EA coraz bliżej końca drogi krzyżowej z Gwiezdnymi Wojnami

Mateusz Mucharzewski
2020/03/07 20:10
0
0

Umowa na linii Disney-EA to jeden z największych niewypałów w ostatnich latach w branży. Może chociaż jej koniec będzie pozytywny?

EA coraz bliżej końca drogi krzyżowej z Gwiezdnymi Wojnami

Za trzy lata wygaśnie dziesięcioletnia umowa między właścicielem marki Star Wars, a jednym z gigantów branży gier wideo. Minione siedem lat, mimo ostatniego sukcesu Fallen Order, to zdecydowanie okres zmarnowany. Jeszcze raz przypomnieliśmy sobie o tym niedawno, wraz z informacją o zawieszeniu prac nad kolejną grą. Tym razem obyło się bez medialnej burzy. Gracze nie wylewali też żali w mediach społecznościowych. Nikogo to specjalnie nie obchodzi, ponieważ rzeczy powtarzające się powszednieją. Ostatnio skasowany projekt to już trzeci z rzędu. EA udała się wyjątkowa sztuka uśmiercenia trzy razy tej samej gry. Tym razem zapewne skutecznie.

Na początku krótkie streszczenie historii. Pierwszy skasowany projekt to słynny Ragtag (nazwa kodowa) autorstwa Amy Hennig oraz Visceral Games. Finalnie skończyło się na zamknięciu studia odpowiedzialnego w przeszłości za serię Dead Space oraz rozstaniu z współtwórczynią marki Uncharted. Zgliszcza tej podobno bardzo ambitnej gry trafiły do ekipy EA Vancouver, znanej z pracy przy grach sportowych i pomaganiu innym ekipom należącym do Electronic Arts. Po roku projekt Orca trafił do kosza. Deweloper jednak przetrwał i otrzymał zadanie pracy nad czymś mniejszym. Tak rozpoczął się krótki żywot projektu Viking. Tym jednak razem liderem było studio Criterion, znane z serii Burnout oraz prac nad Battlefront II. Ta gra również nigdy nie powstanie. O jej skasowaniu mówiło się najmniej. Wszystko miało miejsce raptem w lutym, a i tak temat jest już praktycznie martwy. Złośliwi mogliby powiedzieć, że jest w nim tyle życia ile w strategii EA dotyczącej marki Gwiezdnych Wojen.

Trzeba przyznać, że niefrasobliwość Elektroników jest godna podziwu. Wszystko zaczęło się od Ragtag. Projekt trafił do Visceral Games, które od dłuższego czasu nie miało pomysłu na siebie oraz udanych projektów. Nawet po otrzymaniu pewniaka, czyli marki Battlefield, nie udało im się wiele zdziałać. O degrengoladzie tej ekipy pisałem w bardzo obszernym artykule. Warto go nadrobić, ponieważ mocno rozjaśnia sytuację w Visceral Games. Umowa na linii Disney-EA to jeden z największych niewypałów w ostatnich latach w branży. Może chociaż jej koniec będzie pozytywny? Kolejna gra żyła znacznie krócej i została skasowana z innego powodu. Projekt Orca miał korzystać z assetów pozostawionych przez Visceral Games, ale dodać do gry pewniejszy biznesowo otwarty świat. Finalnie jednak okazało się, że EA chciało wydać coś wcześniej. Włodarze spółki uznali, że na zbliżającym się wielkimi krokami przełomie generacji pojawia się pewna dziura w portfolio, którą należy załatać. Zapadła więc decyzja o tym, aby zmniejszyć skalę projektu i wydać go wcześniej.

W tym miejscu dochodzimy do najnowszej historii, którą opisał niezawodny Jason Schreier z Kotaku. Według jego informatorów trzecia inkarnacja tego nieszczęsnego projektu trafiła w ręce Criterion Games, które miało pełnić rolę głównego dewelopera (przy współpracy z EA Vancouver). Ten projekt ponownie pogrążył przerost ambicji. Twórcy serii Burnout chcieli mocnego nastawienia na historię i głębokiego zarysowania postaci. Okazało się jednak, że nie da się tego zrobić w półtorej roku. Nad projektem pracowały jednocześnie dwa studia z różnych kontynentów (siedziba Criterion mieści się w Londynie), co z oczywistych względów powodowało problemy komunikacyjne. Do tego EA Vancouver miało kilka pomysłów na etapie prototypowania, a nowy deweloper chciał dodać do tego własne. Nic więc dziwnego, że EA skasowało projekt, który nie mógł spełnić zamierzonego celu, czyli premiery w ściśle określonym oknie czasowym. Czas pokaże czy faktycznie pod koniec roku Elektronicy będą mieli dziurę w portfolio. Na pocieszenie można powiedzieć, że tuż po informacji o skasowaniu gry Criterion Games na PSN wyciekł enigmatyczny Project Maverick (grafika poniżej). Odpowiada za niego studio EA Motive. Nie wiemy jednak jaki jest gatunek tej gry. Trudno jednak spodziewać się czegoś dużego.

