Wielkopaństwo z poważnymi sprzętami śmieszy Wiedźmin 3 na Nintendo Switcha. Zupełnie bezpodstawnie, bo przed CD Projekt RED powinno się raczej bić ukłony za tę decyzję.
Wielkopaństwo z poważnymi sprzętami śmieszy Wiedźmin 3 na Nintendo Switcha. Zupełnie bezpodstawnie, bo przed CD Projekt RED powinno się raczej bić ukłony za tę decyzję.
Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy odpaliłem Wiedźmina 3: Dziki Gon. Nie tak długo wcześniej kupiłem sobie nowego peceta, którego jednak złożyłem za cenę zupełnie nie “gamingową”, bo oscylującą w tamtym czasie w granicach ceny zakupu konsoli, a powiedzmy otwarcie - w tej generacji koszt nabycia PlayStation 4 czy Xboksa One bardzo szybko spadł do nieprzyzwoicie niskiego poziomu. Pamiętam dokładnie co robiłem w momencie gdy wyszła ostatnia duża produkcja CD Projekt RED Obśmiewałem posiadaczy konsol. Bo na moim pececie w cenie PS4/X1 mogłem odpalić sobie nowego Wiedźmina na średnich ustawieniach, hasającego w granicach 35-45 klatek na sekundę. Szyderom moim nie było końca, kiedy porównywałem jakość grafiki, nie mówiąc o tym, że z uwagi na specyfikę rynku pecetowego w Polsce, mogłem zapłacić za grę połowę tego, co płacili posiadacze PlayStation 4 czy Xboksa One.
Rok 2019. Podczas targów E3 nasz rodzimy gigant, poza podaniem daty premiery Cyberpunka 2077 i zaskoczenia wszystkich obecnością Keanu Reevesa zarówno na scenie, jak i w swojej nadchodzącej grze, serwuje jeszcze jedną niespodziankę. Wiedźmin 3: Dziki Gon zmierza na quasi-przenośną konsolkę Nintendo Switch. Spora część komentujących wybucha śmiechem, a na moim feedzie na Facebooku masa “ekspertów” wyśmiewa ten pomysł. Wśród wpisów takie kwiatki jak “czy miłośnicy Nintendo wiedzą, że mogą sobie kupić też normalną konsolę?”, a wśród tworzonych memów sceny z Wiedźmina odtwarzane w Paintcie i podpisywane jako wersja na Switcha. Z tego wszystkiego aż sprawdziłem czy REDzi aby przypadkiem faktycznie nie zaaplikowali do swojej gry jakiego cel-shadingu, żeby uruchomiła się sprawnie na konsoli Nintendo. Nie. Gra wygląda całkiem przyzwoicie. Widać oczywiście, że deweloper ograniczył liczbę widocznych obiektów, np. kępek trawy, a krawędzie są wyraźnie kanciaste. Nie jest to poziom z “dużych konsol”, aczkolwiek różnica nie wydaje się większa, niż pomiędzy Dzikim Gonem odpalanym na pececie na “medium”, a wersją z PlayStation 4 czy Xboksa One.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć ważną kwestię. Szydercy wydają się nie zdawać sobie sprawy z tego, że największym bajerem i zarazem siłą Switcha, jest możliwość gry “w biegu”, czyli poza domem. Jest zasadnicza różnica pomiędzy grą przed telewizorem, przy użyciu sprzętu solidnej wielkości, podłączonego na stałe do zasilania, a grą na urządzeniu mobilnym. Wiedźmin 3 na konsolce Nintendo ma prawo wyglądać gorzej, ponieważ jest to niewielka cena za możliwość zatłuczenia wilkołaka podczas jazdy pociągiem czy autobusem do szkoły/pracy.
Jednocześnie absolutnie bawi mnie protekcjonalizm z jakim traktowani są posiadacze Switcha, w domyśle stawiani w pozycji “niepełnoprawnych” graczy, którzy godzą się na niepełnowartościowe doświadczenie z poważną produkcją, taką jak Wiedźmin 3: Dziki Gon. Śmieszność polega oczywiście na tym, że wyroki takie ferują posiadacze sześcioletnich konsol, które były technologicznie przestarzałe już w 2015 roku, kiedy to produkcja CD Projekt RED zadebiutuowała. Czyżby poważni “konsolowcy” już zapomnieli o szyderach w ich kierunku, do których zresztą jak się wcześniej przyznałem, sam się przykładałem? Podwójna głupota takiego zachowania polega na tym, że Switchowcy przynajmniej mają za sobą argument “mobilności”.
Elityzm posiadaczy PlayStation 4 i Xboksa One to niebywale śmieszne zjawisko również ze względu na czasokres w jakim występuje. Po pierwsze, mamy zmierzch generacji. Konsole kosztują prawdziwe grosze, tańsze wersje dostaniemy w cenie dosłownie paru nowych gier. Nawet ulepszone wersje: PlayStation 4 Pro czy Xbox One X oferują jakość grafiki na wyraźnie zapóźnionym poziomie. Do tego dochodzi hipermobilność jaką przyniosły nam urządzenia mobilne, nawet jeżeli granie na tablecie czy urządzenia w rodzaju Nvidia Shield nie grzeją już wyobraźni tak mocno jak kiedyś. Dzięki Google na nowo łeb podnosi streaming, które wkrótce może uwolnić wielu z nas od potrzeby zakupu jakiegokolwiek potężniejszego urządzenia. W takich warunkach posiadacze uroczych i przyjemnych, ale jednak uwstecznionych technologicznie urządzeń pogardliwie spoglądają na posiadaczy Nintendo Switch, którzy będą mieli okazję zapoznać się z przygodami Geralta i spółki w nieco obniżonych ustawieniach graficznych. Czy tylko mi się wydaje to śmieszne?
Morał jest tak stary, jak dziennikarstwo growe. Nie ważne na czym, ważne w co. Fakt, Nintendo Switch nie wyznacza nowych standardów, nie przesuwa granic, ale w dobie przeładowania ilością gier nie zdziwiłbym się, gdyby spora rzesza posiadaczy tego sprzętu nie miała jeszcze okazji zagrać w Wiedźmina 3: Dziki Gon. Nie wszyscy śmiertelnie poważnie traktują gry wideo (i bardzo dobrze!), a dla wielu z czasem wygoda znaczy więcej niż parę pikseli w tę czy tamtą stronę. A wielkim hardkorowcom z padem w ręku przydałaby się lekcja pokory i przypomnienie, że jest tylko jedna rasa panów i są to rzecz jasna pecetowcy.