Za nami kolejna edycja największej growej imprezy na świecie. Niektórzy ją ominęli, inni potraktowali po macoszemu. Są jednak tacy, którzy wykorzystali swoją szansę.
Za nami kolejna edycja największej growej imprezy na świecie. Niektórzy ją ominęli, inni potraktowali po macoszemu. Są jednak tacy, którzy wykorzystali swoją szansę.
Kwestia tego czy E3 nadal ma sens pojawia się regularnie. Wydawcy i deweloperzy ponoszą ogromne koszty, aby w ciągu kilku dni przerzucać się z konkurencją nowymi informacjami o swoich grach. Nawet mimo ogromnego zainteresowania mediów i graczy ciężko jest się przebić ze swoim komunikatem. Ostatnia edycja pokazała mi jednak, że E3 to nadal coś niezwykłego w skali całej branży. Przy odpowiednim wykorzystaniu możliwości targów da się tam wygrać więcej niż gdziekolwiek indziej. Natłok informacji wcale przy tym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, staje się skutecznym narzędziem w budowaniu ekscytacji wokół gry.
W tym roku całe E3 zawłaszczył dla siebie CD Projekt RED. Nie da się ukryć, że od dawna żadna firma tak nie zdominowała targów i otoczki wokół nich. Polskie studio w sposób mistrzowski wykorzystało największą siłę imprezy – ogromne zainteresowanie graczy i mediów, którzy zapatrzeni w konferencje i wywiady doszukują się wielkich zapowiedzi oraz niespodzianek. CD Projekt RED nie zawiódł. Pojawił się na prezentacji Microsoftu z nowym, świetnym zwiastunem Cyberpunka 2077. Sam w sobie pewnie nie zrobiłby aż takiego wrażenia, mimo iż reżyseria i wykonanie stoją na najwyższym poziomie. Do tego jednak polskie studio zdążyło nas przyzwyczaić. A jednak udało się skraść show. Wystarczyło skorzystać z jednego, na pozór banalnego mechanizmu.
Zaskoczenie. W każdej książce o storytellingu, tworzeniu prezentacji czy przemawianiu robienie niespodzianek wymieniane jest jako jedno z najskuteczniejszych narzędzi. Tego właśnie oczekuje widownia konferencji na E3. Nie tego, czego wszyscy się spodziewamy. Chcemy zaskoczeń. Chcemy zobaczyć, że na ekranie nagle pojawia się Keanu Reeves. Tego nie spodziewał się nikt. Potem nie było wcale gorzej. Wielką przysługę CD Projektowi zrobił człowiek z widowni, który samego aktora zaskoczył wyznaniem „You are breathtaking!”. To jednak nie tylko szczęście polskiego studia. Jemu trzeba pomóc. Coś takiego nigdy nie wydarzyłoby się na konferencji Bethesdy, kiedy Todd Howard próbuje żartować z wcale nie śmiesznego Fallout 76. To możliwe było tylko w określonych warunkach – w momencie pełnej ekscytacji widowni pozytywnie zszokowanej czymś, czego nikt się nie spodziewał i co totalnie zwaliło wszystkich z nóg.
