Większość kultowych bajek opiera się na podobnych schematach. Powrót do klasyki w przypadku gier nie zawsze jednak działa.
Większość kultowych bajek opiera się na podobnych schematach. Powrót do klasyki w przypadku gier nie zawsze jednak działa.
Dla Finów z Frozenbyte porażka z Trine 3 prawie skończyła się bankructwem. Mimo kiepskiej sprzedaży udało się jednak wyjść na prostą i wydać kolejną odsłonę. Tym razem pomysł był prosty – skoro pełne 3D w poprzedniej części nie sprawdziło się, trzeba wrócić do korzeni. Nowy rozdział baśniowej serii o trójce bohaterów jest więc praktycznie tym, co widzieliśmy w dwóch pierwszych częściach. Specjalista od PR czy marketingu pewnie określiłby to jako powrót do korzeni i najlepszych czasów serii. Faktycznie, jest w tym sporo prawy. Z drugiej strony robienie kolejny raz tego samego nie musi być najlepszym rozwiązaniem.
Fabuła w Trine nie jest może najważniejsza, ale po wirtualnej bajce można oczekiwać, że w tym aspekcie będzie oferować coś przynajmniej przyzwoitego. Tym razem twórcy przygotowali opowieść o młodym Księciu, który postanowił zagłębić się w mroczną magię. Jak to się skończyło wszyscy się domyślamy. W tym momencie na pomoc ruszają znani nam bohaterowie, którzy muszą odprowadzić młodzieńca do Akademii Astralnej. Niestety nie są oni szczególnie bystrzy. Gdyby tak nie było, historia zakończyłaby się znacznie szybciej. Otóż już w jednym z pierwszych rozdziałów, zaraz po pokonaniu bossa, protagoniści stoją przed młodym Księciem i chcą go zabrać w bezpieczne miejsce. Ten jednak odmawia…. i pościg trwa dalej. Widząc to nie mogłem uwierzyć w lenistwo scenarzystów. Bohaterowie mogli złapać Księcia i zamknąć sprawę, ale wystarczyło że ten grzecznie odmówił i gra toczy się dalej. Dało się to zrobić znacznie lepiej.
To może lepiej jest w mechanice? Tutaj twórcy przygotowali absoluty standard, czyli trójkę odmiennych bohaterów (tych samych co w poprzednich grach). Pojawiły się jedynie drobne modyfikacje. Czarodziej może na przykład tworzyć kulę, która zrobiona jest z innego materiału niż deska i skrzynia. Dzięki temu niektóre substancje, np. kwas, nie niszczą jej. Złodziejka dostała za to ogniste i zamrażające strzały, które niekiedy wykorzystywane są do zagadek logicznych. Zmiany są więc dosyć symboliczne i weterani serii na pewno poczują pewne znużenie mechaniką. Ekipa Frozenbyte nie wprowadziła absolutnie nic, co wyraźnie odróżniałoby Trine 4 od Trine i Trine 2. Powrót do klasyki powinien mimo wszystko mieć coś świeżego i nowoczesnego.
Level design w Trine 4 skupia się w większym stopniu na zagadkach logicznych niż elementach zręcznościowych. Oczywiście walka jest, ale zawsze schematyczna i opiera się na idei kill roomu – plansza zostaje „zamknięta” magiczną barierą, a na ekranie pojawiają się przeciwnicy. Można było to robić lepiej. Zagadki z kolei są w większości przypadków proste i nie sprawiają większego problemu. Bardzo doceniam jeśli gra jest płynna i nie powoduje, że utknę w jakimś miejscu. Z drugiej strony rozgrywka jest przez to nudna. Skoro brakuje większego wyzwania, większy nacisk kładziony jest na mechaniki, które same w sobie nie są szczególnie ciekawe. W końcu co jest takiego pasjonującego w przeskakiwaniu między postaciami czy tworzeniu przedmiotów przez Czarodzieja? Tym bardziej, że tym razem wybieramy je listy, a nie „rysujemy” na ekranie.
Trine 4 stało się tym samym grą monotonną i schematyczną. Lista dostępnych rozwiązań jest krótka i wszystko szybko się nudzi. Przede wszystkim zagadki nie dają poczucia satysfakcji. Były nawet momenty, w których w banalny sposób pokonywałem jakąś przeszkodę. Po elementach otoczenia wnioskowałem, że była tam jakaś zagadka, ale twórcy źle ją wykonali i skończyło się na tym, że można było zignorować jej rozwiązanie. Z kolei elementów zręcznościowych jest bardzo mało. Złą decyzją było również projektowanie tak długich etapów. Po ukończeniu niemalże każdego czułem ulgę, że to już koniec. Trine 4 pobawione jest więc świeżości, a brak level designu na najwyższym poziomie tylko uwidacznia wszystkie problemy gry.
Parę słów pochwały chciałbym jednak poświęcić na walki z bossami. Jest ich kilka i okazały się całkiem niezłym urozmaiceniem. W przypadku tych potyczek udało się zachować balans – nie są za długie, ani za trudne. Jednocześnie każdy z bohaterów ma jedną własną walkę, w której wykorzystuje się jego unikatowe umiejętności. To całkiem niezły pomysł, dzięki któremu w monotonnych poziomach pojawia się coś innego, dając tym samym oddech od standardowej rozgrywki.
Seria Trine zawsze słynęła z bajkowej oprawy wizualnej. W czwartej odsłonie z jednej strony jest podobnie, z drugiej wręcz przeciwnie. Na pewno w wielu momentach można się zachwycić designem lokacji. Czuć wtedy obecność w wirtualnej baśni. Z drugiej strony jakość tekstur nie poszła szczególnie w górę od czasu poprzedniej odsłony. To nadal bardzo ładna gra, ale podobnie jak w kwestii mechaniki, tutaj również czułem że brakuje mi postępu (miejscówki czy kolorystyka są bardzo podobne do poprzednich odsłon). Oprawa wizualna, podobnie jak mechanika, stoi troszkę w miejscu. Można było włożyć w to więcej pracy, chociażby zmieniając infantylne twarze głównych bohaterów.
Największym problemem Trine 4 jest więc kompletny brak pomysłu na rozwój tej serii. Twórcy najwidoczniej uznali, że odważny krok do przodu w trzeciej odsłonie był złym pomysłem i trzeba wrócić do korzeni. Mi odsłona w pełnym 3D przypadła do gustu i pokazała, że marka chce iść do przodu, ale rozumiem decyzję twórców, którzy były o krok od bankructwa. Stworzenie kolejny raz tego samego nie jest jednak właściwą drogą. Trine 4 pokazuje, że ta formuła jest już wyczerpana. Albo ekipa Frozenbyte otworzy okno i wpuści troszkę świeżego powietrza, albo niech skupi się na stworzeniu zupełnie nowego IP.
Wydźwięk tej recenzji jest negatywny. Trzeba jednak oddać Trine 4, że troszkę frajdy potrafi dostarczyć. Odradzam jednak zakup tym, którzy w poprzednich częściach nieźle się bawili. Ich kolejna taka sama gra może znudzić. The Nightmare Prince to prędzej ukłon w stronę najwierniejszych fanów, którym znużenie mechaniką nie grozi. Jeśli jednak nigdy nie miałeś okazji poznać marki Trine lub ograłeś tylko w pierwszą odsłonę, nowa część może być niezłym rozwiązaniem. Niestety nie tak dobrym jak któraś z poprzednich części kupiona na promocji.