Antysuperbohaterowie. Recenzja serialu The Boys

Sławomir Serafin
2019/09/21 14:00
2
0

Krwawo, ostro i znakomicie. Tak ciemne strony superbohaterstwa pokazuje adaptacja komiksu Gartha Ennisa.

Ludzką stronę superbohaterów już znamy. Ze Strażników, z Logana, z nolanowskich Batmanów i trochę też z tych marvelowskich seriali Netflixa. Pokazują one, że nadludzie to też ludzie. Z swoimi wadami, słabościami i popełnionymi błędami. Wszystkie jednak mniej lub bardziej trzymają się oficjalnej superskiej wykładni, czyli tego słynnego cytatu ze Spider-mana – wielka moc niesie ze sobą wielką odpowiedzialność. Mówiąc wprost – ci ułomni, ludzcy, niedoskonali bohaterowie nadal starają się jednak być bohaterami. Pozytywnymi. Co by jednak było, gdyby posłużyć się innym znanym cytatem? Tym, który mówi, że władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie? Cóż, gdyby na tym oprzeć superbohaterską historię, wyszłoby The Boys.

Antysuperbohaterowie. Recenzja serialu The Boys

The Boys, czyli nasze swojskie Chłopaki, to nowy serial z Amazon Prime, powstały na bazie komiksowej serii pod tym samym tytułem, której autorem jest Garth Ennis. Tak, ten Garth Ennis od Kaznodziei. I ten od zeszytu Punisher zabija uniwersum Marvela, w którym, jak sama nazwa wskazuje, Punisher zabija wszystkich superherosów (i superłotrów). Nawet jeśli prac Ennisa nie znacie, to już wiecie, w jakim kierunku to wszystko zmierza. W dość krwawym kierunku. I nieprzyjemnym dla supków. Tak się jednak składa, że sobie na to zasłużyli.

W The Boys superbohaterowie są naprawdę. Tak naprawdę naprawdę, czyli wszyscy pracują dla korporacji. Nie nazywa się ona ani Marvel, ani Disney, tylko Vought, ale cel jej przyświecający jest dokładnie ten sam – wycisnąć jak najwięcej kasy. Supki mają swoje marki, swoje franczyzy, każdy ma serie komiksowe, filmy, gadżety, koszulki i kontrakty reklamowe z producentami w zasadzie wszystkiego. Za każdym z nich stoją specjaliści od PR i marketingu oraz księgowość Vought. Akcje pomagania ludziom i starć z bandziorami są dosłownie reżyserowane. Wszystko jest jedną wielką machiną do robienia pieniędzy. Różnica jest taka, że supki na serio mają te swoje moce.

Taki na przykład Translucent, członek najpotężniejszego superzespołu, Siódemki. Ma skórę twardą jak diament i może stać się niewidzialny. Wykorzystuje tę niewidzialność do walki z przestępczością, czasem, ale głównie do podglądania. Ukrywa się w damskich toaletach, w sypialniach i gdzie tam jeszcze ma ochotę. I podgląda. Bo może. Niewiele tu odpowiedzialności idącej za mocą, ale za to całkiem sporo deprawacji będącej skutkiem posiadanej władzy, nie? To jest dopiero ludzkie. I obrzydliwe. Niestety większość, nie wszyscy, ale większość supków jest właśnie taka. Zachowują się jak rozpieszczone, rozwydrzone bachory, których nikt nie nauczył, że nie wolno im robić wszystkiego. Wolno im, dopóki dział PR Voughta jest w stanie to załatwić tak, żeby sprawa nie trafiła do mediów.

Hughie, zwykły sprzedawca w sklepie elektronicznym, główny bohater The Boys, miał pecha stanąć na drodze superbohatera. A dokładniej, jego dziewczyna stanęła, a superszybki A-Train przez nią… przebiegł. Rezultatem była fontanna krwi, rozrzucone części ciała i jej dłonie, które zostały w rękach Hughiego jako jedyne w miarę kompletne resztki. Takim ostrym wejściem zaczyna się The Boys. I potem napięcie rośnie a krwi jest coraz więcej. Także tej superbohaterskiej, bo wkrótce na scenę trafia Billy Butcher, który supków zapiekle nienawidzi i rekrutuje Hughiego, oraz kilku innych twardzieli, do grupy, która ma ich załatwić. Czyli załatwić Vought, korporację posiadającą supków, wyciągając na światło dzienne jej najbardziej parszywe i najgłębiej skrywane tajemnice.