Drugi projekt został skasowany ze względu na stricte biznesową decyzję. Można wręcz powiedzieć, że zdecydował Excel. Pozostałe to jednak pokazówka fatalnego zarządzania w EA. Z historii Visceral Games dowiadujemy się, że studio zostało pozostawione bez kontroli. Z jednej strony miało ogromne ambicje, z drugiej nie potrafiło ich zrealizować. Z relacji byłych pracowników można odnieść wrażenie, że Electronic Arts zamykając studio skróciło jego męki. Z drugiej strony dlaczego spółka do tego dopuściła? To chyba właśnie jej rola w tym, aby kontrolować co robią deweloperzy. Z jednej strony dać im swobodę artystyczną, z drugiej dbać aby założenia projektów były realistyczne. Podobnie było przecież w Criterion Games. Studio miało tylko półtorej roku, a mimo wszystko EA pozwoliło na to, aby ekipę poniosła fantazja z nowymi pomysłami zamiast opracować realny plan i zrealizować go w terminie. W tym momencie można odnieść się do BioWare, które mimo iż nie zajmuje się marką Gwiezdnych Wojen (oprócz starego The Old Republic), ma w ostatnich latach podobne problemy. Ciągle zmieniające się wizje i brak spójnego planu spowodowały katastrofę z Mass Effect Andromeda oraz Anthem. Można za to obwiniać studio, ale finalnie odpowiedzialność za wszystko bierze ten na samej górze.

GramTV przedstawia:

EA miało wszystko, aby osiągnąć sukces z Gwiezdnymi Wojnami. Trudno się było dziwić, że Disney wybrał właśnie takiego partnera. Miał kapitał, technologię i zespoły pozwalające tworzyć gry AAA. Problemy znalazły się jednak w innych miejscach. Electronic Arts kompletnie nie potrafiło zarządzać projektami, które wymagały od ich studiów nowego podejścia. Kontrolujący wiele rzeczy LucasArts też nie był łatwym partnerem. Możliwe więc, że błędna decyzja została podjęta na samym początku. Być może części ekip zostały narzucone pewne ramy, znacznie węższe niż samo ograniczenie do uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wbrew pozorom to wcale nie jest prosty temat. Tym samym nieprzygotowani do takiego wyzwania ludzie musieli sprostać niezwykle trudnemu wyzwaniu, dodatkowo nie mając odpowiedniego wsparcia “z góry”.

Wnioski z sytuacji wyciąga również Disney. Gigant planuje zwiększyć swoje zaangażowanie w gry wideo, ale nie wiąże się to z bezpośrednim działaniem. W lutym reprezentujący go Sean Shoptaw szukał na DICE Summit potencjalnych partnerów. Disney ma mnóstwo marek, które tylko czekają na wykorzystanie i, co najważniejsze z perspektywy korporacji, zarabianie ogromnych pieniędzy na tantiemach. Przykład Spider-Man czy Star Wars Jedi Fallen Order pokazuje jak ogromne możliwości dają niektóre światy. Potrzeba tylko zespołu z odpowiednimi kompetencjami. Insomniac potrafił stworzyć swoją wizję Człowieka-Pająka, ale czy któreś ze studiów EA dałoby radę zrobić to równie dobrze?

Kierunek jaki ostatnio obiera Disney wydaje się więc znacznie lepszy. Zamiast wyłączności dla jednej firmy widzimy otwarcie się na wielu partnerów. To pozwala znaleźć idealne studio do danego pomysłu czy marki. To również szansa na to, że zobaczymy w postaci gier więcej superbohaterów Marvela czy takie postacie jak Indiana Jones. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wszyscy będą zadowoleni - gracze będą mieli więcej dobrej rozrywki, a Disney więcej pieniędzy do liczenia.

Na takim układzie w jakiś sposób zyska nawet EA. Wydaje mi się, że dzisiaj firmie ciąży licencja na Gwiezdne Wojny. Ewidentnie nie idzie jej z kolejnymi grami, przez co przez siedem lat doczekaliśmy się tylko trzech produkcji AAA. Gracze na pewno liczyli na więcej, chociażby powrót do kultowego Knights of the Old Republic. Zamiast tego BioWare nawet nie ruszyło marki (przynajmniej taki jest nasz aktualny stan wiedzy). Trudno więc liczyć na to, że w 2023 roku Disney zdecyduje się przedłużyć umowę z EA. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że tak układ nie ma racji bytu. Elektronicy pokazali, że w trudnych warunkach nie radzą sobie z zarządzaniem swoimi ekipami, które zbyt często pogrążają się w chaosie. Być może to jest powód, dla którego Respawn Entertainment nadal bardzo dobrze sobie radzi. To jest na tyle utalentowane studio, że potrafi zorganizować swoją pracę i wykorzystać swobodę. Inni z kolei często nie radzą sobie z presją, oczekiwaniami oraz brakiem stałej kontroli. Jeśli do tego dojdą ograniczenia uniwersum Gwiezdnych Wojen, katastrofa gotowa.

Myślę, że warto zakończyć ten tekst optymistycznym akcentem. Możliwe, że do końca umowy licencyjnej EA wyda nawet dwie gry w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Co będzie dalej? Wszystko wskazuje na to, że Disney nie popełni drugi raz tego samego błędu i nie powierzy swojej marki jednej firmie. Zresztą ciężko mi sobie wyobrazić innego wydawcę, który ma takie zasoby (technologia, kapitał, studia) i jednocześnie może odstawić na bok własne IP, aby skupić się na Gwiezdnych Wojnach. Stawiam więc na współpracę ze wszystkimi, którzy będą w stanie spełnić oczekiwania licencjodawcy. Więcej pracy po stronie Disneya, ale i potencjalnie dużo, dużo większe korzyści.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!