Podobnych sytuacji było w przeszłości więcej. W 2015 roku na konferencji Sony mnóstwo osób wpadło w ekscytację widząc miecz Clouda, który później prowadził do zapowiedzi Final Fantasy VII Remake. Ta sama firma i zapowiedź God of War. Ktoś mógł wyjść na scenę i powiedzieć, że powstaje taka gra. Fajnie, ale nie ma w tym nic zaskakującego. Zamiast tego widzimy chłopca w scenerii nijak pasującej do uniwersum God of War. Nie wiemy o co chodzi, tym samym budowane jest napięcie i chęć dowiedzenia się więcej. W tym momencie pojawia się symbol – nie logo gry, a ciało pokryte charakterystycznymi tatuażami Kratosa. Kolejny przykład z dawnej konferencji Sony. Cenę konsoli można ogłosić w sposób klasyczny pokazując ją na planszy. Jeśli jest dobra (cena, nie plansza), można zrobić dobre wrażenie. Ktoś jednak wpadł na pomysł, aby na scenę wyszedł ubrany w garnitur szef amerykańskiego oddziału Sony. Tutaj ludzki mógł długo się nie zastanawia – sztywny manager + garnitur = nuda. Wystarczyło jedno słowo, jedna liczba i oczekiwania czegoś pozbawionego emocji zamieniły się w stan ekscytacji i jeden z najbardziej pamiętnych momentów w historii E3. Tak Sony w mistrzowski sposób ogłosiło cenę PlayStation. Czasami nie trzeba wielu słów. Dobrym tego dowodem może być kultowa reklama Mercedesa, której autorzy musieli sprzedać zaawansowane technologie ukryte w samochodzie, które znacząco zwiększały bezpieczeństwo. Udało się to zrobić za pomocą jednego słowa. W dodatku było to słowo „przepraszam”. To kapitalne wideo możecie zobaczyć TUTAJ.
Jedną z najgorszych tegorocznych konferencji była prezentacja Bethesdy. Po tym jak w zeszłym roku większość growego świata przejechała się po tej firmie jak po łysej kobyle, można było oczekiwać tylko dwóch rzeczy – albo wydawca totalnie się pogrąży, albo odbije piłeczkę i wróci do gry zacierając pamięć po fatalnej premierze Fallout 76. Niestety wybrano tę pierwszą opcję. Co gorsza Bethesda to nie EA, które na swojej prezentacji zapomniało pokazać nowe, nieogłoszone jeszcze duże gry. Oni mieli coś świeżego. Na scenie pojawił się chociażby Shinji Mikami z zapowiedzią swojej nowej produkcji. Zobaczyliśmy ładny trailer, ale o samej grze niewiele wiemy. Ciężko się czymkolwiek jarać, zwłaszcza że ostatnie dokonania tej ekipy (seria Evil Within) to niezłe tytuły, ale nie zdobyły gigantycznej popularności. Konferencję można było też zakończyć starym, ale sprawdzonym sposobem. Na scenie pojawia się ktoś ważny celem pożegnania widowni, ale na końcu dodaje, że mamy coś jeszcze. Wtedy wjeżdża nowy zwiastun Deathloop, na końcu którego widzimy logo Arkane Studios. Potem kilka słów podekscytowanego dewelopera i krótki gameplay. Takie mocne uderzenie zostałoby w pamięci wielu graczy. Zamiast tego nie wiemy nawet czym się jarać, bo nikt nie powiedział czym dokładnie będzie ta gra. To w ogóle szerszy problem. Czasami odnosiłem wrażenie, że na tym E3 zakazane było pokazywanie filmików z rozgrywki. W niektórych sytuacjach wystarczyłoby niewiele, nawet 30 sekund czegoś spektakularnego. Myślę, że wyciągnięcie takiej sceny z gry AAA nie powinno być wielkim problemem.
Tym smutniejsze są kiepskie prezentacje kiedy spojrzy się na atmosferę, która towarzyszy E3. To prawdziwe święto gier, w czasie którego cała branża – deweloperzy, dziennikarze i gracze – żyją tym co się dzieje w Los Angeles. Na pewno najmocniej odczuło to Sony, które na własne życzenie odłączyło się od tego wydarzenia. Śmieszne w tym momencie brzmią tłumaczenia producenta PlayStation, który twierdzi że szuka innych sposobów na pokazanie swojej oferty. Nie ma lepszego miejsca niż E3. Nigdzie nie ma takiej uwagi, takiego zaangażowania i takiej przestrzeni, aby stworzyć marketingową wartość na najwyższym poziomie. Od dawna mówi się, że tylko kilka firm może sobie pozwolić na ominięcie E3 – przede wszystkim Blizzard i Rockstar Games. Ale czy na pewno? Czy CD Projekt jest od nich gorszy? Na pewno to właśnie polskie studio ma dzisiaj „boski” status wśród graczy. Za Rockstarem ciągnie się smród z kulturą crunchu i pewnym rozczarowaniem Red Dead Redemption 2 u niektórych osób (dla mnie to akurat jedna z najwybitniejszych gier w jakie grałem w życiu). Blizzard z kolei nawarzył piwa ostatnim Blizzconem, zwolnieniami i brakiem zapowiedzi, których oczekują gracze. CD Projekt jest więc w znacznie lepszej pozycji, a mimo wszystko jedzie na E3 i zawłaszcza dla siebie całą uwagę. To są targi dla wszystkich – małych i dużych. Bez względu na swój „rozmiar” możesz na takiej imprezie wygrać bardzo wiele, bo to wydarzenie wyjątkowe w skali branży.
