Coronavirus zaczyna powoli zbierać żniwa na rynku komputerowym i elektronicznym ogólnie. Co robić, gdy ceny lecą w górę? O trzeźwym podejściu dowiesz się z tego materiału.
Można śmiało powiedzieć, że Chiny są największym dostawcą elektroniki na świecie, a epidemia Coronavirusa idealnie to potwierdza. W momencie, w którym stają fabryki, staje też transport, a więc i sprzedaż. Przedłużenie przerwy w pracy, związanej z obchodami Chińskiego Nowego Roku, odbija się czkawką na całym globie, bo wielu producentów, działających nawet w Europie czy USA, opiera swoją produkcję na chińskich komponentach.
W końcu zmiana napisu z Made in China na Assembled in Poland nie wpływa na to, skąd składane części pochodzą. Montownia zlokalizowana w kraju nad Wisłą nie będzie działała, jeżeli kontener z podzespołami stoi w porcie na Dalekim Wschodzie. Jesteśmy więc skazani na stany magazynowe, które po gorącym końcu roku niekoniecznie zdołano odbudować. Im mniejsze zapasy, tym gorzej dla konsumentów, proste prawo popytu i podaży.
Najgorsze jednak w tym wszystkim są spekulacje, które ogólnie uważa się za piętę achillesową gospodarki wolnorynkowej. Coronavirus daje świetną wymówkę do podnoszenia cen na początkowych szczeblach drogi produktu do klienta, tłumacząc się zastojami w produkcji. Podwyżki jednak nigdy nie odzwierciedlają realnej kalkulacji korzyści i strat, bo starają się maksymalizować te pierwsze po stronie producenta. Tym samym sprawdza się próg bólu konsumenta, czyli to, ile jest w stanie więcej zapłacić za produkt w sytuacji ograniczonej podaży. To, czy to ograniczenie jest sztuczne czy nie, pozostaje w gestii producenta, choć każdy świadomy ekonomicznie człowiek wie, że kapitalizm w gruncie rzeczy ma na celu zwiększenie zysków, więc każdy chwyt jest dozwolony.
Świetnie obrazował to szał kryptowalutowy i nagłe wzrosty cen pamięci RAM (90% produkcji w rękach 3 firm), które po czasie zostały uznane za zmowy cenowe. Wielkie postępowania sądowe skończyły się na karach, które w obliczu zysków ze spekulacji wyglądały śmiesznie. Nawet paru prezesów w więzieniach jest średnią przestrogą przy tak astronomicznych pieniądzach. Nikt nie jest niezastąpiony. Wychodzi więc na to, że przy takich okazjach łamanie prawa handlowego jest wliczone w kalkulacje i nadal się opłaca, więc proceder będzie trwał.
Co robić w takiej sytuacji?
Przede wszystkim zweryfikuj historię ceny produktu, który Cię interesuje. Możesz to zrobić w prosty sposób przez porównywarki cenowe. Jeżeli okaże się, że podwyżka nie przebija 10% ogólnej wartości dobra, to można ją równie dobrze potraktować jako fluktuacje na rynku walutowym. W końcu handel z Chinami odbywa się w USD, więc jego umacnianie i osłabianie wpływa bezpośrednio na ceny.
Gorzej robi się, gdy wejdzie się trochę głębiej w strukturę tego, jak działa wielki handel z Chinami. Niestety większość elektroniki z Dalekiego Wschodu zamawia się z datami dostaw liczonymi w miesiącach. U niektórych producentów wręcz prognozuje się zapotrzebowania, a dostaje się tyle produktu, ile przyślą. Z tak ustawionym rynkiem przerwy w dostawach i produkcji oznaczają potężne przestoje, więc stany magazynowe drożeją same. Dlaczego? Bo na ceny produktów w dłuższym okresie składa się także prognoza zachowania równowagi popytu i podaży.
