O tym, że znane z serii Dreamfall studio Red Thread Games pozwoli nam zwiedzić norweskie fiordy, wiedzieliśmy już od ponad pięciu lat. Od czasu pierwszych zapowiedzi do wypuszczenia na rynek premierowej wersji gra przeszła długą drogę na każdym z poziomów – od porzucenia mrocznej stylistyki i mechanik walki o przetrwanie na rzecz przygodówki utrzymanej w konwencji thrillera psychologicznego osadzonej w malowniczej wiosce, ale to tylko pogłębiło moją ciekawość wobec Draugen. Ragnar Tørnquist i spółka, wsparcie funduszy Unii Europejskiej oraz udział Norweskiego Instytutu Filmowego – przepis na murowany hit? Przekonajmy się.
Przygodę rozpoczynamy w łódce u wybrzeży norweskiej wioski Graavik w butach Edwarda Charlesa Hardena, amerykańskiego podróżnika i naukowca nacechowanego pragmatycznym podejściem do życia i całkowitym brakiem dystansu do siebie. Na szczęście jego smętną osobowość rozświetla kipiąca energią nieodłączna towarzyszka naszej podróży – Lissie. Harden zabiera kobietę na poszukiwania swojej zaginionej przed laty siostry i według zdobytych przez niego informacji, to właśnie w Graavik przebywała w ostatnich miesiącach. Niestety po przybiciu do brzegu szybko okazuje się, że nie wszystko koresponduje z oczekiwaniami protagonisty – idzie burza, wioska jest całkowicie wyludniona, a po siostrze nie ma nawet śladu. W tym miejscu warto uciąć opowieść, by nie zepsuć Wam zabawy zbędnymi uwagami czy wskazówkami, a zamiast tego podkreślić, że Tørnquist zabiera nas na wycieczkę do wnętrza nas samych, prezentując intrygującą tajemnicę wioski podszytą szerokim spektrum zjawisk zakorzenionych w naturze ludzkiej, ale zahaczających także o metafizykę.
Jednak sama opowieść to zaledwie tło dla głównej atrakcji Draugen, czyli ciekawej, nieoczywistej i momentami trudnej relacji pomiędzy dwójką bohaterów. Jak wcześniej wspomniałem, każde z nich ma inny temperament, więc miejscami nie mogą dojść do porozumienia, a jakie to może rodzić konsekwencje w chwili, gdy plan wziął w łeb, wioska jest pusta, siostra dalej zaginiona i nie wiadomo co robić dalej? No właśnie. Podczas zabawy badamy rozmaite zakątki Graavik, próbujemy łączyć zdarzenia w logiczną całość, jednocześnie wysuwając na pierwszy plan poszukiwania siostry protagonisty, co nie zawsze idzie w parze z oczekiwaniami naszej towarzyszki. Dialogi pomiędzy Edwardem a Lissie są napisane z dużą starannością, a przy okazji twórcy pozwalają nam je w ograniczonym stopniu kreować – badając wybrane elementy, to my decydujemy, co poddamy dyskusji. Dodatkowo w dowolnym momencie możemy wywołać luźną rozmowę z towarzyszką, co doskonale pogłębia immersję i samą opowieść.
Kolejnym z atutów omawianej produkcji jest projekt miejsca akcji – klimatycznej, odizolowanej od świata norweskiej wioski, w której wszystko może się zdarzyć, ale wcale nie musi. Niewielka, opustoszała miejscowość z kilkoma punktami szczególnymi ujęta w naprawdę urzekającej oprawie graficznej doskonale budowała klimat gry, a ja spędzałem dodatkowy czas, oglądając widoczki i niemal chłonąc mroźne, jesienne powietrze skandynawskich wybrzeży. Co ciekawe, w niektórych miejscach nasz bohater może przysiąść, by naszkicować wybrane elementy lokalnej architektury w swoim dzienniku, a podczas nich gra pozwala nam jeszcze lepiej przyjrzeć się pobliskim krajobrazom.
