Huckleberry Games - historia o tym, że inwestycje w gry to nie zawsze żyła złota

Mateusz Mucharzewski
2019/06/26 15:20
1
0

Słysząc kolejne historie o sukcesach polskich deweloperów wydaje się, że nie ma lepszej inwestycji. Tym bardziej warto przypomnieć smutniejsze historie.

Huckleberry Games - historia o tym, że inwestycje w gry to nie zawsze żyła złota

CD Projekt – 20%. PlayWay – 40%. Creepy Jar – 60%. MovieGames – 25%. Ultimate Games – 148%!!! O tyle w ciągu ostatniego roku wzrosły ceny akcji kilku wybranych spółek gamingowych. Można było bardzo dużo zarobić. Widząc takie liczby aż chce się założyć konto maklerskie i puścić w ruch własne oszczędności, które na popularności rodzimych gier powinny powiększyć się do imponujących rozmiarów. Rzeczywistość nie jest jednak aż tak wspaniała. O ile większość spółek daje solidnie zarobić, nawet w branży gier trafiają się smutne sytuacje. Przede wszystkich dla inwestorów. Warto więc mieć je w pamięci, aby kiedyś nie obudzić się z ręką w nocniku. Z tego względu, ku przestrodze i na przekór „propagandy sukcesu”, przedstawiam historię Huckleberry Games – największej giełdowej porażki rodzimej branży gier wideo.

Przez lata za największy koszmar polskiego gamedev-u uchodziło Nicolas Games. Spółka pozyskała z giełdy ogromne pieniądze na produkcję horroru Afterfall: InSanity. Gra wyszła jednak zdecydowanie zbyt szybko i była pełna błędów oraz niedociągnięć. Pojawił się nawet problem z dystrybucją na Steamie, co w tamtym czasie wiązało się niemalże z zerową szansą na zarobienie na grze. Pomógł dopiero Steam Greenlight. Finalnie jednak Nicolas Games zbankrutowało w atmosferze skandalu. Był jednak czas, w którym na tej spółce dało się nieźle zarobić. Bohater tego tekstu to jednak przykład firmy, która od samego debiutu giełdowego stwarzała kosmiczne problemy. Chodzi o Huckleberry Games - jeden z nielicznych reprezentantów poznańskiego gamedev-u.

Osoby nieco dłużej śledzące rozwój polskiej branży na pewno pamiętają czasy, w których regularnie pojawiały się amatorskie projekty gier MMORPG. Oczywiście z ogromnym światem, nieliniową fabułą, wyborami moralnymi i rozbudowaną mechaniką. O dziwo część z tych nierealnych pomysłów przeszło do fazy profesjonalnej realizacji. Tak było między innymi z Afterfall, które przejęło Nicolas Games. Gra jednak została zamieniona w horror. Pozostał jedynie świat. Kolejny przykład to Gloria Victis. To o dziwo nadal jest rozwijane – ostatnia aktualizacja pojawiła się na Steam Early Access w tym miesiącu. Trzeci podobny projekt to Edengrad. Za jego stworzenie odpowiada właśnie Huckleberry Games. Mały i niedoświadczony zespół bez technologii oraz pieniędzy porwał się z motyką na słońce. Jak czytamy w karcie gry na Steamie, miała to być „zaawansowana gra MMORPG, z elementami survivalu którą wyróżniają nieliniowa fabuła i nieszablonowe questy. Zostań najemnikiem, załóż organizację, stań na czele własnego miasta, stwórz handlową potęgę i podbij pustkowia Arizony!”. To nie miało prawa się udać.

