Krótko, z błędami i niewykorzystanym potencjałem. Pomysł stojący za Man of Medan jest super, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
W świecie gier wideo od lat mówi się o zacieraniu granicy pomiędzy kinematografią a interaktywną rozrywką. Pomijając prehistoryczne wynalazki w stylu gier FMV, nowożytne produkcje Quantic Dream czy Telltale Games sprawiają, że niektóre gry są nazywane wprost "interaktywnym filmem/serialem". W ten nurt wpisuje się najnowsza propozycja Supermassive Games - Man of Medan.
Nowe dziecko twórców Until Dawn (2015) jest pierwszą częścią projektu pod nazwą The Dark Pictures Anthology, na który ma się składać aż osiem gier z gatunku horroru. Skojarzenie z interaktywnym serialem nasuwa się samo nie tylko przez formę czy zaangażowanie aktorów użyczających głosu i twarzy (np. Shawn Ashmore znany z filmowej serii X-Men), ale nawet przez typowo serialową czołówkę. Robi to naprawdę świetne wrażenie i nastraja pozytywnie do dalszego "seansu".
Man of Medan to horror pełną gębą, którego scenariusz bazuje na legendzie SS Ourang Medan. Wraku statku z czasów drugiej wojny światowej, rzekomo spoczywającego na dnie w okolicach dzisiejszej Indonezji. Istnienie takiego statku jest poddawane pod wątpliwość, ale to woda na młyn miłośników tajemnic i opowieści o duchach.
Scenarzyści Man of Medan zaczęli swoją opowieść od wydarzeń z lat 40., kiedy miało dojść do tajemniczego zatonięcia. Po krótkim, ale bardzo obiecującym prologu, przeskakujemy do czasów współczesnych, gdy piątka młodych ludzi wybiera się na nurkowanie w okolicach legendarnego wraku. Jak nietrudno zgadnąć, beztroscy, acz skrywający pewne tajemnice poszukiwacze przygód uwikłają się w historię, która przesądzi o ich losie.
Man of Medan czerpie pełnymi garściami z Until Dawn, acz nie jest prostą kopią z nawiedzonym statkiem zastępującym górską posiadłość i okolice. Jest o wiele bardziej kameralnie, klaustrofobicznie. Nie ma tylu wątków co w poprzedniej historii Supermassive Games, co nie znaczy, że scenariusz Man of Medan jest bardziej dopieszczony. Wręcz przeciwnie. W różnych tekstach porównujących dwie gry tego studia spotykałem się z twierdzeniem, że o ile Until Dawn było utrzymane w konwencji slashera klasy B (w domyśle: niezbyt ambitnego), tak Man of Medan to bardziej horror psychologiczny z dojrzalszymi pomysłami i motywami. Czasami rzeczywiście można odnieść takie wrażenie, ale nie zmienia to faktu, że scenarzyści nie są mistrzami pióra. Albo świadomie pisali naiwne głupoty, których nie da się traktować poważnie.
Przykład z samego początku gry, kiedy jeden z bohaterów budzi się w kajucie i znajduje w szafie zwłoki innego załoganta. Co robi chwilę później po spotkaniu żywego przyjaciela? Stwierdza bez większego przejęcia, że trzeba uciekać ze statku, bo coś jest nie tak. I na marginesie dodaje, że w jego kajucie był nieboszczyk.
Scenariusz jest pełen takich naiwnych sytuacji i niewiarygodnych dialogów, ale trzeba przyznać, że spełnia swoją rolę i zachęca do dalszego śledzenia losów bohaterów. Szczególnie w drugiej połowie gry, gdy akcja rozkręci się na dobre. Bo nie licząc prologu z przeszłości, tempo współczesnego wątku jest na początku bardzo powolne.
GramTV przedstawia:
Rozgrywka Man of Medan sprowadza się do topornej eksploracji (animacja bohaterów pozostawia wiele do życzenia), wybierania opcji dialogowych kreujących relacje z innymi postaciami i obowiązkowych sekwencji QTE. Od niektórych zależy nasze życie, inne wpływają na losy pozostałych bohaterów. I co najważniejsze – czuć, że podejmowane decyzje mają realny wpływ na przebieg historii.
Twórcy Man of Medan odrobili lekcje z filmów i gier grozy, wprowadzając do swojej produkcji szereg sprawdzonych pomysłów. Jest mnóstwo jump scare'ów (przyznaję – raz czy dwa dałem się zaskoczyć), filmowanie akcji pod zmiennymi kątami, ponure korytarze, makabra i zło w różnych postaciach. Wszystko to w bardzo filmowej konwencji, która przypadnie do gustu niedzielnym graczom nieprzyzwyczajonym do intensywnej rozgrywki.
Przystępność to zresztą ogromna zaleta Man of Medan, które powstało z myślą o graniu/przeżywaniu tej opowieści w większym gronie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by poznać tajemnicę wraku w samotności, ale twórcy dorzucili też dwa warianty rozgrywki wieloosobowej. Pierwszy to lokalna kooperacja (tzw. Movie Night) dla 2-5 graczy, polegająca na naprzemiennym kierowaniu kolejnymi bohaterami przez różne osoby. Jest też sieciowa kooperacja dla 2 osób jednocześnie i choć na piśmie brzmi to świetnie, w praktyce pozostawia wiele do życzenia. Eksplorowanie pomieszczeń przez jednego gracza może być brutalnie przerwane cutscenką odpaloną przez towarzysza. Zdarza się, że postacie reagują błędnie na wcześniej usłyszane odpowiedzi. Gracze narzekają także na spadki płynności animacji (mowa o wersji PS4, którą testowałem), a nawet zrywanie połączenia, choć prędkość łącza nie powinna wywoływać takich zjawisk.
The Dark Pictures Anthology to ciekawie zapowiadający się projekt, który warto śledzić mimo wpadek pierwszego "odcinka". Man of Medan to wciągająca, acz wolno rozkręcająca się historia. Z wyborami mającymi realny wpływ na dalsze losy bohaterów i momentami naprawdę straszna. Czuć jednak niewykorzystany (a czasami wręcz zmarnowany) potencjał na interaktywne przeżycie łączące najlepsze elementy filmu i gier wideo. Pocieszeniem może być niska cena (ok. 50 procent ceny "dużych" gier pudełkowych), ale trzeba pamiętać, że Man of Medan to rozrywka na maksymalnie 4 godziny. Oczywiście można później sprawdzać inne scenariusze dokonując odmiennych wyborów, jednak to nie to samo co dziewicze odkrywanie historii nawiedzonego wraku.