GramTV przedstawia:

Dalej nie będę streszczał fabuły, żeby nikomu nie popsuć zabawy. Nikomu, czyli również fanom komiksowego pierwowzoru, którym może się wydawać, że skoro znają komiks właśnie, to nic ich w serialu nie zaskoczy. Cóż, mocno się zdziwią. Eric Kripke, producent The Boys (i Supernatural też), pozwolił sobie na pewną kreatywną wolność w konstruowaniu opowieści. Mówiąc prościej – sporo pozmieniał. Zwykle takie podejście względem oryginalnego materiału nie jest mile widziane, ale tym razem udało się wszystko zorganizować według zasady złotego środka. Owszem, serial odbiega od komiksu tu i tam, momentami nawet całkiem daleko. Widać jednak, że to nie dlatego, że twórcy komiksu nie znajdą i nie kochają. Wręcz przeciwnie, ich szacunek dla pierwowzoru jest często sygnalizowany. Już w pierwszym odcinku mrugają okiem wielokrotnie do fanów komiksu, tak jakby mówili „tak, wiemy, że zrobiliśmy inaczej, ale tak będzie lepiej i ciekawiej”. Hughie na przykład nie wygląda tak jak w komiksie. Ale jego ojca gra Simon Pegg, czyli osoba, na której obraz i podobieństwo komiksowy Hughie został stworzony. Butcher nie ma też psa, jak w komiksie, ale grający go Karl Urban w jednej ze scen tegoż psa wspomina. I tak dalej, i tym podobne. Dużo mrugnięć okiem. Dużo dowodów na to, że twórcy serialu też są wielkimi fanami komiksu i wiedzą co robią, wprowadzając zmiany.

I faktycznie, wiedzą. Jestem praktycznie bezkrytycznym wielbicielem komiksowych Chłopaków (choć nie polskiego tłumaczenia) i gdy tylko zauważyłem, że serial od niego momentami odchodzi… ucieszyłem się. Dlatego, że nagle okazało się, że nie wiem, co będzie dalej. To znaczy, tak ogólnie to wiem, bo najważniejsze wątki pozostały bez większych zmian, ale reszta? Co do reszty nie ma już żadnej pewności. I to super, bo mogę oglądać zastanawiając się, co będzie dalej, a nie tylko jak producenci odtworzyli to czy tamto. Jasne, nie każdy odbiorca będzie miał takie odczucie, ale mnie się to, co z Chłopakami zrobili Amazon, Kripke i reszta, bardzo podoba. Głównie dlatego, że jest zrobione tak dobrze.

The Boys, pomijając już samą świetną, antysuperbohaterską tematykę oraz nieźle poprowadzoną, zaskakującą historię, jest po prostu dobrze zrobionym serialem, od której strony by nie patrzeć. Aktorsko? Bomba. Urban jako Butcher, Shue jako managerka z Vought i Starr jako Homelander są magnetyczni, a reszta obsady też nie pochodzi z łapanki na ulicy. The Boys mają też świetne tempo. Są momenty spokojniejsze i czas na pogłębienie bohaterów, ale jest też mnóstwo akcji. Z całą pewnością nie jest to serial przegadany (tak, Netflix, to było do ciebie). I ta akcja też jest świetnie zrealizowana, widowiskowa oraz odpowiednio, jak na adaptację Ennisa, brutalna, ale nie zbyt brutalna, przerysowana i niewiarygodna. Jest humor także, oczywiście, ale też nie w przesadnych dawkach i nie psuje poważnych scen. No i jest seks, narkotyki i rock & roll (ścieżka muzyczna daje czadu). One także z umiarem, z głową, akurat tyle, ile trzeba, a nie gdzie tylko się da gołe baby, jak HBO. W sumie gołych bab tu nie ma wcale, są za to rozebrani faceci. Powiew świeżości, nie?

Ogólnie The Boys jest właśnie takim powiewem świeżości w superbohaterskim nurcie, pierwszym od czasu Deadpoola. Jest też bardzo dobrą, dorosłą, poważną próbą podjęcia niepoważnego, infantylnego tematu. Udaną próbą. Zmusza do myślenia o herosach w nieco innej perspektywie, mniej cukierkowej, a bardziej gorzkiej, w której podział na pod- i nadludzi jest o wiele trudniejszy do przełknięcia. Serial ma tylko jedną wadę – osiem odcinków to za mało. Chce się więcej. Dużo więcej. I natychmiast. The Boys to na chwilę obecną najlepszy serial o kolesiach w trykotach i pelerynkach (sorry, Frank, ale to prawda). A także największy hit na streamingowej platformie Amazona. Oraz przyczyna nagłego niedoboru albumów z Chłopakami w polskich sklepach komiksowych.

Do obejrzenia bezwarunkowo i koniecznie.

Komentarze
2
MisticGohan_MODED
Gramowicz
23/09/2019 02:11

Świetny serial.

Azazell
Gramowicz
21/09/2019 14:42

Z całą pewnością nie jest to serial przegadany (tak, Netflix, to było do ciebie)

Ciekawe ile zarobiłeś na pisaniu takich głupotek. Albo Amazon ładnie Tobie zapłacił albo po prostu nienawidzisz Netflixa i wypominasz takie głupoty. 

Dla mnie takie fragmenty w recenzji przekreślaja cały artykuł.