Do tego dochodzi świetna, momentami mroczna a przeważnie liryczna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Simona Poole. Sporą zasługę w budowaniu klimatu i napięcia ma też udźwiękowienie – podkreślanie niektórych tonów, niepokojące dźwięki czy modulowanie dialogów wciągają lepiej niż graficzne fajerwerki. Warto tu nadmienić, że Draugen jak na razie nie doczekało się nawet kinowego spolszczenia, a liczne skróty myślowe, idiomy czy nawet powiedzonka mogą być przeszkodą w zrozumieniu dialogów dla osób niezbyt dobrze władających językiem angielskim. Red Thread Games nie ustrzegło się też drobnego błędu natury technicznej i jeden z etapów jest bardzo słabo zoptymalizowany – spadek wydajności aplikacji jest wręcz zdumiewający, ale na szczęście etap nie jest zbyt długi, a zaraz po nim wszystko wraca do normy.
Niestety, najsłabszym punktem Draugen jest uproszczona mechanika rozgrywki, która ogranicza się do podążania od jednego punktu interakcji do kolejnego. Do tych możemy dotrzeć dowolną drogą i w wybranym przez siebie czasie, ale oznaczenie ich w interfejsie odbiera nam masę zabawy w odnajdywaniu ich samodzielnie, czy to dzięki eksploracji, czy wychwytując informacje z dialogów. Przez to całość nabiera zupełnie niepotrzebnej liniowości i chociaż w pewnym stopniu możemy się swobodnie poszwędać po Graavik, to brakuje tam elementów nieoczywistej, środowiskowej narracji, która rzuciłaby więcej światła na prezentowane wydarzenia, niejako wychodząc poza skrypt. Tym samym żadna minuta spędzona na wędrówkach nie wynagrodzi nam wrodzonej ciekawości, ale z pewnością zrelaksuje, bo w Graavik zwyczajnie chce się przebywać.
Linia fabularna prowadzi jednocześnie kilka wątków, ale nawet jeśli każdy z nich ujęty jest w konwencji swoistego śledztwa, to zmarginalizowana rola dziennika i wszechobecne znaczniki kolejnych interakcji nie pozwolą nam wprawić w ruch szarych komórek. Jednym słowem brakuje mi tu choćby drobnych zagadek logicznych czy środowiskowych, które obok rozkoszowania się opowieścią dałyby zasłużone poczucie satysfakcji. Ostatecznie całość pozostawia pewien niedosyt, bo nie wszystkie wątki zostają rozwiązane przed finałem, co może być punktem zaczepienia dla zapowiedzianej w napisach końcowych kontynuacji, ale możemy też to odebrać, jako brak dobrego pomysłu na finał świetnie nakreślonych zagadnień. Z drugiej strony zawiązanie akcji zachodzi na kilku poziomach tak, że niekiedy miałem wrażenie, że to już koniec historii, a Draugen raczyło mnie kolejną porcją wydarzeń, co było bardzo nietypowe dla tego typu gier.
Draugen, to krótka, intensywna przygoda wyróżniająca się ciekawą, wielopoziomową relacją pomiędzy głównymi bohaterami i intrygującą historią, która obnaża niektóre bolączki natury ludzkiej. Ujęta w przyjemnej dla oka oprawie wizualnej z akompaniamentem niezwykle spójnej z wydarzeniami ścieżki dźwiękowej umili nam jeden wieczór, ale przez przesadną liniowość nie skusi, by zasiąść do niej ponownie. Jeśli lubicie dobre, nieoczywiste historie, ale przygodówki rzędu gier studia Cyan odpychają Was poziomem trudności przygotowanych wyzwań, to z pewnością będziecie dobrze bawić się z Draugen. Być może pewne decyzje twórców zepchnęły grę na półkę symulatorów chodzenia, ale przynajmniej w ciekawym towarzystwie i dobrych butach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!