Dużo zombie. Dziwnych zombie. Trochę battle-royale. Dużo akcji. Gra nie dla szybko się zniechęcających. Tak w skrócie.
Dużo zombie. Dziwnych zombie. Trochę battle-royale. Dużo akcji. Gra nie dla szybko się zniechęcających. Tak w skrócie.
Pandemic Express wzięło mnie z zaskoczenia. Ot, przeglądałem skrzynkę pocztową, jak zwykle masowo odrzucając kolejne zachęty do sprawdzenia “najbardziej intrygującej gry tygodnia/miesiąca/roku” (powiem Wam szczerze, coś za dużo tych gier ostatnio), gdy nagle uwagę moją przyciągnął zwrot który zadziałał jak klucz otwierający wrota do mojego zdrętwiałego już odrobinę graczowego serduszka. Wskazywano na podobieństwo do Left 4 Dead, z tym że gra skupiać miała jednocześnie aż trzydziestu graczy. Poczułem się zainteresowany, bo kooperacyjna strzelanina od Valve to jedna z moich ulubionych gier w historii. Nie zawiodłem się.
Pierwsze podejście do Pandemic Express zaliczyłem zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać. Napisy podczas ekranu ładowania przybliżyły mi zasadniczą ideę. Wszyscy zaczynamy w tym samym miejscu. Mam uciekać przed zombie, dostać się do pociągu i przyjechać mi na koniec mapy. Jeżeli zginę, sam stanę się nieumarłym i zacznę polować na jeszcze ocalałych z grupy pierwotnej trzydziestki (a raczej dwudziestki dziewiątki, jeżeli odliczyć “pacjenta zero”).
Rozpocząłem na niewielkiej przestrzeni, na której byliśmy uwięzieni do czasu rozpoczęcia rundy. Ze zdziwieniem obserwowałem zachowanie się innych graczy. Starali się oni wykorzystać niedoskonałości w modelowaniu mapy, aby wskoczyć na pozornie niedostępne póki, wyszczerbienia czy platformy. Po zakończeniu odliczania zorientowałem się jaki był powód. Jeden z graczy zmienia się momentalnie w zombie, a gracze jeszcze przez kilkanaście sekund są razem z nim uwięzieni na tym niewielkim obszarze, zanim nie opuszczą się kraty i ocalali nie rozbiegną się na wszystkie strony. Ukrycie się, bądź wejście na taką platformę zwiększa nasze szanse na przeżycie w tym kluczowym momencie.
Szybko też zorientowałem się, że Pandemic Express to dosyć mocno zręcznościowa produkcja. Chociaż akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, to możemy wykonywać podwójne skoki, ślizgi czy korzystać z wyskoczni. Postaci i zombie nie poruszają się może szczególnie błyskawicznie jak w grach typu Quake, ale są wystarczająco zwrotne, żeby wymagać od gracza pewnych umiejętności w posługiwaniu się kontrolerem. W zombiaka trzeba zresztą wpakować sporo ołowiu zanim padnie.
W Pandemic Express nie brakuje różnego rodzaju elementów, które od początku wprowadzają do gry element “skillowy” jak i odrobinę słodkiej losowości. Po wszechobecnych torach krążą małe wagoniki, na które możemy wskoczyć, aby uciec przed zombie. Znajdziemy również pojazdy takie jak ciężarówki, które pomogą nam szybko przenieść się z miejsca na miejsce, o ile będziemy je prowadzić z należytą uwagą (łatwo jest dachować czy wypaść z trasy.) Istotną rolę pełni też znalezienie odpowiedniej broni. Nie tylko różnią się one do co rodzaju: mamy rewolwery, karabiny, samopowtarzalne karabinki, strzelby, itd., ale przede wszystkim jakością. Podobnie jak np. w Fortnite występują one w kilku poziomach “rzadkości”. Mamy więc przeciętne (białe), rzadkie (zielone) i bardzo rzadkie (niebieskie). Okazjonalnie zdarzy się znaleźć też coś większego kalibru, jak wyrzutnia rakiet. Rzecz jasna battle-royalowemu dziedzictwu nie oddano by należycie czci, gdybyśmy najlepszych pukawek nie szukali w punktach zrzutu.
Rundy trwają zazwyczaj około kilkunastu minut. Jeżeli nam się poszczęści, to dosyć szybko znajdziemy trochę przydatnej broni i dotrzemy do pociągu, który zaczyna niezbyt spieszno, ale wytrwale podążać do celu. Wtedy następują najbardziej dramatyczne momenty w Pandemic Express. Często-gęsto zombie, którymi kierują przecież żywi ludzie, spychają nas z platform znajdujących się na grzbiecie pociągu - wtedy pozostaje nam w panice gonić na uciekającym pojazdem i mieć nadzieję, że uda się na niego z powrotem wskoczyć. Nieumarli nie dość, że poruszają się szybko, to nie przypominają za bardzo mięsa armatniego - potrafią być bardzo niebezpieczni, a z czasem zdobywają możliwość korzystania ze specjalnych perków - niewidzialności, upodabniania się do ocalałych czy możliwości wybuchania niczym kamikaze. Respawny zombiaków następują jeden po drugim, wobec czego ocalałych zalewa nieprzerwany strumień przeciwników.
Zabawia jest niezła, kolejne rundy generują sporo ekscytacji, a ja praktycznie przez parę godzin nie mogłem się oderwać. Do teraz z chęcią gram dalej, wracam na rundkę czy dwie co parę wieczorów. Intrygują mnie też dodatkowe tryby, które twórcy planują dodać w przyszłości: Barge, Cable Car oraz jeszcze nienazwany, ale związany z ucieczką za pomocą rakiety kosmicznej (sądząc po ilustracji, ikonce i opisie). Zasadniczo rzecz biorąc Pandemic Express zapowiada się nieźle, obecnie sprzedawany jest niedrogo w formule Early Access i jeżeli tylko twórcom uda się odpowiednio rozwinąć ideę, dodadzą parę nowych trybów, broni, perków i doszlifują zabawę, to tytuł z pewnością znajdzie swoją niszę.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!