Recenzja Jestem Matką. Netflix znów miksuje popkulturę, tym razem science-fiction

Kamil Ostrowski
2019/06/21 10:00
1
0

Najpopularniejsza platforma streamingowa na świecie dostarcza nowości w tempie błyskawicy. Tym razem postawiono na dystopijne science-fiction i macierzyństwo robotów.

Recenzja Jestem Matką. Netflix znów miksuje popkulturę, tym razem science-fiction

Bliżej niesprecyzowana przyszłość. W zamkniętym ośrodku, podziemnym, odosobnionym i idealnie metaliczno-robotycznym, rozpoczyna się dziwna relacja. Robot przy pomocy sztucznego łona hoduje dziecko po czym zaczyna się nim opiekować. Tuli, bawi, uczy, karmi, usypia. Młoda dziewczyna dostaje wszystko czego potrzebuje, mechaniczny humanoid stara się zapewnić swojej wychowance wszystko czego potrzebuje. Oczywiście powstaje pytanie: czy nawet najlepiej zaprogramowany, najinteligentniejszy sztuczny byt, jest w stanie zastąpić prawdziwą rodzicielkę?

To tylko jedno z pytań, które zadaje Jestem Matką. Relacja pomiędzy tytułową Matką (tak do robota zwraca się zawsze nastolatka) i Córką (innego imienia młódce nigdy nie nadano) nie należy do najłatwiejszych, ani do najprostszych. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej w momencie gdy do drzwi ich schronu przybywa Kobieta. Ranna, nieufna, jak się z czasem okazuje nie stroniąca od typowo ludzkich zachowań takich jak paranoja czy kłamstwo. Córka nienawykła do obcowania z człowiekiem waha się między potrzebą kontaktu z inną żywą istotą, a swoim przywiązaniem do Matki. Zdaje sobie sprawę, że wyżej opisane problemy brzmią jak straszne klisze, aczkolwiek musicie uwierzyć mi na słowo, że scenarzyści dali radę powiedzieć coś nowego nawet opierając się o banały.

Z czasem twórcy zasypują nas zwrotami akcji. Od pewnego momentu co dobre piętnaście minut trafia do nas nowa informacja, która zmusza nas do spojrzenia na dotychczas śledzone wydarzenia z zupełnie nowego punktu widzenia. Okazuje się, że w postapokaliptycznym świecie nie wszystko jest takie, jak się wydaje na początku. Twórcy przerzucają nas z jednej koncepcji do drugiej, pozwalając na snucie domysłów, wyobrażeń i spekulacji co do dalszego rozwoju akcji, żeby całość zakończyć w sposób bezwzględny, ale jednocześnie zgrabny i nieoczekiwany. Podobało mi się nie tylko prowadzenie, ale również wydźwięk i odwaga Jestem matką.

GramTV przedstawia:

Na marginesie mówiąc, nie sposób nie zauważyć, że w swojej oryginalności film pozostaje zlepkiem już znanych (i uznanych) osi i motywów fabularnych, popkulturowych czy utartych archetypów. Mamy tutaj bardzo wyraźną inspirację Portalem, Terminatorem i Odyseją Kosmiczną 2001, a w pewnym stopniu również Ex Machina czy Blade Runnerem. Netflix pozostaje miłośnikiem miksowania.

O dziwo, odbioru nie psuje dosyć średnie aktorstwo (we wszystkich trzech rolach obecnych w filmie…). Nienajgorzej poradziła sobie Clara Rugaard-Larsen w roli Córki. Nieco gorzej wypadła Hillary Swank jako Kobieta. Paradoksalnie najwięcej emocji budzi pozbawiony emocji głos Matki, której brzmienia użycza Rose Byrne, którą możecie kojarzyć z twarzy i głosu z wielu drugoplanowych, niezbyt porywających kreacji.

Niemałą rolę w kreowaniu napięcia i klimatu odgrywa scenografia i zdjęcia. Te elementy niejako substytuują niezbyt porywające aktorstwo. Metaliczno-szklana surowość podziemnej bazy doskonale oddaje atmosferę eksperymentu i trudności w wychowywaniu się w takim środowisku. Całość dopełnia oszczędna, niemalże szpitalna kolorystyka.

Jeżeli szukacie przyzwoitego filmu na wieczór i lubicie kameralne science-fiction to Jestem Matką mogę z czystym sumieniem polecić. Nie jest to może szczególnie wybitne dzieło, ale potrafi zaskoczyć, utrzymać w napięciu i zaciekawić. Jak na produkcję własną Netflixa jest bardzo dobrze.

Komu spodoba się Jestem matką? Miłośnikom postapokalipsy, Portala, sztucznej inteligencji i niegłupiego kina, które nie boi się zadać paru trudnych pytań w nieco nietypowy sposób.

Komentarze
1
MisioKGB
Gramowicz
17/07/2019 08:43

Świetny film, obejrzałem wczoraj, dużo twistów, dobra scenografia, fajny pomysł i dużo pytań na koniec.