Łatwiej będzie wyjaśnić to na przykładzie:
GramTV przedstawia:
Załóżmy na chwilę, że jesteś hurtownią smartfonów i dzisiaj na magazynie zostało Ci 1000 sztuk produktu A. Prognozujesz, że przez następne dwa miesiące popyt na produkt A wyniesie 2000 sztuk, więc domawiasz sobie na drugi miesiąc następną turę produktu A, żeby go zaspokoić. Okazuje się jednak, że dostawa nie przyjdzie przez następne trzy miesiące, bo ani nie jest wyprodukowana, ani wysłana. Staje więc na tym, że do następnej dostawy za trzy miesiące masz 1000 sztuk produktu A i popyt na ponad 2000 sztuk produktu A, który trzeba zaspokoić. W tym momencie masz już powód do tego, aby podnieść cenę, bo wiesz, że jeżeli tego nie zrobisz, to Twój zapas wykupi konkurencja po niższej cenie, nawet ze sklepów, które zaopatrujesz, i sama podniesie cenę do wyższego pułapu. W końcu znacznie większy prognozowany popyt od rzeczywistej podaży musi wywindować cenę rynkową.
Najbardziej w tym wszystkim stratny jest konsument, który ten nieszczęsny produkt A chce kupić w przeciągu tych 3 miesięcy, bo będzie musiał za niego zapłacić znacznie więcej, niż przed podażowym kryzysem jeszcze długo przed realnym zachwianiem stanów magazynowych.
Teraz do równania dołóżmy spekulacje. Mijają pierwsze dwa miesiące, w których cena produktu A poszła do góry i zaczynasz zamawiać go na trzeci. W fabryce w końcu powiedzieli na wstępie, że po takim czasie powinni wrócić do pełni mocy przerobowej. Dostajesz jednak informacje, że fabryka dalej ma problemy i musi podnieść cenę. Wyślą Ci też mniej produktu A, niż potrzebujesz.
To dalej nakręca spiralę wzrostu cen na rynku, a niekoniecznie musi być prawdą. W końcu fabryka może tak naprawdę działać już bez problemu, ale korzysta ze sprzyjających warunków, by sprzedać produkt A za wyższą cenę. Zaczyna się więc walka o każdą sztukę produktu A, bo prognozowany popyt w połowie roku jest już tak wysoki, że nawet konsumenci zaczynają skupować produkt A, by sprzedać go drożej za miesiąc czy dwa. Tak było z kartami graficznymi podczas kryptowalutowego szału.
Co więc robić w takiej sytuacji? NIE KUPOWAĆ! Ograniczyć się jedynie do nabywania dóbr pierwszej potrzeby i zacisnąć zęby. Inaczej spirala nakręci się jeszcze bardziej, aż rozbije się o próg bólu konsumentów, o którym pisałem we wstępie. Ten niestety przy elektronice przesuwa się bardzo łatwo, dlatego też musimy jako klienci jeszcze bardziej trzymać się ramy. Niestety, mówię tu teraz o idealnym świecie, w którym każdy rozumie to, co tu teraz napisałem. Niestety nie jest to nasza rzeczywistość, więc ceny elektroniki polecą do góry przez najbliższe miesiące w niespotykanym dotychczas tempie. Dobrze, że rozwinęły się serwisy takie jak GeForce Now, które mogą chociaż trochę poprawić sytuację graczy, którzy w tym roku szykowali się na ulepszenie PC pod Cyberpunk 2077.
Dlaczego wzrost cen na komponenty PC ma być tak agresywny?
W 2020 roku zapowiedziano premiery dwóch nowych konsol, które generują potężne zapotrzebowanie na pamięć operacyjną. Karty graficzne też przez to oberwą, bo większość z nich opiera się na tych samych pamięciach. To będzie największy czynnik po Coronavirusie z Wuhan, który przybije gwóźdź do trumny normalnych cen sprzed kryzysu.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!