World of Warcraft to od piętnastu lat jedno z największych MMORPG na rynku gier komputerowych. Nie będę jednak pisać tu o obecnym stanie gry w jej najnowszej odsłonie. Chciałbym się skupić na nowym, starym projekcie Blizzarda, czyli World of Warcraft Classic, który miał swoją premierę wczoraj.
Zaprezentowany na BlizzConie 2017 WoW Classic był dla wielu zaskoczeniem. Jeszcze niedawno Blizzard negował podobne pomysły ponownego wydania gry w jej pierwotnej odsłonie z 2004 roku. Ciskał pozwami sądowymi niczym gromami z nieba w tych, którzy odnosili sukces odtwarzając pierwszą odsłonę WoWa na prywatnych serwerach. Twórcy gry twierdzili, że taka idea nie wypali, że obecni gracze, ich zwyczaje i oczekiwania są zupełnie inne od tych, które cechowały przeciętnego gracza piętnaście lat temu. A jednak twórcy ugięli się pod naporem fanów, tworzących ankiety i petycje, podpisane przez ponad 250 tysięcy graczy. Wśród osób, które wypełniły petycję na change.org pojawili się również sławni youtuberzy ze środowiska WoWa. Niewątpliwie, dużą część podpisów można im zawdzięczać, ale jednak ćwierć miliona, to ćwierć miliona…
Tylko dlaczego? Dlaczego gra, która jest regularnie uaktualniana łatkami i dodatkami, które służą żeby zapewnić graczom coraz więcej rozrywki, jest porzucana przez wielu graczy, a pierwotna wersja tej gry zdobywa coraz więcej i więcej zwolenników? Otóż odpowiedź moim zdaniem nie jest prosta. Ale główny powód, to nostalgia.
Dla wielu z byłych i obecnie grających, hardkorów i każualów, to nie jest tylko gra. To nie jest tylko i wyłącznie sposób spędzania wolnego czasu, samemu czy ze znajomymi. Dla wielu z nich to symbol “starych, dobrych czasów”, gdzie większość dnia spędzało się na Skype, TeamSpeak czy Ventrilo, rozmawiając ze znajomymi z gildii, a największymi problemami były słaby internet i brak zimnego picia w lodówce. Myślę, że wiele osób chce ponownie przeżyć te beztroskie lata, z dala od obowiązków życia dorosłego.
Ale to nie wszystko. Obecna wersja gry również pozostawia według niektórych graczy wiele do życzenia. Systemy rozwoju postaci oraz zdobywania lepszego ekwipunku są od miesięcy krytykowane, jako zbyt losowe i powierzchowne. Wielu krytyków obecnej wersji WoWa twierdzi, że gra wynagradza grającego za byle co, przez co ciężko się zmotywować do robienia cięższych rzeczy w grze. W końcu po co chodzić na rajdy, skoro podobną nagrodę i tak można dostać za np. wędkowanie czy robienie Codziennych Zadań (ang. Daily Quest). Losowość w zdobywaniu ekwipunku oraz brak widocznej, czystej drogi postępu u wielu graczy po prostu zabija chęć grania. W końcu po co się męczyć przez sześć godzin, ginąc po raz setny przy danym bossie, skoro szansa na to, że dostaniemy za to sensowną nagrodę jest tak mała? Najpierw dany przedmiot musiałby wypaść, potem musiałoby się graczowi poszczęścić, bo statystyki przedmiotu muszą się odpowiednio wylosować . Następnie trzeba liczyć na to, że przedmiot się odpowiednio “ulepszy”, tak, aby jego Poziom Przedmiotu (ang. Item Level) był wyższy. Jednym słowem, chaos. Jeśli nie rozumiecie tego mechanizmu - nie martwcie się. Mało kto go w pełni rozumie. Dla wielu streamerów i youtuberów, którzy spędzili tysiące godzin w grze, ten system jest niepotrzebnie skomplikowany i bez sensu. Te mechaniki - i wiele innych - zniechęcają do oddania się grze i spędzania czasu na rajdach. Nic dziwnego, że wielu graczy ciągnie do czasów, gdzie postęp był widoczny i dostępny jak na dłoni.
