, ani nawet ewolucją. To sprawdzona mechanika pierwszej części zaserwowana w nowym otoczeniu. Wszystko tam jest na miejscu – wiele dobrze straszących scen, intrygująca fabuła, fantastyczne udźwiękowanie czy świetny design. Sięgając po produkcję Bloober Team można być pewnym, że około 6-8 godzin poświęconych na przejście gry nie będzie czasem zmarnowanym. Fani pierwszej części będą zadowoleni z powrotu do tej formuły. Skąd jednak tak wiele przeciętnych not jakie zdobywa gra? Na pewno wielu dziennikarzy narzeka na brak świeżych pomysłów. Wiele scen jest również bardzo abstrakcyjnych i czasami ciężko jest rozgryźć o co może w nich chodzić. Ciężko się zachwycać czymś, czego się nie rozumie. Nie bez powodu obok tych kiepskich i przeciętnych not znaleźć można wiele głosów zachwytu. Layers of Fear 2 może nie jest niczym odkrywczym, ale udowadnia że pierwsza część nie była dziełem przypadku. Krakowskie studio ma w swoich szeregach mnóstwo talentu, który wie jak zrobić dobry horror pod kątem historii, udźwiękowania, designu czy budowania klimatu.

Na korzyść Layers of Fear 2 działa coś jeszcze. Pierwsza część miała premierę trzy lata temu. Po drodze był jeszcze Observer, ale zrobił on krok w stronę thrillera. Innych produkcji oferujących podobne doznania, zwłaszcza na tym poziomie, nie ma. To sprawia, że da się wybaczyć brak świeżości. To nie jest sandbox, gatunek który rocznie dostaje kilka nowych produkcji i ma wielkie prawo znudzić się graczom. Bloober Team ma swój unikatowy styl i ze względu na brak konkurencji można ekipie wybaczyć, że nie sili się na wielkie innowacje. Studio robi swoje i osiąga w tym mistrzostwo. Warto do docenić. Mimo wszystko to co działa dzisiaj nie musi się sprawdzać jutro. W kolejnej grze potrzeba więc będzie nieco zmian.

8,0
Drugi raz to samo, ale bardziej dopracowane na każdym polu.
Plusy
  • W wielu miejscach potrafi zbliżyć gracza do stanu przedzawałowego
  • Cudowne udźwiękowienie i design świata
  • Ciekawa historia
Minusy
  • Brak świeżych pomysłów
  • Sekwencje ucieczek nie każdemu przypadną do gustu
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!