Nie do końca tutaj wszystko zagrało. I chociaż to niezły film edukacyjny, tak z artystycznego punktu widzenia co najwyżej poprawny.
Nie do końca tutaj wszystko zagrało. I chociaż to niezły film edukacyjny, tak z artystycznego punktu widzenia co najwyżej poprawny.
Agnieszka Holland zgarnęła Złote Lwy sprzed nosa Bożemu Ciału. Jakim cudem? Szczerze mówiąc nie mam wątpliwości, że była to decyzja wybitnie polityczna. Obywatel Jones jest ważny, ale toporny, średnio zagrany i zasadniczo ciężko jest poczuć podczas seansu jakieś większe porywy w sercu. Przy czym niekoniecznie musi to być wina samej reżyserki. Czasami po prostu tak się układa.
Film opowiada o Hołodomorze – jednej z najstraszniejszych zbrodni w historii ludzkości. Niewykluczone, że słyszeliście o tej okrutnej, sztucznie wywołanej klęsce głodu, za którą winą obarcza się powszechnie ścisłe kierownictwo komunistycznej partii w bolszewickiej Rosji, czy też raczej w ZSRR. W latach 1932-1933 potwornie wysokie kontrybucje nakładane na chłopów z terenów dzisiejszej środkowej i wschodniej Ukrainy sprawiły, że szczególnie zimą, dochodziło do masowego wymierania wyniszczonej biologicznie ludności. Rabunki, morderstwa, kanibalizm i wręcz szaleństwo, były ponurą rzeczywistością terenów Ukraińskiej SRR. Depopulacja na wielu obszarach wynosiła ponad ¼ ludności, łącznie zginęło około 6 milionów ludzi. Oczywiście jak to zwykle ma miejsce w przypadku zbrodni komunistycznych, przy faktycznej, bądź pozorowanej niewiedzy “cywilizowanego” świata. Tę niewiedzę stara się przełamać młody, pełen idealizmu dziennikarz brytyjski - Gareth Jones, który udaje się do Moskwy, a później na Ukrainę, aby odkryć prawdę i “sprzedać” ją Zachodowi.
Słabą stroną filmu jest jego… łopatologiczność. Wszystko wyłożone jest jak krowie na rowie. Zasadniczo momentami ciężko nie odnieść wrażenia, że Obywatel Jones zaczyna nieco dryfować w stronę fabularyzowanego dokumentu. Sądzę, że duża w tym rola bardzo kiepskich dialogów, których jest ogrom, niekiedy bardzo ognistych, aczkolwiek zupełnie płaskich i jałowych.
To bardzo ważny film. Na pewno Ukraińcom należał się ten film. Szkoda tylko, że Agnieszka Holland nie dała głównemu bohaterowi więcej czasu na Ukrainie. Można odnieść wrażenie, że dużą część dramatyzmu sytuacji wsadza się w usta głównego bohatera. Oczywiście nie brakuje mocnych scen, ale zdają się one być nieco pospiesznie pokazane i funkcjonujące w dużym oderwaniu od siebie.
Na duży plus trzeba zaliczyć zdjęcia, chociaż w tej sferze również dominuje oczywistyzm. Czerwone niebo nad Moskwą, szaro-bury filtr, który znamy już praktycznie ze wszystkich filmów opowiadających o Europie Wschodniej. Zazwyczaj nie wypowiadam się w szczegółach na temat udźwiękowienia, bo się na tym nie znam, jednak nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w przypadku Obywatela Jonesa przedarł się lekko polski paździerzyzm w kwestii jakości - szczególnie jeżeli chodzi o dialogi.
Nie za dobrze prezentuje się Obywatel Jones aktorsko. James Norton, odtwórca głównej roli, jest zwyczajnie drętwy. Ada Brooks zdaje się borykać z faktem, że jej postać jest w ogóle w filmie niepotrzebna. Jedynym jasnym punktem na aktorskiej mapie jest Peter Sarsgaard w roli Waltera Duranty’ego - korespondenta New York Timesa w Moskwie, który wychwalał postępy jakie robił komunizm w latach 1932-1936.
Jestem pewien, że ukraińska premiera tego filmu będzie wielkim wydarzeniem za wschodnią granicą. Nic dziwnego, bo Hołodomor jest dla naszych sąsiadów ogromną narodową traumą, którą można porównać do polskiej traumy związanej z drugą wojną światową (przy czym pamiętajmy, że ten konflikt także dotknął ich w dużym stopniu). Szkoda tylko, że jest to obraz tak encyklopedyczny i tak łopatologicznie wykładający słuszne racje reżyserki.
Dla kogo jest Obywatel Jones? Przede wszystkim dla wycieczek szkolnych w Polsce i na świecie. No i fanów Agnieszki Holland - to może być przecież jej ostatni film.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!