Niespodzianki to największa siła E3. Wszyscy na nie liczą i zawsze dobrze to zapada w pamięci. Szanuję wszystkich deweloperów, którzy planując swoje wystąpienia uwzględniają coś zaskakującego. Problemem w takich sytuacjach są jednak przecieki. Tuż przed startem E3 często na Twitterze spotykałem się z głosami krytyki różnych serwisów, które zdradzają tajemnice, często niszcząc miesiące pracy dewelopera czy wydawcy. Z drugiej strony plotki to sposób na budowanie napięcia przed samą imprezą. Znacznie łatwiej zainteresować graczy podrzucając wcześniej drobne szczegóły. Wiadomo wtedy, że na pewno na jednej czy drugiej konferencji pojawi się coś nowego i ciekawego, a więc warto będzie oglądać. W tym trzeba jednak zachować umiar i zgrabnie łączyć budujące napięcie przecieki z tajemnicami, które muszą pozostać w ukryciu do samego końca.
Jak wspomniałem nieco wyżej, E3 to miejsce nie tylko dla gier AAA. Również indyki mogą na targach wzbudzić wielkie zainteresowanie. Wystarczy dobra prezentacja i oczywiście sam produkt, który wzbudza zainteresowanie. Taką małą perełką tego roku jest chociażby 12 Minutes, które zostało pokazane na konferencji Microsoftu. W poprzednich latach było więcej podobnych przykładów. Regularnie na E3 ekscytację wzbudzał Cuphead, a dwa lata temu na prezentacji producenta Xboksa wielkie poruszenie wzbudziło The Last Night. Warto się w tym miejscu zatrzymać. Indyki faktycznie potrafią zrobić wielki użytek z E3, ale jednocześnie mają niezwykłą łatwość w marnowaniu zgromadzonego kapitału. Wspomniane The Last Night pojawiło się w 2017 roku, ale od tego czasu o projekcie nic się nie mówi. Zaginął. Produkcja Cuphead też ciągnęła się w nieskończoność. To największa bolączka indyków. Wiele z nich potrafi zrobić użytek z E3, ale brakuje później w miarę szybkiej daty premiery. Dzisiaj o The Last Night niewielu już pamięta. Dwa lata to wystarczająco dużo, aby zapomnieć o jakimś projekcie. To dosyć ciekawa sprawa. Wiele gier AAA nie potrafi wykorzystać potencjału E3. Robią to niektóre indyki, ale one z kolei często marnują swoją szansę.
Osobiście jestem zadowolony z tegorocznego E3. Czy spodziewałem się więcej? Jasne, liczyłem na kilka dodatkowych zapowiedzi. Cieszy mnie jednak ta tygodniowa atmosfera święta gier. W tym czasie wszystkie oczy zwrócone są na Los Angeles i gry tam prezentowane. Wtedy możemy zobaczyć najnowsze produkcje, świeże zapowiedzi i plany największych graczy. Nie zawsze wszystko wygląda tak jak byśmy tego chcieli. Zdecydowanie zbyt rzadko wielcy branży elektronicznej rozrywki wykorzystują to co ma do zaoferowania E3. Mam nadzieję, że pojedyncze przykłady (np. tegoroczna i zeszłoroczna prezentacja Cyberpunka 2077) będą dobrą lekcją dla wielu firm i za rok zobaczymy jeszcze większe show. To branża rozrywkowa i tego właśnie oczekują gracze.