Mimo wszystko w pewnym momencie ktoś zdecydował się w to zainwestować. Był to fundusz Erne Venture, który znany jest z wykładania pieniędzy na polski gamedev. W przeszłości spółka inwestowała w The Farm 51 oraz QubicGames. W portfolio do teraz ma udziały w spółce tworzącej pierwszy polski supersamochód – Arrinera Hussarya. Tyle ładnie brzmiących haseł. Erne Venture to również inwestycje w Telehorse, które w 2018 roku sprzedało gry za 10 tysięcy złotych (!), po czym w ostatnich miesiącach zmieniło profil działalności na handel medyczną marihuaną (!!). W portfolio znaleźć można również małego wydawcę Fat Dog Games, za którym od dawna ciągną się liczne skandale (m.in. kontrowersyjne rozwiązywanie umów wydawniczych z deweloperami, np. twórcami przygodówki Indygo). Huckleberry Games wpisuje się w ten klimat idealnie. Obecnie Erne Venture wyceniane jest na polskiej giełdzie na marne 665 tysięcy złotych. W lutym sąd oddalił wniosek o ogłoszenie upadłości spółki, a w kwietniu władze giełdy czasowo zawiesiły obrót akcjami. Aktualnie fundusz chce inwestować w kryptowaluty.

Problemem Huckleberry Games było nie tylko rzucenie się na bardzo, bardzo głęboką wodą nie umiejąc pływać nawet w dziecięcym baseniku. Deweloper został wprowadzony przez inwestora na giełdę, aby pozyskać dodatkowe fundusze w wysokości 2 mln złotych. Tutaj zaczyna się prawdziwy cyrk. Oficjalny start notowań miał miejsce w grudniu 2017 roku. Kiedy handel ruszył, kurs spadł aż o 60%. Był to najgorszy debiut od 2010 roku, kiedy to jedna ze spółek straciła 90% swojej wartości. Taki wynik to i tak mniejsze zło. Początkowo giełda wstrzymała obrót akcjami na dwie godziny. Tak się dzieje, aby nie dopuścić do zbyt gwałtownych zmian ceny. Kurs otwarcia teoretycznie powinien wynieść 26 groszy, mimo iż Huckleberry Games było sprzedawane w czasie oferty publicznej za 20 złotych! Nieco później cena wzrosła do 2 zł, co dawałoby debiut z wynikiem -90%. Ostatecznie podjęto decyzję o rozpoczęciu notowań przy cenie na poziomie około 7 zł.

Dlaczego inwestorzy uciekali od pierwszego dnia notowań?

Dlaczego w takim razie inwestorzy rzucili się do sprzedaży akcji kiedy tylko była ku temu okazja? Wszystkiemu winny był straszny bałagan przy przeprowadzaniu oferty publicznej. Akcje inwestorom zostały sprzedane w październiku 2016 roku i dopiero 14 miesięcy później doszło do debiutu na giełdzie. Był to tak długi okres, że optymizm co do Edengrad całkowicie opadł. Gra zdążyła zadebiutować w wersji alpha na Steam Early Access i nie zdobyła zbyt dobrych recenzji. Inwestorzy szybko więc przestali wierzyć, że coś z tego wyjdzie. Spółka z kolei postanowiła złapać kilka srok za ogon i rozpoczęła prace nad kolejnymi produkcjami – RPG Stay Hungry na PC i konsole oraz Arena na VR. Nie trzeba mieć szklanek kuli, aby przewidzieć że nic z tego nie wyjdzie. Finalnie spółka wydała tylko jedną grę. Jest nią casualowe The Minglers na Androida, które okazało się sporą klapą finansową. Z innowacyjnego MMO do malutkiej gierki na mobilki. Niesamowity zjazd. W 2018 roku pojawił się nawet pomysł sprzedawania assetów innym deweloperom (za pośrednictwem Unity Asset Store). Jak się za chwilę przekonacie, efekty nie były zbyt dobre.

GramTV przedstawia:

Pieniądze pozyskane z debiutu giełdowego szybko zaczęły topnieć. Zmusiło to studio do skasowania wszystkich swoich projektów. Wstrzymano nawet prace nad główną produkcją, czyli MMO Edengrad. To kolejny przykład pokazujący jak niebezpieczne może być kupowanie takich gier na Steam Early Access. Nigdy nie wiemy czy któregoś dnia deweloper nie zdecyduje się na zawieszenie prac i zrezygnuje z wydania pełnej wersji. Z drugiej strony liczba stratnych graczy nie jest wcale duża. W całym 2018 roku spółka wygenerowała przychody ze sprzedaży na poziomie… 5 tysięcy złotych(!!!!). Tym samym Huckleberry Games stanęło na krawędzi bankructwa.

