Dwa epizody, jeden wspaniały, drugi zrobiony na siłę?
Historia walki ze smokiem Kralkatorrikiem w Guild Wars 2 zakończyła się wraz z Living Story Season 4. Nadszedł czas, by odpocząć, trochę świętować, a potem zacząć odbudowywać to, co zostało zniszczone... i równocześnie wypatrywać, z której strony nadciągnie nowe zagrożenie. To jeszcze nie czas, by powiedzieć "i żyli długo i szczęśliwie". To czas na Living Story Season 5 - The Icebrood Saga.
Nie będzie wielkim zaskoczeniem, że nowe Living Story skupia się na smoku Jormagu. Czy walka z nim skończy się dobrze, zapewne dowiemy się w ostatnim epizodzie. Początek nowej historii wygląda jednak bardzo obiecująco. Nie mogę zdradzić, co się stało, ale pierwszy epizod, Prologue: Bound by Blood, jest naprawdę intrygujący. Sytuacja wygląda tak, że Commander dwoi się i troi, by ratować ludzi (i inne rasy), ocalił świat wielokrotnie, ale dla wielu solą w oku jest to, że dokonał wielkich rzeczy z pomocą smoczycy Aurene. To nic, że pomagał ją wychowywać, odkąd wykluła się z jajka i nauczył, by chroniła ludzi. Smok to przecież smok, jest niebezpieczny, nieobliczalny, nie można go kontrolować... A w ogóle to zamiast być wdzięcznym zbawcy, lepiej patrzeć podejrzliwie i być zazdrosnym. O co? Przecież Commander nie dorobił się ani pałacu, ani choćby jednej tysięcznej tego, co zgromadził Zommorros. Tak czy inaczej, w pierwszym epizodzie w piękny sposób pokazano zapowiedź nadciągających kłopotów. Nie zabrakło też szczypty humoru, co, oczywiście, jest dużym plusem.
Mapa z 1. epizodu, Grothmar Valley, wygląda na starannie zaprojektowaną, ciekawą, wypełnioną po brzegi interesującą zawartością. Jest na niej kilka meta-eventów: podpalanie wielkiej, drewnianej kukły charra, walki z duchami, walki z oozami na dużej arenie i najlepsze z najlepszych - koncert metalowy, na którym w błyskawicznym tempie trzeba dostosowywać się do wydarzeń i równocześnie bić pojawiających się przeciwników oraz pacyfikować oszalałych fanów. Są też różnego rodzaju adventures - wyścigi na żuczku, na skimmerze, zbieranie smokiem kulek na czas i zbieranie dokumentów w labiryncie. Są zagadki logiczne i jumping puzzle, w których można zdobyć nagrodę za ukończenie ich na czas. Są nietypowe eventy, mini-zabawa w chowanego, strzelnica na ruchomych platformach z latającymi celami, szereg sprytnie ukrytych znajdziek, mini-dungeon, a także około 60 achievementów do zdobycia. Słowem, jest co robić przez wiele, wiele godzin. Można zarzucić twórcom, że swym zwyczajem dodali sporo osiągnięć polegających na powtarzaniu do znudzenia tych samych eventów, by np. spacyfikować 500 fanów, rzucić pewną liczbę pochodni, zniszczyć 100 gniazd devourerów, przepłoszyć pewną liczbę charrów depczących trawnik czy otworzyć główną skrzynię w skarbcu, ale można zawsze skupić się na innych wyzwaniach.
Po dwóch miesiącach od premiery epizodu 1 pojawił się epizod 2 i... znów ArenaNet zaskoczyła graczy. Tym razem w bardzo negatywnym sensie. Fragment opowieści z drugiego epizodu, Whisper in the Dark, wydaje się być robiony w dużym pośpiechu. Ta część historii jest dużo bardziej przygnębiająca. Widać od początku, że żarty się skończyły, a Jormag powoli zaczyna działać. Cały epizod jest utrzymany w poważnym, smutnym tonie. Zaczynamy się oswajać z metodami działania Jormaga, tracimy towarzyszy i chcemy uczcić ich pamięć. (A raczej "wypadało kogoś zabić, więc na kogo wypadnie, na tego bęc, a gracze niech się smucą".) Są też etapy, gdzie przez chwilę możemy sobie pofilozofować, zastanowić się nad niełatwymi wyborami i podjąć decyzje, które pokażą, jacy jesteśmy naprawdę. Było to dość interesujące, chociaż gdybym mogła udzielić swobodnie odpowiedzi zamiast wybierać spośród dostępnych opcji, poszukałabym lepszych sposobów wybrnięcia z sytuacji.