Mimo wielu fanów Classica, pozostaje wiele wątpliwości co do sukcesu tego projektu. Siła i zespolenie społeczności WoWa w tamtych czasach wywodziły się między innymi z braku obecnie powszechnie dostępnych rozwiązań i ułatwień. Gracze najzwyczajniej w świecie musieli sobie nawzajem pomagać. Obecnie dostępne są strony zapewniające nam takie usługi, jak symulacje zadawanych obrażeń przez daną postać w danej sytuacji, bądź historia cen pojedynczego przedmiotu w domu aukcyjnym (ang. Action House). Trzeba również wziąć pod uwagę fakt, że internet wyglądał zupełnie inaczej te 15 lat temu. YouTube dopiero raczkował, a pomocnych stron internetowych dla graczy WoW jeszcze nie było. Sama kultura graczy również się zmieniła. Wielu popularnych youtuberów zgadza się co do jednego: gracz WoWa piętnaście lat temu to nieporadny niemowlak w porównaniu do zahartowanych, wszystkowiedzących graczy Battle of Azeroth (najnowszego dodatku do WoWa).
Wielu rzeczy nie da się powtórzyć. Nie będzie już poczucia eksploracji i przygody, ponieważ odkryło się nową, niezbadaną strefę. Nie będzie też zaciekawienia i poszukiwania odpowiedzi na wiele pytań wśród znajomych i losowo napotkanych graczy. W końcu, w dobie dzisiejszego internetu każda informacja, każda odpowiedź na każde pytanie jest dostępna dla każdego, kto potrafi napisać parę fraz w wyszukiwarce. Te fakty i wiele innych sugerują, że nie stworzy się ta “legendarna społeczność” starego WoWa, do której ciągnie tak wielu. Kiedyś po prostu trzeba było komunikować się z innymi, żeby móc osiągnąć cokolwiek w tej grze. Dziś jest to zbędne i nieefektywne. Wydaje mi się, że kiedy pierwszy hype osłabnie, po paru dniach czy tygodniach grania, gracze zaczną się męczyć. Zaczną tęsknić za brakującymi ułatwieniami, obecnymi w najnowszej wersji gry. To trochę jak wieczne gadanie o tym niezapomnianym smaku oranżady w czasach, gdy na półkach sklepowych nie było żadnego innego słodkiego napoju gazowanego. Wszyscy z pokolenia moich rodziców teraz tęsknią za oranżadą, a nikt z nich jej nie kupuje. I tak obawiam się może być z WoW Classic.
Oprócz samego wątpliwego sukcesu tej odsłony gry, trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że będzie ona również konkurencją dla obecnego WoWa. Nie wiem jak twórcom uda się pogodzić fakt, że obie gry w zasadzie będą sobie kradły subskrybentów. Wprowadzenie tej samej subskrypcji może to trochę zniwelować, ale wątpię żeby ktoś miał ochotę grać w obie gry na raz. Pozostanie nam zobaczyć jak sytuacja się rozwinie. Jak na razie, Blizzard nie ujawnia swoich długoterminowych planów dla Classica. Nikt w 2004 roku nie spodziewał się, że ta śmiesznie wyglądająca gra z kreskówkowym stylem graficznym za parę lat będzie największą grą komputerową na świecie. Dlatego, chociaż ciężko mi uwierzyć w powodzenie tego projektu, nie będę go spisywał na straty. I chociaż wiem, że nostalgii nie da się przeżyć na nowo, to i tak zalogowałem się do gry, żeby przypomnieć sobie te “stare, dobre czasy”. Za jakiś czas dam Wam znać, jak wygląda ta konfrontacja rzeczywistości z czarem wspomnień.
PS. Na razie na serwerach oblężenie i kolejki. Ciekawe tylko, jak długo...