Największym atutem Overwatch: Legendary Edition, podobnie zresztą jak i wielu innych gier dostępnych na Switchu, jest to… że można grać w nią właśnie na hybrydowej konsoli firmy Nintendo, a co za tym idzie, również mobilnie. W tym przypadku jednak ową mobilność ograniczono głównie do tego, że nie musimy już siadać przed monitorem lub telewizorem, ale możemy na przykład wziąć Overwatch do ogródka lub w jakiekolwiek inne miejsce, gdzie sięga nasze Wi-Fi. Owszem, nic nie stoi na przeszkodzie, by w podróży utworzyć hotspot sieci bezprzewodowej, korzystając z mobilnego transferu danych, ale jak dobrze wiemy, takie połączenie bywa zawodne, na co nie możemy sobie pozwolić, grając w sieciową strzelankę.
Overwatch: Legendary Edition wymaga oczywiście posiadania subskrypcji Nintendo Switch Online. Bez niej nie będziemy mogli uruchomić rozgrywki w trybie multiplayer. Warto jednak zaznaczyć, że każdy, kto zdecyduje się na zakup gry w wersji pudełkowej lub cyfrowej, otrzyma trzymiesięczny dostęp do wyżej wymienionego abonamentu. Uważam, że to bardzo dobry pomysł, bo ewentualnych nabywców Overwatch na Switcha mogła odstraszyć konieczność wydania dodatkowych pieniędzy na zakup NSO, a skoro dostają go w pakiecie na kwartał, to zdążą porządnie przetestować dzieło twórców Warcrafta, Starcrafta czy Diablo.
Pomimo kreskówkowej oprawy graficznej, Overwatch: Legendarny Edition nie prezentuje się tak dobrze, jak na PlayStation 4, Xbox One czy PC. Autorzy musieli pójść na wiele kompromisów, by osiągnąć płynne 30 klatek na sekundę (sporadycznie zdarza się, że jest ich jeszcze trochę mniej, ale o jakichkolwiek pokazach slajdów nie ma mowy) w niekoniecznie wysokiej rozdzielczości. Decydując się na rozgrywkę w trybie stacjonarnym możemy liczyć na mniej więcej 900p, natomiast zabierając konsolkę ze sobą będziemy musieli mieć świadomość, że w tym przypadku recenzowana produkcja oferuje zaledwie 720p. Napisałem „zaledwie”, ale z drugiej strony na małym ekranie Switcha taka jakość obrazu w zupełności wystarcza.
Niektórym może natomiast przeszkadzać coś innego. Overwatch: Legendary Edition to gra nastawiona na umiejętności graczy, ale osoby, które zdecydują się na rozgrywkę przy wykorzystaniu joy-conów, czy to w trybie stacjonarnym, czy też poprzez podłączenie ich do niewielkiego ekranu Switcha, mogą poczuć rozczarowanie. Wspomniane kontrolery nie oferują bowiem takiej precyzji, jak inne gamepady, więc jeśli chcielibyście osiągnąć „na pstryczku” coś więcej, a nie tylko sobie postrzelać, to powinniście zaopatrzyć się w Pro Controller.
Overwatch na innych platformach docelowych został wydany w pełnej polskiej wersji językowej, której na Switchu niestety nie uświadczymy. Powody takiej decyzji nie są znane, niemniej szkoda, bo rodzima lokalizacja wypadła naprawdę znakomicie i aż szkoda, że nie będzie nam dane sprawdzić jej w tej wersji.
Po uruchomieniu Overwatch: Legendary Edition trzeba połączyć swoje konto Nintendo z profilem Blizzarda, ale – co ciekawe – nie ponosimy z tego tytułu żadnych korzyści. Twórcy nie przewidzieli opcji przenoszenia postępów między platformami, a szkoda, bo przecież nie każdy ma ochotę odblokowywać wszystko od samego początku, no chyba że kupił Overwatch na Switcha nie mając wcześniej do czynienia z inną edycją.
Podsumowując trzeba powiedzieć, że sieciowa strzelanka firmy Blizzard Entertainment to produkcja godna polecenia wszystkim miłośnikom tego gatunku, nawet pomimo faktu, że na Switchu działa w zaledwie 30 klatkach na sekundę, a joy-cony nie oferują zbyt dużej precyzji. Decydując się na zakup warto również pamiętać, że mamy tutaj do czynienia z produkcją oferującą wyłącznie tryb multiplayer, ale tak naprawdę ciężko będzie nam się nim cieszyć poza domem.
P.S. Wszystkich zainteresowanych zachęcamy do zapoznania się z recenzją gry Overwatch – poniższa ocena dotyczy wyłącznie jakości konwersji.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!