W drugim epizodzie przenosimy się na Bjora Marches - mapę nudną jak przysłowiowe flaki z olejem. Grothmar Valley za zróżnicowanie i interesującą zawartość oceniłabym na 10/10. Bjora Marches - srogie 2/10. Wygląda jak ubogi krewny Thunderhead Keep. Bardzo ubogi krewny. Mapa jest mała (ma aż 1 waypoint), szara, brzydka, niezbyt zróżnicowana. Jedynie las drzew gigantycznych jak sekwoje zrobił na mnie pozytywne wrażenie, chyba ze względu na sentyment do Dark Souls…
Na Bjora Marches nic specjalnego się nie dzieje. Pełno tam nijakich championów i równie nijakich eventów polegających na zabijaniu mobków resetujących się co chwilę. Trzeba było coś dać, więc dano cokolwiek? Są też swego rodzaju jumping puzzle, czyli “zagadki” logiczne z lustrami, które nie są nudne, tylko irytujące, bo na ustawienie lusterek rozsianych czasem na sporych odległościach mamy ograniczony czas (nie wiadomo jak długi), a później lusterka się resetują i trzeba ustawiać je od nowa. Wyzwanie żadne, ale i sensu próżno się tu doszukiwać. Meta-event jest jeden, raz na dwie godziny. W pierwszym etapie zabijamy mobki, broniąc trzech posążków przez 10 minut. Z mobków nie otrzymujemy ani doświadczenia, ani łupów. Kto uznał, że będzie to interesująca zawartość?! Po tym mdłym wstępie pojawia się legendarny boss, a po jego zabiciu można pobiec do zablokowanego normalnie obszaru i zabić jeszcze paru championów (jakby komuś było mało walk z championami w pozostałych częściach mapy). Są mini-dungeony (Strike Mission) z trzema bossami, zmieniającymi się co tydzień. I kolejna nowość, która wydaje się dodana na siłę - masterki. Ich zdobycie pozwala zbierać z mobów kolorowe kuleczki, co z kolei przekłada się na buffy i możliwość wyprowadzania potężnych ataków (nie jest to najbardziej udany pomysł, ale od biedy ujdzie). Dzięki masterkom można także otwierać skrzynki otoczone świecącą barierą. Serio? Specjalne masterki do otwierania skrzynek? Ekipie naprawdę brakowało pomysłów.
Co się stało, że między pierwszym a drugim epizodem jest tak ogromna przepaść w jakości? Czy wszystkie dobre pomysły zostały wykorzystane na Grothmar Valley, a dla Bjora Marches zostały tylko resztki? Czy mapę dla Whisper in the Dark przygotowywał inny zespół, który nie mógł stworzyć ciekawej zawartości? Zabrakło czasu - bo epizod miał pojawić się w odpowiednim czasie po Halloween, a przed zimowym festiwalem? Nie wiem. Chyba nie tylko mnie najnowsza zawartość nie zachwyciła, zwykle nowe mapy są oblegane po premierze, a Bjora Marches już drugiego dnia wydawała mi się opustoszała. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko chwilowy spadek formy twórców, a kolejne epizody będą raczej przypominać Prologue: Bound by Blood Niż Whisper in the Dark.
Ja mam zupełnie inne odczucia. Dla mnie to Prologue i Grothmar Valley(GV) jest potwornie nudne(może poza eventem ze szczelaniem do latających celów). Ilości farmienia jet tak odpychająca, że do teraz mam tylko połowę AP z tego regionu, bez głównego Achiwementu. (nagrodę za główny achi mam z PvP bo było szybciej). Epizode 1 i Bjora Marches to zupełnie co innego. Klimat: świetny! mroczny, burza śnieżna, która ogranicza widoczność, ambient sound i "głosy". Ah, polecam grać na słuchawkach i wczuć się w klimat. Przyznaję że mała ta mapa, ale napewno nie nudna. Meta etap 1 na moje źle się skaluje, albo gracze grają jako support bo wolno schodzą moby. Strike Mission - fajna, krótka walka dla 10 graczy. Oto w nich chodzi że są szybkie: wchodzisz, 5 min i zabity. Przypomina trochę Trial of the Crusader z WoW WotLK. Nie ma farmienia po 100 czy 200 jakiś eventów jak w GV.
Dla mnie, mroczny, monokolorystyczny klimat, jest jak najbardziej porządany po przesadnie radosnym(w sensie kolorów i pogody) GV. Eenty z lustrami a'la JP - moim zdaniem świetny pomysł, nie miałem problemu zdążyć zrobić wszystkie za pierwszym razem
Przyznaję że Episode 1 jest mały i krótki, ale dalece mu do bycia nudnym. To jest dopiero 1 epizod, a nie Dragon Stand, z meta eventem na całą mapę. Oceniłbym go zdecydowanie wyżej niż Prologue
(Na marginiesie dodam że gram od samego początku bez żadnych przerw)
HiddenNick
Gramowicz
27/11/2019 09:00
Fajne poczytadło. Nie gram już ale bardzo mnie interesuje co w grze się dzieje. Mała poprawka... To nie jest recenzja epizodu 1 i 2 tylko prologu i epizodu 1. Co sugeruje tytuł trailera. Piszę o tym bo mnie to wprowadziło w błąd.