O tym jak mało profesjonalne jest Huckleberry Games świadczy wiele innych, wydawać by się mogło błahych rzeczy. Przede wszystkim spółka nie ma strony internetowej. Była, ale od dłuższego czasu nie da się na nią wejść. Wpisując w wyszukiwarce frazę „Huckleberry Games” znajdujemy przede wszystkim informacje o firmie z polskich portali giełdowych i biznesowych. Dopiero w połowie drugiej strony wyników wyszukiwania Googla można znaleźć witrynę dewelopera o takiej nazwie. Niestety jest to mała ekipa z Holandii, która tworzy gry mobilne. Z kolei w sierpniu zeszłego roku władze giełdy zawiesiły obrót akcjami spółki ze względu na brak umowy z Autoryzowanym Doradcą. Umowa z poprzednim została wypowiedziana, a kolejnej nie udało się podpisać w wymaganym przez przepisy terminie. Nieciekawie wygląda również lektura sprawozdania finansowego za 2018 rok. Napisany przez prezesa spółki wstęp brzmi bardziej jak wpis blogera-amatora, a nie profesjonalny tekst streszczający najważniejsze wydarzenia ostatniego roku prezentowane inwestorom. Na koniec można jeszcze wspomnieć o upomnieniu jakie giełda udzieliła spółce za „niedochowania przez Emitenta wymogów co do trybu i warunków publikacji raportu kwartalnego za I kwartał roku 2019”.

Dlaczego inwestorzy uciekali od pierwszego dnia notowań?, Huckleberry Games - historia o tym, że inwestycje w gry to nie zawsze żyła złota

Na tym cała historia mogłaby się skończyć. Jak się jednak okazuje, Huckleberry Games kolejny raz otrzymało pomocną dłoń od inwestorów. Pod koniec 2018 roku do akcjonariatu spółki dołączył fundusz Arionn Investment, który obecnie posiada akcje stanowiące 46% kapitału zakładowego (ciężko jednak znaleźć o nim jakiekolwiek informacje). Z kolei w tym roku siedmiu inwestorów zainwestowało w spółkę 1,5 mln złotych. Pieniądze mają pozwolić przede wszystkim na dokończenie produkcji gry Edengrad. Spółka od razu zapowiedziała nowe rozszerzenie – Your own Wasteland. Ma ono pozwolić na zakładanie prywatnych serwerów oraz dać graczom wiele opcji związanych z personalizacją gry (np. możliwość tworzenia własnych zadań). Planowany debiut to czerwiec tego roku. Miesiąc się kończy i na razie nie widać, aby cokolwiek się wokół gry działo. Ostatnia aktualizacja na Steamie to komunikat z listopada zeszłego roku, w którym za pomocą jednej grafiki studio zapowiada swój powrót. Na razie kiepsko z tym idzie.

Polski gamedev to ogrom fantastycznych historii. Z mnóstwa deweloperów możemy być dumni. Nadal stanowią oni większość, ale mimo wszystko nie należy zapominać o tym co gorsze. Chociażby ku przestrodze. Na giełdę co roku wchodzi kilka spółek z branży elektronicznej rozrywki. Mimo wielu sukcesów nie należy uważać, że wszyscy go osiągną. Trzeba być bardzo uważnym i skrupulatnie przyglądać się wszystkim spółkom. Inaczej można mieć sporego pecha i na lata zrazić się do inwestowania po tym, jak przez jedną niefortunną decyzję straci się mnóstwo pieniędzy. Być może tak było u wielu osób, które uwierzyły w Huckleberry Games i ich Edengrad.

Komentarze
1
mati56
Gramowicz
11/05/2020 16:44

Dobry artykuł. Od początku od tej spółki wiało amatorszczyzną, dziwne jest dla mnie że nikt na to nie zwrócił uwagi tylko bez namysłu wpompowali miliony w projekt jakiegoś studenciaka prezesa z mentalnością youtubowego gimnazjalisty.